M jak…masakra, czyli Warszawa się promuje

dodano: 
08.12.2011
komentarzy: 
0

Spot promujący Warszawę wywołał w sieci lawinę bezlitosnych komentarzy w stylu: „M jak…masakra”, „żenujący”, „bez szału”. Internauci pytają wprost: „Co poeta miał na myśli?”. Ale zamiast na dynamiczne i atrakcyjne turystycznie miasto, zwracają uwagę na to, że bohaterowie filmu „przebiegli Warszawę wzdłuż i wszerz, a potu ani śladu…” oraz na podtekst seksualny, co do którego biuro stołecznej promocji „odmawia współpracy”.

Właściwie zaraz po prezentacji spotu, w internecie zaroiło się od przeróbek typu „Prawdziwa historia pana z erekcją” czy „Prawdziwsza historia”. Wielu twierdzi nawet, że są bardziej pomysłowe, natomiast na temat autorów, którzy opracowali scenariusz oficjalnego filmu, mówi się, że „kreatywność wymknęła się im spod kontroli”. Adam Mikołajczyk z Best Place - Europejskiego Instytutu Marketingu Miejsc przyznaje, że „trudno oceniać spot bez briefu”, ale zaznacza też: „Jeżeli zamawiający zażyczył sobie tego, co wyszło, to nie jest to to, czego oczekiwałbym po szóstym największym mieście Europy, które jest gospodarzem Euro 2012”. Dodaje, że w ogóle ma „duże obiekcje co do wszystkich działań PR-owych, reklamowych i marketingowych władz stolicy”.

Spot jak seksturystyka?

Internauci prześcigają się w wyliczaniu błędów i niekonsekwencji występujących w klipie, wskazują też na podobieństwa do innych reklamówek, choćby tej marki Fujitsu. „Biegi są w różnych sportach. Historia jest inna” – odpiera zarzuty Katarzyna Ratajczyk ze stołecznego biura promocji. Przede wszystkim jednak większość zwraca uwagę na podtekst seksualny i ironicznie próbuje zgadywać, o czym jest spot: „Szkolenie pokazujące, w jaki sposób nawiązywać biznesowe kontakty? Widzisz ładną, biegnącą kobietę – lecisz za nią. Na wszelki wypadek. Nawet, jeśli nie zaciągniesz jej do hotelu, to »a nuż widelec« będziemy partnerami w biznesie?” – czytamy w komentarzach na kominek.tv. Podobnej interpretacji dokonał Mirosław Obarski z PR Consultants, który spot nazywa „wizerunkową pomyłką roku”. Dla niego film sprowadza się do jednego: „Obcokrajowiec zerka na swoje krocze, z wyraźnie zarysowanymi genitaliami. Po czym rzuca się biegiem za mieszkanką Warszawy, która na koniec tego pościgu lustruje jego męskość. Wciąż zastanawiam się, co chcieli tym przekazać twórcy filmu promującego stolicę?” – pyta zdegustowany. Uważa, że historia rywalizacji pomiędzy mężczyzną i kobietą, która miała służyć promowaniu Warszawy, oddaliła się od swojego celu. „Widz skupia się tylko na pierwszym planie, zamiast na stolicy” – mówi – „Widzi napalonego cudzoziemca. Facet przyjechał na tzw. gościnne występy i ugania się za Polką, która w końcu mu ulega. Tak mamy myśleć o obcokrajowcach i Polkach? Zgroza.” – komentuje Obarski. Mikołajczyk jest daleki od doszukiwania się „gwałciciela” w filmie. Twierdzi jednak: „Warszawa nie posiada profesjonalnej strategii promocji, nie ma przemyślanej koncepcji i działa po omacku”. Jak mówi PRoto.pl, doszły do niego także informacje, że spot był przygotowywany „na szybko”.

Cenne 5 minut

Film w opinii Obarskiego dla młodszych widzów jest „zbyt siermiężny”, a dla starszych – „zbyt chaotyczny”. Poza tym dziwią go „tak wysokie nakłady finansowe”. Miasto wydało na ten cel nieco ponad 500 tys. zł, tymczasem ocena widzów – „pieniądze wyrzucone w błoto” – jasno daje do zrozumienia, że nie było warto. Czytelnicy PRoto.pl w komentarzach domagali się także wyjaśnienia, czy obiekty takie, jak Cafe Szpilka i Le Regina to „dobra narodowe”, które zasługują na swoje 5 minut w materiale promującym Polskę na Euro 2012. Obarski ten zabieg krytykuje: „Twórcy filmu zdecydowanie nie powinni promować miejsc prywatnych za publiczne pieniądze. To jest nadużycie zaufania publicznego”. O produkt placement zapytaliśmy Ratajczyk. Zaprzecza, by miało miejsce, ale potwierdza, że urząd po fakcie skorzystał z konsultacji prawnych. Podkreśla jednocześnie: „Ustawa nas nie dotyczy, bo nie prowadzimy działalności komercyjnej” i przekonuje: „Miejsca wybrane zostały ze względu na architekturę”. Agnieszka Noumiuk, PR& marketing manager Le Regina, tego nie podważa – według niej „hotel został bardzo dobrze zaprezentowany”. Nie chce jednak oceniać filmu jako całości. „Nie jesteśmy producentem, nie my zlecaliśmy wykonanie spotu i nie płaciliśmy za to. Ale z pewnością wolelibyśmy wystąpić w materiale, który lepiej przysłużyłby się wizerunkowi Warszawy” – mówi. Dodaje, że firma zawsze chętnie włącza się w promocję stolicy i nie wyklucza dalszej współpracy, ale: „Wydźwięk jest niekoniecznie taki, jakbyśmy sobie tego życzyli, nie spodziewaliśmy się takiego finału”. Wypowiedzi na ten temat „chciałaby uniknąć” także rzeczniczka prasowa Centrum Nauki Kopernik, Aneta Prymaka-Oniszk, która zauważa: „Jesteśmy instytucją publiczną i nie możemy zabronić wykorzystywania naszego wizerunku”. Do Cafe Szpilka nie udało nam się dodzwonić. Jakby na problem nie spojrzeć, działania promocyjne stołecznego Ratusza od jakiegoś czasu spotykają się z notoryczną krytyką. Tymczasem urzędnicy z mozołem kuszą hasłem: „Zakochaj się w Warszawie”.

Edyta Skubisz

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin