PR-owiec = człowiek-orkiestra?

dodano: 
17.03.2014
komentarzy: 
3

„I tak zostałem specjalistą ds. marketingu internetowego, PR i wynajmu powierzchni biurowych” - tak mogłaby brzmieć puenta branżowego dowcipu czy wypowiedź drwiącego z korporacyjnego życia bohatera książki „Pokolenie IKEA”. Mogłyby, gdyby nie fakt, że zupełnie poważna oferta pracy na takim właśnie stanowisku kilka dni temu pojawiła się w internetowych serwisach rekrutacyjnych. W dość brutalny sposób sprowadza ona na ziemię wszystkich tych, którzy już dawno świętowali nadejście epoki zrozumienia roli PR-u w przedsiębiorstwie. A może to właśnie ta epoka nakazuje PR-owcowi być człowiekiem-orkiestrą?

Niewątpliwie zmieniające się zachowania klientów, zmiany w konsumpcji mediów, stale zwiększająca się rola internetu i serwisów społecznościowych oraz wiele innych efektów postępującej rewolucji technologicznej nie pozostały i nie mogą pozostawać bez wpływu na codzienną pracę specjalisty ds. public relations. W końcu już teraz najpierw przeglądamy media społecznościowe, a dopiero później uruchamiamy pocztę elektroniczną, co jeszcze kilka lat temu było priorytetem w porannym rytuale.

Znakomitej większości z nas wydawało się, że czasy postrzegania PR-owca jako osoby, która „zapewni nam dobrą prasę, ogarnie reklamy, zapanuje nad sprzedawcami i machnie kilka eventów”, odeszły do lamusa, jednak nadal momentami wracamy do źródeł. Aby się o tym przekonać, wystarczy lektura kilkudziesięciu ofert pracy w branży public relations. Poza klasycznymi cechami takimi jak: komunikatywność, bardzo dobra znajomość języka polskiego i angielskiego, zdolności interpersonalne, umiejętności zarządzania projektami oraz odpowiednie doświadczenie, idealny człowiek pracujący w dziale komunikacji czy agencji PR powinien również „posiadać wiedzę z zakresu tworzenia programów lojalnościowych”, wykazać się „znajomością obsługi programów graficznych Corel, Photoshop, InDesign”, znać „tajniki pozycjonowania stron www”, potrafić „przygotowywać materiały do druku” oraz posiadać sukcesy na polu „zarządzania siecią sprzedawców”. To tylko kilka przykładów, z których nietrudno wyciągnąć wniosek, że w opinii wielu PR-owiec XXI wieku to jeden muzyk, który potrafi zagrać na wszystkich instrumentach. Multi-tasking święci triumfy.

Z drugiej strony od wielu lat obserwujemy ogólnorynkowy trend specjalizacji w ściśle określonych kierunkach. Jak grzyby po deszczu powstają firmy wyspecjalizowane w działaniach social mediowych, współpracy z blogerami czy akcjach z zakresu marketingu wirusowego, a coraz więcej agencji PR dąży do koncentracji swoich usług w konkretnych branżach, świadomie rezygnując z pracy na rzecz innych. Pozornie mamy więc do czynienia z paradoksem, w którym specjalizacja jednych graczy wymusza rozszerzanie kompetencji innych. Współczesny PR-owiec w korporacji czy agencji PR staje się niejako „hubem”, mającym za zadanie koordynować działania nierzadko należące do obszaru tradycyjnego marketingu czy sprzedaży, prowadzone przez wiele podmiotów zewnętrznych wyspecjalizowanych w swoich dziedzinach. Trzeba podkreślić, że efektywna koordynacja aktywności na wielu płaszczyznach wymaga zdolności komunikacyjnych, dobrej organizacji, umiejętności korzystania z wiedzy i doświadczenia innych, lecz nie oznacza wykonywania tych zadań samodzielnie. I choć nieostrość granic między PR a marketingiem sięga czasów, kiedy narodziło się pojęcie public relations, a nowoczesne i kompleksowe podejście do komunikacji z konsumentem wymaga ścisłej współpracy wszystkich zaangażowanych w ten proces, wyzwaniem dzisiejszych czasów wydaje się już nie zdefiniowanie co jest, lecz co nie jest zadaniem speca od public relations. Warto przy tym pamiętać, że obsługa programów graficznych to niezmiennie domena grafika, w dowodzeniu siecią sprzedawców najlepiej sprawdzi się doświadczony w zarządzaniu zespołem handlowiec, a wynajem powierzchni biurowej dobrze jest pozostawić w kompetencjach działu sprzedaży czy specjalistów rynku nieruchomości. Takie podejście zapewni wysoką jakość świadczonych usług i wykonywanych zadań, chroniąc przed sytuacją, w której ponad 100 lat temu znalazł się słynny Titanic – orkiestra jeszcze grała, kiedy transatlantyk szedł na dno.

Radosław Wójcik, właściciel agencji Cynamon PR

komentarzy:
3

Komentarze

(3)
Dodaj komentarz
18.03.2014
0:03:55
Dab
(18.03.2014 0:03:55)
@max Prawda to co napisales, ale ja spiewal Tede: "hajs, hajs, hajs tak to czytaj" :)
17.03.2014
18:10:07
http://rankingl...
(17.03.2014 18:10:07)
Ciekawe
17.03.2014
12:52:02
max
(17.03.2014 12:52:02)
sami jesteśmy sobie winni. a w zasadzie winne są pseudo agencje i pseudo specjaliści, którzy za kontrakt zrobią wszystko. murarz, tynkarz, akrobata.
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin