.

 

Misja Don Kichota?

dodano: 
22.07.2013
komentarzy: 
0

Zanim cała reszta, najpierw pytanie: Czy gdyby nie feralne „dziękujemy za zawracanie d...!”, to prowadzilibyśmy dziś tę burzliwą dyskusję?

Przyjmuję argumenty zarówno krytyków, jak i obrońców agencji Brainshake. Nie żyjemy jednak w świecie czarno-białym. Nasza wiedza o kulisach tego i innych przetargów branżowych pozwala nam jedynie snuć domysły i oceniać według własnych doświadczeń. Niewątpliwie tak ostra reakcja agencji wywołała bardzo potrzebną dyskusję. A marka Porsche, nieco pechowo, padła jej ofiarą.

Z punktu widzenia prawnego, a może nawet etycznego, wszystko odbyło się zgodnie z dobrą praktyką. Koncern zlecił przetarg, do finalnych rozgrywek (czytaj: większej ilości pracy) zaprosił wąską liczbę agencji. Nie zdecydował się na wybór oferty, jednak zapowiedział chęć dalszej współpracy. Kulisów tej decyzji nie znamy: być może budżet anulowano, być może żaden z pomysłów nie był godzien Oskara, a może przeważyły względy wewnętrzne firmy, o których nie mamy pojęcia…

Co jednak jest pewne, i co zabolało tak wiele osób z branży, włącznie ze mną, to smutna analogia tej sytuacji do wielu „przetargów” nakierowanych na drenaż pomysłów. Wydaje mi się niezwykle mało prawdopodobne, aby marka renomy Porsche świadomie zastosowała podobną praktykę. Co więcej, jestem pewna, że jej PR-owcy wpisują dziś w procedury kryzysowe, jak unikać w przyszłości stosowania tak niefortunnej argumentacji podczas zaniechania przetargu. Ta sytuacja z pewnością odbije się czkawką i dla Brainshake i dla Volkswagena.

Problem w tym, że każdy z nas, Koledzy i Koleżanki z agencji, ma na koncie kilka lub kilkanaście przetargów, na które poświęcił noce przygotowań, hektolitry kawy, godziny burzy mózgów… tylko po to, by oglądać je wdrażane cudzą ręką. Lub zamiatane pod dywan, bo przetarg „anulowano”. Jest to praktyka skandaliczna, nieetyczna i przede wszystkim zgubna także dla klienta – bo zniechęca agencję do wysiłku na rzecz profesjonalnego przygotowania oferty. I tylko niewiele firm jest na tyle silnych, aby w sądzie domagać się respektowania praw autorskich.

Osobiście mam nadzieję, że pokłosie tej dyskusji będzie dalekie od walki z wiatrakami. A fakt, że problem został wytknięty w mało elegancki sposób, będzie motywacją dla rozpoczęcia wyważonej, merytorycznej rozmowy o tym, jak promować etyczne zachowania w przetargach. I jak przekonać klientów, że szacunek dla kreatywnej pracy partnerów jest w ich interesie.

Barbara Ryttel, partner Vision Group

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin