Gdyby nie pilot, byłaby katastrofa…

dodano: 
08.11.2011

Autor:

Marek Sieczkowski
komentarzy: 
23

Tuż przed godziną 15:00 pierwszego listopada br. do pasa startowego warszawskiego lotniska Okęcie zbliżał się Boeing 767, samolot Polskich Linii Lotniczych LOT, lecący z USA do stolicy Polski. To właśnie na niego czekały wszystkie służby ratownicze, które postawione w stan gotowości były przygotowane na najczarniejszy scenariusz. Dziennikarze i zgromadzone postronne osoby z zapartym tchem wyczekiwały na rozwój wydarzeń. Czy największy w polskiej flocie Boeing wyląduje bezpiecznie? Przecież on nie ma kół!

Wszyscy pamiętamy dramatyczne sekundy, które wydarzyły się w ostatnich dniach. Na szczęście mistrzowskie umiejętności załogi Boeinga 767 pozwoliły na uniknięcie katastrofy i nikomu z 231 osób będących na pokładzie nic się nie stało. Natychmiast najwyższe słowa uznania dla kunsztu sztuki pilotażu Kapitana Tadeusza Wrony płyną z każdej strony – pasażerów, oczekujących rodzin i bliskich, dziennikarzy, ekspertów, władz państwowych i… całego świata. Każdy się zgodzi, że gdyby nie jego profesjonalizm doszłoby do katastrofy. Okazuje się, że Kapitan Tadeusz Wrona uratował nie tylko swoich podróżnych, ale również twarz Polskich Linii Lotniczych LOT. Opisywane tu wydarzenia były niewątpliwie sytuacją kryzysową dla przewoźnika oraz dla warszawskiego lotniska Okęcie. Były sprawdzianem nie tylko dla służb ratowniczych ale i prasowych. O ile pierwsze, postępując zgodnie z najwyższymi standardami, spisały się na medal o tyle działanie tych drugich pozostawia naprawdę wiele do życzenia a pytanie o procedury komunikowania kryzysowego jest wołaniem o pomoc na pustyni. Dlaczego?

Wszyscy wiemy, że kryzysy tak mają, że pojawiają się w piątki, soboty i dni wolne od pracy. Tak też stało się w Polskich Liniach Lotniczych LOT – pierwszego listopada, w dzień Wszystkich Świętych samolot z awarią podwozia awaryjnie ląduje na warszawskim Okęciu. Pomimo tego faktu, zarówno prezes jak i rzecznik prasowy przewoźnika byli na miejscu. Niestety obecność ich nie przyniosła pożądanego skutku. Pierwszymi informatorami był TVN24, potem - pasażerowie. Nic dziwnego skoro pierwszy komunikat pojawił się długo po lądowaniu a briefing prasowy zorganizowano daleko od miejsca wydarzeń. Dziennikarze zostali potraktowani nie jako sprzymierzeńcy, ale jako przysłowiowe „zło konieczne”.

Na co liczyli przedstawiciele LOT? Należało mieć przecież na uwadze duże zainteresowanie mediów – samolot z 231 osobami na pokładzie, pierwsze takie lądowanie w historii warszawskiego lotniska i polskiego przewoźnika oraz… martwy okres. Wszystkie media skupiły się więc na wydarzeniach z Okęcia. Potrzebna była więc szybka i rzetelna informacja oraz aktywne jej dystrybuowanie. Czy tak się stało? Nie, kontakt z przedstawicielami LOT był niemożliwy, na stronach internetowych najłatwiej znaleźć wiadomości o promocjach, a w zakładce dla mediów pierwsza informacja pojawia się kilka godzin po wydarzeniu. Na próżno szukać w niej informacji na temat lotu, samolotu, pasażerów czy pilotów. O bezpiecznym wylądowaniu LOT poinformował dzień później! Nie trzeba specjalistów aby stwierdzić, że komunikaty były tworzone „na poczekaniu”… W informacjach nie ma słowa o tym gdzie pasażerowie mogą zwrócić się z pytaniami. Karygodnym błędem jest odesłanie do infolinii bez podania jej numeru telefonu. Równie dużym niedopatrzeniem było potwierdzenie informacji o pierwszych sygnałach dotyczących problemów technicznych tuż po starcie maszyny z USA. Nikt potem nie wyjaśnił tych zagadnień ani nie uciął dywagacji. Zaczęła królować więc plotka, która podważała decyzje pilotów oraz stan techniczny samolotu. LOT nie podał też informacji dotyczących procedur bezpieczeństwa pozostawiając miejsce na liczne spekulacje. Wszystkie informacje publikowane są w języku polskim, mimo, że lot wykonywany był ze Stanów Zjednoczonych!

Dużo szybciej niż biuro prasowe LOT działają dziennikarze i media społecznościowe. Po szczęśliwym wylądowaniu zdjęcia z tego niezwykłego wyczynu obiegają cały świat. Filmy z warszawskiego lotniska pojawiają się we wszystkich serwisach informacyjnych, w telewizji, radio, internecie oraz prasie. W serwisach społecznościowych aż huczy – filmiki na youtube biją rekordy oglądalności, a dopiero co powstałe fan page Kapitana Tadeusza Wrony zbierają coraz większe rzesze zwolenników. LOT w żaden sposób nie odnosi się do tych wydarzeń ani nie wykorzystuje rosnącej popularności. Na wallu LOTu ciężko do dziś znaleźć jakiekolwiek filmiki z lądowania, które pokazują kunszt jego pracowników. Przewoźnik skupia się na informowaniu o odwołanych lotach, co już przedstawiciele Okęcia realizują od dłuższego czasu. Kapitan Tadeusz Wrona zostaje wykorzystany dzień później na konferencji prasowej. Jej organizacja zaskoczyła dziennikarzy – nie było wstępnych informacji, spotkanie rozpoczęło się od zadawania pytań. Niestety główny bohater nie otrzymał mikrofonu, przez co odpowiedzi były trudno słyszalne. Jak będzie na kolejnych konferencjach? Najbliższe, 3 listopada o godzinie 12:00 na lotnisku Okęcie, a dwie godziny później – w siedzibie LOT pokażą czy organizatorzy wyciągnęli wnioski. Widać już jednak, że nie - brak koordynacji w polityce informacyjnej pomiędzy najważniejszymi podmiotami jest wciąż zauważalny.

Przykład awaryjnego lądowania samolotu LOT na warszawskim lotnisku Okęcie pokazuje jak bardzo ważne jest przygotowanie firmy na sytuacje kryzysowe. Odpowiednie procedury, scenariusze wydarzeń i sposoby postępowania znakomicie ułatwiają działanie w najtrudniejszych momentach, kiedy nie ma czasu na przygotowanie od podstaw procesu informowania. Wtedy trzeba skupić się na obsłudze dziennikarzy, wyjściu naprzeciw ich oczekiwaniom, aktywnej i otwartej postawie a także ludzkim podejściu a nie zamykać się i zastanawiać co dalej począć. Na szczęście postawa kapitana Tadeusza Wrony pozwoliła wyjść LOTowi obronną ręką. Jego działanie i postawa jest potwierdzeniem słów, że kryzys jest nie tylko zagrożeniem ale również szansą. LOT może pokazać, że ma pracowników doskonale wyszkolonych, którzy potrafią sobie poradzić nawet w krytycznych sytuacjach. Przewoźnik już na to kładzie nacisk – jednak w galerii pilotów na stronie polskiego przewoźnika próżno szukać Kapitana Tadeusza Wrony…

komentarzy:
23

Komentarze

(23)
Dodaj komentarz
22.11.2011
15:41:41
Analityk
(22.11.2011 15:41:41)
krzysztof moczulski powinien najpierw nauczyć się matematyki zanim zacznie wogóle cokolwiek pisać. Cyferki się przydają, szczególnie w lotnictwie. No i by się nauczył czytać bo artykuł o którym rozmawiamy jest o lotnictwie a nie o kolei. Ciekawe, że "ekspert" lotnictwa jakim mianuje się krzysztfo moczulski tego nie zauważył...
21.11.2011
23:39:36
życzliwa
(21.11.2011 23:39:36)
Gratuluję merytorycznego komentarza, Panie Moczulski. Jak to dobrze, że podpisał się Pan nazwiskiem...
21.11.2011
22:36:27
badacz CV
(21.11.2011 22:36:27)
...dla tak bardzo zainteresowanych CV Pana Marka - jest ono publicznie dostępne na GoldenLine - nie ma więc co robić awantury innym, że ktoś sam je publicznie udostępnia...
20.11.2011
1:58:27
krzysztof.moczulski
(20.11.2011 1:58:27)
Jeszcze dodam swoje trzy grosze do tej polemiki. Pisząc tekst do poczytnego portalu o PR warto wiedzieć o czym sie pisze, a nie pisać co sie wie. To po pierwsze. Po drugie - przez nikogo nie zauważone - autor pisze, ze nie uzyskał od biura prasowego odpowiedzi na pytanie zadane dwie godziny po wypadku. Jako kto takie pytanie autor zadał? Środowisko lotnicze znam dość dobrze, a Pana Marka naprawdę, mimo szczerych chęci nie kojarzę. Nie dziwi mnie więc ze nie uzyskał niezwłocznie odpowiedzi na swe pytania. Wreszcie po trzecie - gdzie Pan sie podziewał jako rzecznik PKP Energetyka podczas kryzysów u siebie w firmie? Wszystkie sytuacje związane z infrastrukturą 'brał na klatę' Pan Łańcucki. Pana w mediach ogólnopolskich było jak dobrze policzę... Zero. Takie dość okrągłe. Nie przeszkadza Panu za to teraz rozliczać kogoś, kto miał naprawdę mnóstwo roboty. Znacznie wiecej niż zerwana trakcja. Jakbym mógł sie pokusić o radę, to poleciłbym rozprawić się z niekompetencją walącą po oczach w swojej byłej rodzinie - praktycznie każde wystąpienie Pani Pięknej to strzał w stopę dla Intercity. I nie trzeba zadnego kryzysu, żeby wytknąć żenującą wręcz niekompetencję i brak elementarnej wiedzy na temat tego, 'co my tak właściwie robimy' w przypadku tego zespołu. Co robią od ponad roku w krzakach wagony klasy Z-1 i dlaczego 112A jeżdżą w składach EIC? Dlaczego wagony niedawno po rewizji stoją w kolejce do złomu w Sokolowie Podlaskim? Tego od rzecznika IC sie nie dowiemy. Zobaczymy za to trzepoczące rzęsy. Ale rozumiem że własnego gniazda się nie kala, ale na cudze drzewo wskoczyć to i owszem. Reasumując. Życzę autorowi wiecej obiektywizmu i żeby w życiu zawodowym mierzył siły na zamiary. Oszczędzi to mu rozczarowań i batów, które tu, wbrew swej intencji, zebrał.
16.11.2011
20:03:25
Igor Igorowicz
(16.11.2011 20:03:25)
Interesuje się tematyką zarządzania tzw. sytuacją kryzysową oaz LOT-em jednocześnie. Dlatego z dużą uwagą śledziłem z zewnątrz to jak radził sobie z tym LOT. Oto moje komentarze: 1. Rzecznik Lotu wypowiadał się "live" na antenie TVN24 dokładnie w momencie lądowania. Był dostępny, przekazał najświeższe komunikaty. Dobrze to pamiętam dlatego sugerowanie, że przedstawiciele LOT byli niedostępni jest nieprawdziwe. 2. Pierwszy briefing z udziałem m.in. prezesa LOT odbył się około 1h po lądowaniu. W mojej ocenie to całkiem dobry wynik - pamiętajmy o chaosie jaki musiał w pierwszych minutach panować na lotnisku. Najpierw trzeba było ustalić podstawowe i w 100% PRAWDZIWE informacje niż przekazywać ewentualnie domysły, hipotezy lub - co gorsza - informacje błędne. 3. Rzecznik LOT na briefingach rozdawał informacje prasowe obecnym na miejscu dziennikarzom (zarejestrowały to kamery TVN24). Wniosek - służby prasowe LOT funkcjonowały i prowadziły komunikację. 4. Zarzut, że TVN24 i media społecznościowe jako pierwsze podawały informacje jest dla mnie niezrozumiały. One mogą bezkarnie snuć hipotezy, dywagacje i pisać różne scenariusze bez konsekwencji. Firma taka jak LOT nie może sobie na to pozwolić. Powtórzę to co wcześniej - musi przekazywać od początku tylko prawdziwe informacji, nie dywagować, nie wzbudzać paniki wśród przede wszystkim rodzin, które w tamtej chwili też oglądały TV. Po drugie jak już pisałem osoby reprezentujące LOT były obecne w mediach. 5. Fakt, że LOT nie publikuje filmików jest dla mnie absolutnie zrozumiały. Po pierwsze to był wypadek i ciężko się nim chwalić. Na stronach inych przewoźników, których dotknęły podobne zdarzenia nie przypominam sobie aby publikowały tego typu materiały. Po drugie - dochodzenie ws. wypadku wciąż trwa. Nie znamy przyczyn awaryjnego lądowania w Warszawie. Owszem, sam manewr był mistrzowski, ale co jeśli za jakiś czas się okaże, że doszło do tego z winy LOT np. popełniono wcześniej błędy w serwisowaniu lub załoga z jakiś przyczyn nie wykorzystała prawidłowo awaryjnego systemu uruchomienia podwozia? Co wtedy z takim filmikiem, który pośrednio pokazywałby niekompetencję LOT-u? Już widzę to zainteresowanie mediów i blogerów. Inną sprawą są prawa do dysponowania na swojej stronie materiałami nie będących autorstwa LOT. 6. Obecność kpt. Wrony na konferencji prasowej w tak krótkim czasie zaskoczyła mnie, ale pozytywnie. Po lądowaniu na rzece Hudson kpt. Sullenberger pojawił się w mediach dużo później. Trudno też podejrzewać, że US Airways nie potrafi zarządzać sytuacją kryzysową. 7. Konferencja prasowa z kpt. Wroną - podejrzewam, że oglądał ją pan na portalu Gazeta.pl Tam faktycznie jakoś dźwięku była słaba, ale to przecież nie wina LOT-u! Jak można winić LOT za to, że jakiś dziennikarz redakcji źle ustawił mikrofon. Ten zarzut niestety jest nie trafiony. W TVN i innych stacjach dźwięk był bez zarzutu. 8. Wątpliwości jakoby LOT nie posiadał procedur na taką ewentualność jest ponownie fałszywy. Polecam książkę np. byłego prezesa LOT Sebastiana Mikosza, gdzie obszernie opisuje jak w LOT działa taka komórka i jak jest zoorganizowana. Dodam jeszcze, że to właśnie centrum zarządzania kryzysowego polskiego przewoźnika wydatnie pomagało podczas katastrofy Smoleńskiej (np. przejęła na siebie koordynację opieki nad rodzinami ofiar w pierwszych dniach) 9. Fakt, że nie otrzymał Pan informacji od LOT pomimo wysłania zapytania - być może nie jest Pan zarejestrowany w bazie mediów LOT, do których w pierwszej kolejności wysyłane są najważniejsze informacje. To naturalna procedura, że w pierwszej kolejności kontaktujemy się z mediami o największym zasięgu jak np. TVN, TVP, PAP, ogolnopolskie stacje radiowe itd. Zwraca się również uwagę na rodzaj mediów, czyli przede wszystkim najpierw te najszybsze jak: radio, tv, internet. Na końcu prasa i pozostałe media. 10. Z jedną rzeczą natomiast się zgodzę - też nie bardzo rozumiem, dlaczego już w dniu wypadu prezes LOT wspomniał o awarii "na 30 minut po starcie" co faktycznie wbudziło szereg komentarzy i domysłów. Inną sprawą jest, że była to informacja nieprawdziwa bo z ostatnich danych wynika, że awaria nastąpiła bardzo krótko po starcie, dosłownie minuty. 11. LOT w pierwszych dniach bardzo mocno "ogrywał" kpt. Wronę w mediach. Wszędzie było ich pełno, aż można powiedzieć, że przesyt. Działali i próbowali na tym zyskać. Reasumując - niestety nie zgadzam się z większością Pana zarzutów i wątpliwości. Artykuł został przygotowany niestarannie i mam wrażenie, że temat ten nie został przez Pana dokładnie zbadany. To poważna materia, więc uważam, że wymaga też większej uwagi. Pozdrawiam
15.11.2011
22:18:22
PrOwiec
(15.11.2011 22:18:22)
Gratuluje trzeźwego umysłu i profesjonalizmu w ocenie zaistniałej sytuacji. Tekst jest niewątpliwie dosyć surowy, jednak autor kontaktował się z biurem prasowym LOT, któremu dał szansę na wyrażenie swojej opinii, nie skorzystali z tego, a teraz nagle się obudzili i piszą sprostowania. To świadczy tylko o tym, jak "szybko" reagują na próby kontaktu z nimi. Nic dodać nic ująć. Żenujące są niestety komentarze niektórych osób pod tym artykułem, atakujące osobę autora. Moim zdaniem to niedopuszczalne i tu apeluję do moderatora o usuniecie tych postów.
14.11.2011
17:48:44
Marek Sieczkowski
(14.11.2011 17:48:44)
Szanowni Państwo, pisząc powyższy tekst opierałem się na własnych doświadczeniach w kontaktach z biurem prasowym LOT, rozmów z innymi dziennikarzami jak i osobami postronnymi. Co więcej, drugiego listopada wysłałem na adres media@lot.pl prośbę o informacje dotyczące prowadzonej polityki informacyjnej w tej konkretnej sytuacji. Wciąż czekam na jakąkolwiek odpowiedź… Pozostało mi zatem oprzeć się na zebranym wówczas materiale. Tekst powstał dwa dni po awaryjnym lądowaniu, a więc po pierwszych, kluczowych dla sytuacji kryzysowych, godzinach. Jak dalej LOT postępował – pozostawiam to już do indywidualnej oceny. Poruszając ową problematykę miałem świadomość, że może wzbudzić wiele kontrowersji. W końcu wszystko zakończyło się szczęśliwie, więc nikt nie powinien podnosić słów krytyki. Czy słusznie? Analizując zebrane materiały postanowiłem podzielić się swoimi przemyśleniami. Nie zamierzałem nikogo personalnie krytykować a jedynie przedstawić moją analizę (na podstawie dostępnych materiałów, wiedzy i doświadczenia) na temat zaistniałych zdarzeń w zakresie prowadzenia polityki informacyjnej. Wszelka inna działalność, np. operacyjna, nie została w moim tekście poruszona. Mimo to zamiast merytorycznej dyskusji niektórzy sięgnęli po argumenty bezpośrednio dotykające mojej osoby. Takie zachowania uważam za niedopuszczalne i nie będę z nimi polemizować… Odpowiadając na poszczególne komentarze: @życzliwy: natychmiastowa obecność przedstawicieli LOT to ogromny plus (przypomnijmy, że zdarzenia miały miejsce w święto 1 listopada). To jest bezdyskusyjne. Na wstępie mojej odpowiedzi napisałem, że z takim pytaniem zwróciłem się do biura prasowego LOT i wciąż czekam na odpowiedź. @życzliwa: dziękujemy za wyjaśnienia. Faktycznie to dwie oddzielne instytucje i dwóch osobnych rzeczników. @mniej życzliwy: nie jestem rzecznikiem prasowym PKP Energetyka. @danka: nie jestem w stanie tego sprawdzić. Z doświadczenia mojego i znajomych dziennikarzy wynika, że kontakt z biurem prasowym LOT do najłatwiejszych nie należy a na odpowiedzi próżno czasem czekać… @krzysztof.moczulski: Narzędzia PR, w tym komunikacji kryzysowej, są analogiczne niezależnie czy mówimy o fabryce czopków czy lądowania podczas którego może być 230 ofiar śmiertelnych. Dlatego też polityką informacyjną powinny zajmować się osoby doskonale poruszające się w świecie mediów, a nie tylko i wyłącznie znające się dokładnie na jednej dziedzinie. Sytuacje kryzysowe są nie tylko szansą, ale również możliwością analizy i wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Czy LOT z tego skorzysta – oboje będziemy tego świadkami. @Przemysław Przybylski: Zgadzam się w pełni, że zapotrzebowanie informacyjne przy takich wydarzeniach w takim czasie, jak to miało miejsce na Okęciu (przepraszam za błąd), znaczy Lotnisku Chopina w Warszawie, jest przeogromne. Dlatego też dziwią mnie wysyłane komunikaty prasowe, które pozostawiają wiele miejsca na pytania… Korzystając z okazji chciałbym jedną rzecz sprostować – otóż informacje prasowe LOT są (i były) publikowane w języku angielskim. Za błąd przepraszam! Pozdrawiam serdecznie, Marek Sieczkowski
14.11.2011
17:34:17
życzliwa do nie...
(14.11.2011 17:34:17)
Dla każdego PRowca trole na forach internetowych to kłopot... w branżowym portalu nie powinno ich więc być... dlaczego więc sami siebie obrażamy? Dlaczego Pan / Pani Miki twierdzi, że żenujący jest to tekst? Skąd ma informacje o CV Pana Marka? A jeśli jego CV w rzeczywistości widział / widziała niech się oficjalnie ujawni... bo z tego co się orientuję to nie powinno upubliczniać się dokumentów aplikacyjnych kandydatów… Żenujące są teksty mające na celu obrazę autora, a nie merytoryczna polemikę! Przykro mi, ze nie można wyrazić swojej opinii nie będąc narażonym na ataki. Dlatego też ja, mimo tego iż jestem doświadczonym piarowcem na tym portalu się nie ujawniam i nie udzielam… Teraz wiem, ze słusznie… chcąc podzielić się swoją wiedzą mogę, tak jak Pan Marek zostać zlinczowana, a co więcej osoba, która wcześniej widziała moje CV może o tym bezkarnie pisać. To jest niestety żenujące… Nie każdy jest desperatem i publikuje merytoryczne teksty aby mieć pracę… Nie przyszło Państwu do głowy, że może chodzi o to aby polski PR przestał być w końcu gaszeniem pożarów, a był bardziej związany z działaniami profilaktycznymi… Bo my nie zapobiegamy kryzysom, my je tylko wyciszamy… Poza tym co to za tłumaczenie Biura Prasowego LOT: „Uwagę, że były „tworzone na poczekaniu” pominiemy milczeniem – rozumiemy, że autor uważa, że powinny być napisane z wielogodzinnym wyprzedzeniem, a najlepiej przed awarią.” Tak, tak właśnie powinno być! Wzory informacji powinny być przygotowane wcześniej, a nie na kolanie w trakcie kryzysu!
14.11.2011
16:02:54
Analityk
(14.11.2011 16:02:54)
A mnie podoba się artykuł. Pan Sieczkowski przedstawił swoje zdanie, Pan Chorzewski swoją odpowiedź. Każdy z nich miał odwagę do zaprezentowania swojego zdania pod imieniem i nazwiskiem. Tymczasem autorzy komentarzy zaprezentowali poziom prosto z rynsztoku. miki i inni tego typu oszczercy - nie idźcie tą drogą. Jak macie coś merytorycznego do powiedzenia to napiszcie. Jak nie to siedźcie cicho lub przenieście się na Pudelka. Jadno i drugie zaczyna się na "P" jedno i drugie oznacza prawie to samo, ale prawie robi dużą różnicę.
14.11.2011
14:26:38
miki
(14.11.2011 14:26:38)
Widać, że Pan Marek pogubił się w tym wszystkim... Może to nagła chęć zaistnienia w poszukiwaniu pracy... Panie Marku, apeluję - niech Pan nie idzie tą drogą! W swoim CV wypisuje Pan, jak to zna się Pan na tzw. PR kryzysowym, a ja po tym żenującym artykule odnoszę wrażenie, że PR kryzysowy, to jest Panu znany tylko z TVN24. Więcej pokory, więcej pokory..
14.11.2011
12:05:24
Norbert
(14.11.2011 12:05:24)
Autor powinien w praktyce wykorzystać wiedzę, którą starał się eksponować w analizie, a której braki wytyka innym, i osobiście włączyć się do dyskusji pod tym tekstem - mógłby uzasadnić swój punkt widzenia, uargumentować twierdzenia, uściślić fakty, odpowiedzieć na zarzuty, przyznając się do wyłapanych błędów i broniąc racji, których jest pewny. Przynajmniej taką praktykę znam z portali i blogów anglojęzycznych.
11.11.2011
18:32:17
Cezary Adamczyk
(11.11.2011 18:32:17)
Wyjątkowo nietrafna analiza. Przypomina raczej paszkwil niż study case. Najgorsze, że pan Sieczkowski podaje całkowicie nieprawdziwy przebieg wypadków. Myślę, że autor z uwagi na bardzo małe doświadczenie mógłby dużo nauczyć się od sprawnie działającego teamu Lotu. Co więcej tekst wygląda na ustawiony razem z komentarzami. Niestety nawet na proto grasują internetowe trole. Pan Chorzewski, który został przez jednego z owych troli obrażony, jest akurat prawdopodobnie najlepszym rzecznikiem w naszym kraju, który potrafi rozwiązywać najbardziej skrajne potrzeby mediów. Z kolei pan Sieczkowski powinien przeczytać choćby w wikipedii definicje marketingu produktowego i komunikacji kryzysowej ( w tym wypadku arcy kryzysowej) bo swoją pseudo analizą dowiódł, że zupełnie tego nie rozumie.
10.11.2011
15:05:22
darek61
(10.11.2011 15:05:22)
Strona LOT-u,nie jest chyba odpowiednim miejscem do pokazywania filmów z incydentów i katastrof samolotów LOT-u.Jak to sobie wyobrażasz?Od tego jest you tube.Każdy incydent,wypadek,czy odpukać katastrofa,to czyjas porażka.Producenta,obsługi naziemnej,czy pilota.Więc czym ma się chwalic LOT na swojej stronie?Coś ci się chłopie pomieszało(mówiąc delikatnie).Pozdrawiam
10.11.2011
11:37:07
alek
(10.11.2011 11:37:07)
Wystarczy otworzyć dowolną gazetę z tamtych dni i prześledzić kanały informacyjne żeby przekonać się, że wypowiedzi przedstawicieli Lot były cytowane wszędzie!!! Chyba nie wychodzili ze studia tv... Kapitan Wrona chyba zresztą też..... I to ma być porażka służb prasowych??? Nie rozumiem skąd opinia, że Lot nie wykorzystał szansy spowodowanej kryzysem....
10.11.2011
10:33:41
determinator
(10.11.2011 10:33:41)
Szanowny autor jest "wybitnym specjalistą", który z pewnością wie co jest w danym momencie dla mediów, pasażerów i wizerunku firmy najbardziej potrzebne... Okazuje się, że wg niego na stronie LOT powinny pojawić sie przede wszystkim filmiki z niedoszłej katastrofy (te które obiegły wszystkie dostępne media). Błędem jest też- jak informuje autor to, że "Przewoźnik skupia się na informowaniu o odwołanych lotach". Jego pomysł na trendy -show z niedoszłej tragedii rzuca na kolana. Dziwi mnie, że tego typu "ekspert" może publikować teksty w tak zacnym miejscu jak PROTO. Mam nadzieję, że nie jest to pomysł na wsparcie HR dla osoby, która poszukuje kolejnego miejsca pracy. Rozumiem że w bardzo krótkim czasie musiał ze swoim profesjonalnym bagażem" zmienić całą masę firm ale moim zdaniem to nie czas, nie miejsce i niesmaczny sposób na uzyskanie kolejnego przystanku na jego zawodowej ścieżce "kariery".
09.11.2011
23:23:37
Przemysław Przy...
(09.11.2011 23:23:37)
Witam jestem ciekaw ile publikacji medialnych zdążył Pan przeanalizować przed napisaniem swojego tekstu... Obawiam się, że oglądanie jednej lub dwóch stacji telewizyjnych nie jest miarodajne. W takiej sytuacji, jaką mieliśmy 1 listopada nawał zapotrzebowania na informacje jest fizycznie nie do przerobienia przez kogokolwiek. Wszystkie redakcje jednocześnie żądają komunikatów i nie da się równocześnie udzielać wywiadów dla 10 stacji radiowych i pięciu telewizyjnych jednocześnie pędząc samochodem na lotnisko, nie sposób więc pojawić się natychmiast we wszystkich serwisach informacyjnych. Dla zobrazowania skali tego zainteresowania wyjaśnię, że plon dwóch dni kryzysu (1 i 2 listopada) to ponad 5,5 tys. publikacji medialnych z hasłem "Lotnisko Chopina" we wszystkich mediach w Polsce. Większość z moim udziałem, co oznacza, że osobiście udzielałem wywiadu albo przynajmniej informacji. Jak sądzę LOT ma podobne wyniki (tu słuszna uwaga "Życzliwej", że lotnisko i LOT to są dwie odrębne firmy, które mają osobnych rzeczników i komunikowały w czasie kryzysu zupełnie różne aspekty tej sprawy). Ponadto zwracam uwagę, że oficjalna nazwa warszawskiego portu lotniczego zarejestrowana w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego brzmi: "Lotnisko Chopina w Warszawie". Okęcie jest nazwą zwyczajową, ale nie oficjalną i nie powinna być ona używana w tekstach publicystycznych.
09.11.2011
21:10:51
krzysztof.moczulski
(09.11.2011 21:10:51)
Nie wiem na czym się zna autor notki, ale na pewno nie na lataniu i na lotnictwie. Kryzys w fabryce czopków, a lądowanie podczas którego może być 230 ofiar śmiertelnych to jednak dwie zupełnie różne rzeczy. Autor w swej dziecięcej naiwności przykłada do nich jednak taką samą miarę. Mam przyjemność być pasjonatem lotnictwa. Może nie takim do końca standardowym, bo bardzo dużo latam służbowo, a do tego mam przyjemność być moderatorem największego forum lotniczego w Polsce. Oprócz tego dość regularnie pisuję felietony o lotnictwie. 1 listopada o awaryjnym lądowaniu dowiedziałem się właśnie z forum lotnictwo.net.pl – Boeing 767 będzie lądował prawdopodobnie bez podwozia. Szybki rzut oka na radar – samolot kręci kółka nad Górą Kalwarią, włączenie częstotliwości Warszawa zbliżanie – korespondencja pilotów z wieżą wygląda poważnie... A teraz co się dzieje w Locie... Podczas pisania jednego z felietonów dla magazynu Kaleidoscope miałem okazję bardzo długo rozmawiać z Panem Pawlaczykiem, który pełnił funkcję szefa centrum operacyjnego i sztabu kryzysowego. Zapis rozmów z IL62 Kopernik z wieżą i przebieg tamtej katastrofy znam dość dobrze, dlatego nasza rozmowa dotyczyła w głównej mierze właśnie działań linii lotniczej w przypadku kryzysu, do którego na szczęście nie doszło 1.11.2011. W czasie, kiedy TVN24 zaczął 'live', dla linii priorytetem było ustalenie stanu faktycznego, czyli jakie są możliwości wypuszczenia podwozia, a dla biura prasowego analiza tego typu przypadków w historii lotnictwa. Pan Chorzewski pojawił się w TVN24 na żywo minutę przed przyziemieniem SP-LPC na lotnisku Okęcie. Poinformował o udanym manewrze lądowania i o braku ofiar wśród pasażerów i załogi. Szybkość mediów, a zwłaszcza social media jest zdecydowanie większa niż organizacji – pod płotem było całe mnóstwo spotterów, latał błękitny TVN24 i śmigłowiec Polsatu. TVP info miało na żywo transmisję z lądowania. Biuro prasowe i rzecznik linii przebywali w biurze przygotowując się do najgorszego. Gdyby wiedzieli że będzie to piknik pod hasłem 'zobaczcie jak megakozacko można posadzić 767 na brzuchu', to też staliby przed hangarem i podziwiali widoki. Ale ich rolą było przygotowanie się na sytuację, w której podczas briefingu mówi się: 'z przykrością informujemy że na pokładzie znajdowało się 220 pasażerów i 11 członków załogi'. Dlatego właśnie myślę że dwie pierwsze tezy Pana Redaktora są, najłagodniej mówiąc, nieprzemyślane. Dodam również że w międzyczasie PLL LOT organizowało sztab kryzysowy. Na lotnisko ściągano w trybie pilnym psychologów. Komunikowano się z przedstawicielami producenta, oraz Star Alliance, do którego należy przewoźnik. Podejmowano szereg różnych działań na wypadek najgorszego. I dlatego prawdę mówiąc nie mam podstaw winić przedstawicieli LOT za opieszałość w reakcji. Odnośnie komunikacji po incydencie przypomina mi się staropolskie przysłowie – 'na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą'. Pierwsza konferencja odbyła się o godzinie 16:00, czyli praktycznie tuż po wypadku. Późniejsza komunikacja również dla mnie była całkowicie wystarczająca. Podziwiam Kapitana Wronę za wzięcie udziału w tej konferencji niemal tuż po incydencie. Pokazał, że oprócz opanowania samolotu również opanował sztukę komunikacji. Proszę pamiętać że załogi kokpitowe to nie są showmani – to są ludzie przykładający największą wagę do swojej pracy. Latanie sprzyja skupieniu, a nie brylowaniu w mediach. Czy można było to zrobić lepiej? Zawsze można. Ale przede wszystkim warto zachować to, co Francuzi nazywają 'toutes proportions gardees' A Kapitan Wrona ma już swój panteon. W sercach ludzi, którym uratował życie.
09.11.2011
16:40:50
danka
(09.11.2011 16:40:50)
rzecznik LOT ma swoich ulubionych dziennikarzy, tylko z nimi się komunikuje.tylko od nich odbiera telefony. ujawnia co leży w interesie związków etc. dziękujemy
09.11.2011
11:05:49
życzliwy
(09.11.2011 11:05:49)
Do życzliwej. Przyznaję - nie wiedziałem, że obie firmy mają różnych rzeczników.
08.11.2011
16:04:43
życzliwa
(08.11.2011 16:04:43)
Pytanie do poprzedniego postu: Proszę sprawdzić który rzecznik był dostępny - LOTu czy też Lotniska Chopina? Jeśli chodzi o lotnisko to rzecznik był dostępny, tak... ale nie o Lotnisku Chopina jest tekst tylko o LOT. A to jest róznica. Lotnisko Chopina i Polskie Linie Lotnicze LOT mają odrębne służby prasowe. Pierwsze na 5, drugie… trochę mniej… Świetny tekst panie Marku! Gratuluję!
08.11.2011
15:38:05
mniej życzliwy
(08.11.2011 15:38:05)
Trochę dziwi mnie aż tak surowa opinia osoby, która jest rzecznikiem prasowym PKP Energetyka, spółki, która też nie jest mistrzem komunikacji ;-)
08.11.2011
15:09:28
dymisja rzeczni...
(08.11.2011 15:09:28)
Rzecznik LOT to .... śpioch! Przekładał konferencje, bo prezyDENt musiał się pokazać.... Brawo Panie Marku. Dobry tekst.
08.11.2011
14:10:42
życzliwy
(08.11.2011 14:10:42)
Z jednym się nie zgodzę. Oglądałem relację na żywo w TVN24 i na innych kanałach i wiem, że rzecznik był dostępny dla dziennikarzy niemal od razu, bo odpowiadał na te same pytania w każdej stacji. Nie wiem skąd taka negatywna ocena pracy rzecznika w pierwszych kilkudziesięciu minutach po wylądowaniu? Poza tym może warto, żeby proto zapytało samego rzecznika jak było naprawdę?
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin