Kreatywni podbijają kosmos, czyli burza mózgów na sterydach

dodano: 
04.02.2015
komentarzy: 
0

Widzisz przed sobą same tęgie, kreatywne głowy. Wasz cel jest jeden – pomysły, które rzucą klienta na kolana, pozostawią konkurencję daleko w tyle. To musi się udać. Za rok odbierzecie nagrody za swoje kreacje, opowiadając w mediach o fantastycznej energii, którą czerpali od siebie nawzajem uczestnicy tej burzy mózgów. O wzajemnej inspiracji, która sprawiła, że wasza wyobraźnia przebiła sufit i wzniosła się na orbitę nieosiągalną dla ludzi działających w pojedynkę...

Mniej więcej tak to wyglądało w twojej wyobraźni. Teraz, po godzinie, zastanawiasz się co poszło nie tak. Owszem, pojawiły się pomysły, niektóre całkiem ciekawe. Może nawet przebiły sufit, ale spaliły się w atmosferze, nie mając żadnych szans na podbój przestrzeni kosmicznej. Niby nie było źle, ale jednak czegoś zabrakło. Już po fakcie trochę bliżej ci do ogłoszenia żałoby firmowej niż do budowania łuków triumfalnych.

Brzmi znajomo? Jeśli tak, to twoje doświadczenie nie było niczym wyjątkowym. Efekty burzy mózgów niekiedy znacznie odbiegają od naszych oczekiwań. Dlaczego tak się dzieje? Może same burze mózgów nie są takie jak należy? A może przeceniamy ich rolę w generowaniu pomysłów? Może wreszcie burze mózgów zwyczajnie... nie działają? Odpowiedź leży zazwyczaj gdzieś pośrodku.

Burze "móżdżków"
Burza mózgów to metoda powszechnie wielbiona. Bez trudu zapełnimy swoje półki książkami, a dysk publikacjami, które prześcigają się w receptach na najlepsze spotkanie kreatywne. O tym, że burza mózgów nie musi być i często nie jest efektywnym narzędziem, większość z nich milczy.

Od kiedy Alex Osborn posłużył się pojęciem „brainstorming”, promując kreatywne rozwiązywanie problemów w grupie, naukowcy setki razy sprawdzali, czy jego metoda zasługuje na swoją popularność. Wyniki są jednoznaczne – na palcach jednej ręki można policzyć badania, w których uczestnicy burzy mózgów byli bardziej kreatywni niż osoby pracujące samodzielnie.

Szybko zaczęto poszukiwać winowajców takiego stanu rzeczy. Okazało się, że istnieje całkiem sporo okoliczności, które nie tylko nie wzmagają efektywności uczestników, ale wręcz ją obniżają. Podstawowy problem to tzw. „blokowanie produktywności”. Od uczestników burzy oczekuje się lawiny pomysłów, ale już na starcie to zadanie jest utrudnione. W danym momencie może mówić tylko jedna osoba, a pozostałe powinny się jej przysłuchiwać, żeby zgodnie z zaleceniem Osborna ulepszać cudze propozycje. W tym samym czasie osoby, które mają już własne pomysły, wyczekują na właściwy moment by się nimi podzielić, a pozostali poszukują nowych rozwiązań.  Takich problemów nie mają osoby pracujące osobno, dlatego niemal zawsze generują więcej pomysłów. Zazwyczaj też ich koncepcje są też bardziej różnorodne, bo uczestnicy burzy mózgów mimowolnie podążają za ideami, które wybrzmiały na początku sesji.

Mniejsza produktywność grup to zresztą nie tylko wina sytuacji – ważne są też skłonności i lęki poszczególnych członków grupy. Susan Cain poświęciła całą książkę problemom introwertyków, którzy potrafią być bardzo twórczy, ale w grupie nie mogą rozwinąć skrzydeł. Podobnie jest z osobami odczuwającymi lęk przed oceną. Tak jak wielu studentów nie zabierze głosu w trakcie wykładu z obawy przed ośmieszeniem, tak niejeden uczestnik burzy mózgów będzie wolał siedzieć jak mysz pod miotłą niż dzielić się pomysłami, które mogą mu równie dobrze zapewnić poklask, jak i na różne sposoby okazywaną dezaprobatę. Zupełnie inne powody skłaniają do bierności tych, którzy upatrują w burzy mózgów okazji do odpoczynku od pracy. Zjawisko to znane jest pod nazwą „próżniactwa społecznego” – gdy indywidualny wkład członków grupy trudno oszacować, przeciętny Smith czy Kowalski niemal zawsze zrobi mniej, niż gdyby działał na własną rękę.

Burza na sterydach
Koncepcja burzy mózgów Osborna ma swoje wady, te wymienione to tylko najważniejsze z nich. Mimo to brainstorming cieszy się dużą popularnością jako metoda poszukiwania kreatywnych rozwiązań, a naukowcy, mimo zniechęcających wyników badań, nie spisali jeszcze burzy mózgów na straty. Wierzą w stymulujący potencjał cudzych pomysłów i starają się raczej udoskonalić metodę Osborna niż odsądzać ją od czci i wiary.

Badacze przynajmniej częściowo rozprawili się z blokadą produktywności i obawą uczestników przed oceną. Receptą okazały się elektroniczne burze mózgów i tzw. brainwriting. W pierwszym przypadku członkowie grupy zapoznają się z cudzymi pomysłami w postaci elektronicznej. Dzięki temu nie muszą stale dzielić zasobów uwagi między własne przemyślenia i cudze propozycje. W przypadku brainwritingu z kolei pomysły są zapisywane na kartkach i w ten sposób przekazywane pozostałym członkom grupy. Takie formy prezentacji własnych pomysłów są dużo łatwiejsze do zaakceptowania przez osoby, które stresuje publiczne zabieranie głosu. A dodatkowo mogą skutecznie zmotywować „społecznych próżniaków” – np. wtedy, gdy każdy uczestnik brainwritingu posługuje się długopisem  w innym kolorze.

Naukowcy wzięli też pod lupę podstawowe zasady burzy mózgów, zaproponowane przez Osborna. Jednym z takich „dogmatów” – zakazem krytyki pomysłów w pierwszej fazie brainstormingu – zajęła się Charlan Nemeth z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Badaczka postanowiła sprawdzić czy zakaz krytyki jest rzeczywiście zbawienny dla liczby pomysłów i ich jakości. Jej badania pokazały, że intuicja Osborna nie była trafna. Grupy, które zachęcano do prowadzenia dyskusji, osiągnęły lepsze rezultaty od tych, którym zakazano komentowania padających propozycji. Wprawdzie praca zespołowa przyniosła w obu wypadkach podobne rezultaty, ale gdy po krótkiej przerwie poproszono, by już każdy osobno dodał własne pomysły, znacznie większą kreatywnością wykazali się członkowie tych grup, którzy mieli wcześniej możliwość przedyskutowania proponowanych rozwiązań.

Każdy sobie... łamie głowę
Popularność burzy mózgów sprawiła, że indywidualne próby twórcze zeszły do podziemia. Tymczasem wyniki badań i relacje twórców przekonują, że samodzielna praca odgrywa ogromną rolę w generowaniu pomysłów i burza mózgów powinna być raczej dodatkiem do indywidualnego brainstormingu niż go zastępować. Co ciekawe, w trzecim wydaniu swojej książki pt. Applied Imagination: Principles and Procedures of Creative Thinking taki pogląd wyraził sam Osborn.

Jak zatem połączyć grupowe uniesienia twórcze z pustelniczą kreatywnością? Sposobów jest kilka i dotyczą w dużej mierze okresu poprzedzającego i następującego po właściwej burzy mózgów:

  1. Organizator sesji brainstormingu powinien poinformować uczestników o jej temacie i celach z odpowiednim wyprzedzeniem (np. dwu- lub trzydniowym), przekazując przy tym materiały, które pozwolą członkom grupy przygotować się do burzy mózgów.
  2. W trakcie samego spotkania, jeśli nie zostanie zastosowana metoda brainwritingu ani wspomaganie elektroniczne, można przeznaczyć określony czas na indywidualną pracę uczestników.
  3. Część kreatywną warto podzielić na dwa etapy i oddzielić je przerwą. Tym sposobem przerwana zostaje fiksacja na dotychczasowych pomysłach i po krótkim odpoczynku uczestnicy stają się znacznie bardziej twórczy.
  4. Po zakończeniu burzy mózgów organizator powinien zapewnić uczestnikom dodatkowy czas na przesyłanie pomysłów, które zrodziły się już po pracy w grupie.

To wyliczenie pokazuje, że burza mózgów nie musi i nie powinna być traktowana jako samodzielne i najważniejsze źródło twórczych rozwiązań. Okazuje się zadziwiająco mało produktywna, gdy nie towarzyszy jej indywidualna praca.

Dlatego burza mózgów nie powinna zacząć się z chwilą zebrania grupy i zakończyć, gdy już każdy wróci do swoich zadań. Nie bez powodu zaleca się, by szczegółowe informacje przekazywać uczestnikom odpowiednio wcześnie, a już po fakcie umożliwić im działanie w pojedynkę.  W generowaniu nowych pomysłów pomaga choćby sen i proste, wykonywane mechanicznie czynności. Coś na ten temat mógłby powiedzieć Einstein, który na najlepsze rozwiązania wpadał przy goleniu. Nie trzeba jednak szukać tak daleko - jak często nasze jałowe rozmyślania kończyły się nagłym olśnieniem pod prysznicem albo w łóżku, gdy byliśmy pogrążeni w półśnie?

Houston, mamy pomysł!
Po latach badań wiemy już całkiem dużo na temat burzy mózgów i innych metod twórczego rozwiązywania problemów. Naukowcy dość dokładnie prześwietlili propozycje Alexa Osborna, którego przewidywania okazały się niejednokrotnie zaskakująco trafne.

Intuicja nie zawsze jednak była jego sprzymierzeńcem. Ma to znaczenie tym większe, że głoszone przez niego zasady kreatywnej pracy bywają bronione z niemal religijną żarliwością, a nawet konstruktywna ich krytyka jest traktowana jak szarganie świętości. Po części z powodu tego zauroczenia Osbornem i jego koncepcją, a po części oczywiście z powodu niewiedzy, na porządku dziennym są burze mózgów, które prędzej przyprawią uczestnika o ból głowy, niż dostarczą tak wyczekiwanych, błyskotliwych pomysłów.

 Znasz ten ból głowy z autopsji? Chcesz to zmienić? Przekonaj się do burzy mózgów w bardziej „naukowym” wydaniu. A przede wszystkim pamiętaj, że na niej świat się nie kończy.  Jeśli cię zawiedzie, poszukaj pod prysznicem. Poszukaj w parku, w czasie sobotniego spaceru. Może właśnie tam znajdziesz pomysły, które tylko czekają, by ktoś wreszcie wystrzelił je w kosmos.

Tomasz Biegański, Junior Account Manager w Multi Communications

Artykuł wraz z bibliografią opublikowano na blogu Multi Communications

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin