Zupełnie nie podzielam tezy, że rzecznik jest rządom zbędny. Rzecznik w rodzaju Urbana, Miazka czy Tobera - przy całym szacunku dla Panów - nie. Rzecznik rządu powinien być najlepszym spośród PR-owców, kimś, kto o komunikacji społecznej myśli w kategoriach całej kadencji, kto buduje system przekazu i pomaga w tworzeniu reputacji rządu, a nie tylko jednodniowego wizerunku. Innymi słowy: jeśli postrzega swoje zadanie długoterminowo, jest PR-owcem, a nie ustami rządu, wtedy jest potrzebny, wtedy jego robota ma sens. Nie warto, rzecz jasna, czynić z PR celu działania, jak w czasie Marcinkiewicza i obecnie, to tylko narzędzie, ale trzeba je stosować jak na PR-owców przystało: z klasą, z wiedzą, z horyzontami. Niestety, kolejne rządy myślą raczej o bieżączce a nie długoterminowej komunikacji, o polityce przekonywania i SŁUCHANIA ludzi. Nie myślą jak "zrobić" sobie drugą kadencję, zrealizować zapowiedziany program, lecz - jak przetrwać. I uznają, że rzecznik ma to im zagwarantować. Smutne.
| Jacek Prześluga 17.10.2009 18:19:31 |