Marketing miejsc przy kawie: grzechy główne

dodano: 
10.10.2012
komentarzy: 
0

„Są fajne przykłady, ale generalnie jest mielizna i jej przyczyny są trochę poza nami” – powiedział Grzegorz Kiszluk, redaktor naczelny magazynu BRIEF, na kolejnym spotkaniu ZFPR z cyklu „Kawa, Herbata, PR”, poświęconemu tym razem marketingowi miejsc. Znawcy tematu - Joanna Delbar, wiceprezes ZFPR, Adam Mikołajczyk, prezes Best Place Institute oraz Emilian Kamiński, aktor i założyciel Teatru Kamienica, dyskutowali o wpływie polityki i potrzebie udziału biznesu przy tego typu projektach.

Eksperci dyskutowali o głównych problemach, z jakimi spotykają się na co dzień przy projektach dotyczących marketingu miejsc. Zgodnie zwracali uwagę na to, że promocja nie jest samym w sobie zadaniem do wykonania i często urzędy nie umieją skoordynować tych działań z innymi. „Dobra marka potrzebuje zaangażowania nie tylko administracji, biznesu, ale i ważnych pomocników, takich jak agencje PR, firmy doradcze i uczelnie. Tymczasem np. te ostatnie u nas tylko teoretyzują i nic z tego nie wynika” – powiedział Grzegorz Kiszluk.

Adam Mikołajczyk ubolewał nad tym, że nadal na poziomie centralnym nie ma usystematyzowanych badań. Na poziomie samorządów jest jego zdaniem nieco lepiej – woj. małopolskie bada np. od 11 lat swój ruch turystyczny. Mimo to, badań syndykatowych ciągle na próżno szukać – kilka firm prywatnych próbowało tego dokonać, ale ich inicjatywa nie spotkała się z zainteresowaniem ze strony urzędników. „Samorządy nie mogą się dobrze promować. Ten system ma kilka wad, ale jedną przede wszystkim. Jest nią polityka” – zauważył przedstawiciel Best Place Institute. Podkreślił, że bardzo trudno przeprowadzić z sukcesem projekty promocji w samorządach (w przeciwieństwie do tych realizowanych z firmami prywatnymi), bo zawsze, na którymś etapie wypływają problemy związane z polityką. „I człowiek staje przed dylematem – trzymać się wyznaczonej merytoryczności popartej analizami – i wtedy samorząd najpewniej rezygnuje z umowy – albo szukać konsensusu, ale bez sprzedawania się na zasadzie »ok., analizy porzucamy i robimy, co chcecie«”.

Emilian Kamiński dodał, że warto w tego typu przedsięwzięciach sięgać po tradycję, by przypominać np. tożsamość przedwojennej Warszawy – „Paryża Północy”. Wyraził żal, że tak niewiele spektakli wystawianych w stolicy w jakikolwiek sposób do niej nawiązuje, podczas gdy w Nowym Yorku, Berlinie czy Londynie jest zgoła inaczej. Zgodził się z nim Mikołajczyk, który zaznaczył, że nie da się mówić o budowie marki miasta na przyszłość, gdy nie sięgamy do jego genezy. W przeciwnym wypadku ten obraz będzie niepełny”. Przestrzegł jednak, by nie popadać ze skrajności w skrajność – ani zbytni nacisk na nowoczesność w oderwaniu od tradycji, ani zbyt silne trzymanie się historii nie wyjdą nikomu na dobre. Joanna Delbar podała tu przykład Szczecina, który promuje się jako miasto ogrodów. Jak skomentował naczelny magazynu Brief, komunikacja z zakresu marketingu miejsc przyniesie zadowalające rezultaty, gdy zajmą się nią ludzie pokroju Steve’a Jobsa. Jego zdaniem problem tkwi w administracji, która „zachowuje się jak właściciele, a nie jak zarządcy”. „Brakuje kogoś, kto czuje się managerem. Agencje PR są przecież jak malarz pokojowy – wchodzi taki do twojego domu i musi usłyszeć, na jaki kolor chcesz pomalować ściany”.

Całość natomiast nie działa, jak należy, bo „kategorie są w haniebnym chaosie” – zauważył Kamiński. „Trzeba w tym kraju uporządkować pewne rzeczy, trzeba mieć program” – powiedział. Mikołajczyk potwierdził, że ze strategią jest źle. Co gorsza, jak podał, w Polsce nie bada się skuteczności i efektywności przeprowadzonych działań, a jeśli już, to na zasadzie zero-jedynkowej, z której nie można wyciągnąć żadnych konkretnych wniosków. Wszyscy paneliści zgodzili się co do faktu, że należy zrewidować ustawę o zamówieniach publicznych, gdyż w obecnym kształcie nie pomaga, tylko przeszkadza w promocji miejsc. Kluczowy jest także według nich brak partnerstwa publiczno-prywatnego. Taki stan rzeczy z kolei prowadzi do sytuacji, że PR jest obecnie źle odbierany. „Wystarczy powiedzieć, że w polityce jest za dużo PR-u. Tymczasem PR to narzędzie. Może być dobrze i źle robiony. Tylko ten dobry jest w stanie pomóc kulturze i miastom” – skomentował Grzegorz Kiszluk. (es)

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin