.

 

Polityczna telenowela, czyli kampania prezydencka 2015

dodano: 
16.03.2015
komentarzy: 
0

Prowokacje, medialny szum, brak treści i sztucznie kreowane emocje. „Kampanii prezydenckiej nie traktują poważnie już ani kandydaci, ani wyborcy” – czytamy w serwisie newsweek.pl.

Jak zauważa Kalukin, zwycięzca jest znany, ale nie chodzi o finał, lecz to, co dzieje się przed nim. W kampanii liczą się przede wszystkim emocje, nikogo nie interesują programy. „Amerykanie już dawno odkryli, że kampania jest przede wszystkim spektaklem, a nie okazją do wciągnięcia wyborców w dyskusję. W Polsce jednak i ten triumfujący infotainment zmienił reguły gry. Zaczęła liczyć się więc jedynie oprawa” – pisze.

Zwraca też uwagę, że sztaby swoich przekazów nie kierują do widza stacji informacyjnych czy czytelnika gazet, bo to wyborca już ukształtowany, o którego się nie zabiega. Trzeba przekonać o tych, którzy nie mają ugruntowanych poglądów. Ale skoro na konwencjach są i dziennikarze, którzy relacjonują wszystko na żywo w internecie – trzeba sprawić by pisali o mocnym przekazie i dynamice.

Trzeba u kandydata pokazać to co najlepsze, a słabe strony zatuszować. Najłatwiej to zrobić, gdy kandydat jest mało znany. „W kampanii Komorowskiego chodzi więc po prostu o to, aby stracić jak najmniej poparcia” – czytamy. Współczesny marketing polityczny dopasowuje wizerunki kandydatów do społecznych oczekiwań.

Kalukin zwraca też uwagę, że w tej kampanii nie będzie z pewnością wielkich sporów, jak te Wałęsy i Kwaśniewskiego czy Kaczyńskiego i Tuska. „Wtedy bohaterowie reprezentowali jeszcze autentyczne zbiorowe tożsamości. Dziś są jedynie wizerunkami w politycznej telenoweli” – podsumowuje.

Źródło:

polska.newsweek.pl, Wyborcza opera mydlana, Rafał Kalukin, 15.03.2015
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin