Publiczne vs. prywatne, czyli wpisy w mediach społecznościowych powodem zwolnień

dodano: 
14.09.2015
komentarzy: 
0

Publikowanie postów na Facebooku czy Twitterze wiąże się z możliwością dotarcia do nich przez każdego. Jednak coraz częściej zaczyna to przeszkadzać pracodawcom. Ci zaś swoje niezadowolenie wyrażają dobitnie – podejmują decyzje o zwolnieniach. Liczba przykładów rośnie - czytamy w Gazecie Wyborczej.

Nie tak dawno, bo kilka dni temu, zagrożone zostało stanowisko Ewy Wanat, po tym jak redaktor naczelna Radia RDC na swoim profilu zamieściła post, który nie wszystkim przypadł do gustu – czytamy w Gazecie Wyborczej. Wpis był odpowiedzią na niezadowolenie z obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Wanat zapytała: „Dlaczego polskie sześciolatki są głupsze od rówieśników z Włoch, Francji i Niemiec? A może tylko państwu Elbanowskim rodzą się takie nierozgarnięte dzieci?”. Wypowiedź wywołała niemałe kontrowersje. Obojętny na nią nie pozostał również przełożony dziennikarki, Wojciech Borowik, szef rady nadzorczej RDC. Na swoim profilu podkreślił, że Wanat dokonała wyboru – na rzecz bycia skandalizującą celebrytką zrezygnowała ze stanowiska redaktor naczelnej RDC. Jednak, jak podaje źródło: „Na razie redaktor naczelna nie dostała wypowiedzenia”. Rada programowa, która zebrała się właśnie w tej sprawie, opowiedziała się po stronie dziennikarki. Zebranie Rady Nadzorczej planowane jest natomiast dopiero pod koniec września.

Problem zwolnień dokonywanych na podstawie informacji publikowanych w mediach społecznościowych wydaje się poważny, a to dlatego, że nawet wśród prawników pojawiają się różne stanowiska. Z dalszej części artykułu dowiadujemy się, że żaden z nich nie ma wątpliwości, że celowe działanie na szkodę firmy powinno być karane, „ale w sporze Wanat – Borowik wolą się nie wypowiadać oficjalnie”.

Wielu pracowników nie zgadza się z decyzją pracodawcy i próbuje wykazać swą niewinność w sądzie. Spory zrodzone w mediach społecznościowych zdarzają się coraz częściej – dodaje autor artykułu. Już niejedna osoba, aktywna w internecie sprawę przegrała. Nie jest to jednak reguła. Joanna Grabowska postawiła na swoim i proces zakończył się na jej korzyść. Opublikowane przez nią zdjęcia nagich pleców okazały się niewystarczającym materiałem dowodowym. Dowiodła swojej niewinności i dodatkowo otrzymała odszkodowanie.

Dalej czytamy, że to niewiedza jest przyczyną konfliktów. „Zarówno pracodawcy, jak i pracownicy, nie bardzo wiedzą, co wolno, a czego nie wolno w internecie”. Autor radzi, by unikać postów, które obrażają, ale również chwalą firmę (ryzyko ujawnienia poufnych informacji). Zasadna jest także rezygnacja z publikacji zdjęć, które mogłyby poddać w wątpliwość profesjonalizm pracownika. Ponadto, warto zwrócić uwagę na to, kto może zobaczyć publikowane treści oraz że to, co znajdzie się w sieci, łatwo z niej nie znika. Ostatnia wskazówka mówi, by nie korzystać z mediów społecznościowych w trakcie pracy, w innym wypadku musimy liczyć się z konsekwencjami, nawet z ryzykiem zwolnienia. (ak)

 

Źródło:

Gazeta Wyborcza Praca, Wpis za cenę kariery, Bartosz Sendrowicz, 14.09.2015
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin