.

 

Próba dochodzenia prawdy w mediach, czyli o sprostowaniu jako narzędziu komunikacji z punktu widzenia zawodowych komunikatorów – rzeczników prasowych cz.2

dodano: 
27.11.2014

Autor:

Beata Derkacz, rzecznik prasowy Uniwersytetu Gdańskiego, Członek Zarządu Stowarzyszenia PR i Promocji Uczelni Polskich „PRom”
komentarzy: 
0

Nieznajomość prawnych uregulowań dotyczących sprostowania  jest powodem frustracji wielu osób i instytucji starających się chronić swoje dobre imię lub „walczyć o prawdę” w mediach. Nawet jeśli skorzystamy z pomocy kancelarii prawnej lub też sami nauczymy się skutecznie domagać sprostowania, stosując się do wymogów ustawodawcy (co w  końcu nie jest trudnością nie do pokonania, gdyż zapisy prawa prasowego dotyczące sprostowania są dość klarowne i właściwe ich stosowanie pozostaje kwestią uważnego czytania ustawy oraz doświadczenia) pozostaje bardzo słaba skuteczność komunikacyjna tego narzędzia, na co wskazują zawodowi komunikatorzy – rzecznicy prasowi. O ile można założyć, że odbiorca przeczyta/wysłucha/obejrzy materiał z medialnej czołówki, gdzie opublikowano nieprawdę bądź sugestywną półprawdę, o tyle bardzo rzadko zdarza się, aby dotarł do sprostowania – zwłaszcza, że wcale nie tak rzadko jest publikowane na ostatnich stronach między nekrologami, oczywiście z naruszeniem prawa. Skojarzenie medialnego story ze zwięzłą treścią opublikowanego po dłuższym czasie sprostowania jest zatem najczęściej bardzo trudne, a znalezienie związku przyczynowo-skutkowego między tymi dwoma odległymi formami wymaga sięgnięcia do pierwotnego materiału; bez tego informacje zawarte w sprostowaniu są nieczytelne. Znaczenie mają także mechanizmy współczesnych mediów, zwłaszcza internetu, które powodują, że raz opublikowana nieprawdziwa informacja podlega tzw. efektowi kuli śnieżnej, a zatem rozchodzi się w nich szybko i szeroko – sprostowanie nie jest w stanie odwrócić negatywnego wizerunkowego efektu (codzienna agenda setting w mediach pokazuje, że podejmowanie tych samych tematów, powtarzanie sądów oraz korzystanie z opinii tych samych komentatorów jest bardzo częstą praktyką).

Jak wygląda zderzenie sensacyjnego materiału z pozbawioną emocji informacyjną materią prawnej formuły pokazuje przykład sprostowania zamieszczonego w Telewizji Trwam. W wiadomościach wyemitowała ona informację o eksmisjach z lokali komunalnych, w której pod adresem władz miasta Gdańska padło wiele zarzutów. Najcięższych, między innymi, że eksmitowane są  osoby niepotrafiące się obronić i nieporadne życiowo, że lokale komunalne są przyznawane w wyniku koneksji sędziom, prokuratorom i osobom na stanowiskach, związanych z Platformą Obywatelską, że do eksmisji wybierane są lokale z najatrakcyjniejszą w Gdańsku lokalizacją, a nawet taki, że  z powodu eksmisji aż sześć osób popełniło samobójstwo. Sprostowanie zostało wyemitowane 7 września 2014 roku w paśmie „Informacje dnia” o godzinie 21.36. W tempie niczym  z reklamy o paralekach, kiedy na zakończenie spotu pada przestroga o możliwych konsekwencjach ich nieodpowiedzialnego zażywania, prowadzący wieczorne widomości przeczytał pięć punktów sprostowania podpisanego przez prezydenta Pawła Adamowicza, każdy zaczynający się od słów – „ W wiadomościach Telewizji Trwam podano nieprawdziwą informację/tezę/ nieprawdę…”. Zaprzeczenie zajęło jedno-dwa zdania, a całe sprostowanie – dwie minuty.

W opinii rzeczników prasowych skuteczniejsze od sprostowania jest zamieszczenie własnego stanowiska na stronach internetowych instytucji, wykorzystanie możliwości oddziaływania  mediów społecznościowych, bloga firmowego lub też wystosowanie polemiki czy listu do redakcji. Zamiast podawania jedynie „rzeczowych i odnoszących się do faktów” informacji można wówczas wyrazić także własną opinię na temat opisywanych zdarzeń, przedstawić przykłady, opisać kontekst, posłużyć się obszerniejszymi wyjaśnieniami. W takim przypadku nie będzie miał znaczenia także zapis dotyczący objętości sprostowania, choć oczywiste jest, że taka polemika nie może być zbyt obszerna (nie tylko ze względów redakcyjnych, ale także percepcyjnych masowego odbiorcy). Warunkiem jest – a redakcje i autorzy spornych publikacji zgadzają się na to chętnie – wcześniejsze, nieformalne  porozumienie z redakcją co do takiej formy zadośćuczynienia. Może być to także pozytywny artykuł, napisany i opublikowany przy kolejnej nadarzającej się okazji. Nie bez znaczenia jest fakt, że prawny spór – a taką prawną ścieżką jest zastosowanie instytucji sprostowania – zazwyczaj ochładza relacje między redakcją a rzecznikiem prasowym, co nie wpływa na dobra współpracę obu stron.  Takie nieformalne porozumienie jest jednak możliwe, kiedy nieprawdziwe informacje są wynikiem pomyłki, a nie zamierzonych działań.

Ciekawym przykładem jest w tym kontekście polemika Jerzego Treli do tez zawartych reportażu Anny Śmigulec Psy na Klacie (Gazeta Wyborcza. Duży Format), w którym autor zaznacza na wstępie, że  nie będzie wdawał się w dyskusję nad rzetelnością tekstu, a odniesie się jedynie do opisanych w nim  okoliczności jego odejścia z tego teatru oraz zarzutów postawionych mu przez Jana Klatę, dyrektora Teatru Starego. Jerzy Trela opisał własną wersję wydarzeń (uzupełnił i uściślił wiele informacji, powołując się na konkretne wypowiedzi i fakty). Cytując fragmenty reportażu i bezpośrednio się do nich odnosząc, wprowadził czytelnika w kontekst spornych wydarzeń, które wywołały tyle emocji nie tylko wśród ludzi związanych z teatrem. Udało mu się uniknąć bezpośrednich ocen i opinii, choć w elegancki sposób uwydatnił różnicę zdań, co nie byłoby możliwe, gdyby jego tekst miał prawą formułę sprostowania. Warto przytoczyć ostatni akapit, by pokazać jak można ładnie się różnić, bez uciekania się do prawnych możliwości: „Dwa tygodnie temu spotkałem na ulicy Pana Dyrektora Klatę. Powiedzieliśmy sobie »Dzień dobry« (Pan Dyrektor Klata pierwszy) i poszliśmy dalej. Pan Dyrektor Klata w stronę teatru, a ja w stronę Plant – i niech już tak zostanie” (Gazeta Wyborcza. Duży Format, 10 lipca 2014).

Niestety taka forma nie zawsze jest to możliwa i sprostowanie jest koniecznością. Szczególnie w sprawach na tyle konfliktowych, że publikacja artykułów z nieprawdziwymi bądź nieścisłymi informacjami może mieć konsekwencje w postaci procesu, na przykład  o naruszenie dóbr osobistych,  lub poważne skutki wizerunkowe. Do takich należy między innymi sprostowanie do artykułu Ochroniarze na śmieciówkach. W markecie OBI w Lesznie obowiązują dwie umowy z pracodawcami („Panorama Leszczyńska” z 20 lutego 2014 roku), w którym członkowie zarządu „OBI”  zaznaczają, że informacje o tym, iż OBI zatrudnia pracowników na dwie umowy, oraz ze pracownicy OBI pracują przez kilka dni pod rząd, nawet w soboty i w niedziele są niezgodne z prawdą, gdyż OBI nie zatrudnia pracowników ochrony i nie ma wpływu na ich świadczenia, a zapewniając ochronę marketu – korzysta z usług firmy zewnętrznej, która na własna odpowiedzialność zatrudnia swoich pracowników (powtórzenia są wynikiem cytowania dosłownych stwierdzeń). Nawet jeśli nieścisłe informacje dotyczą tylko podpisu pod zdjęciem, groźny dla funkcjonowania na rynku negatywny kontekst, jakim jest na przykład upadłość spółki, może stać ważnym powodem do zamieszczenia sprostowania,. Tak się stało w przypadku artykułu KPB upadł dla własnego dobra, który ukazał się 4-6 kwietnia 2014 roku w Pulsie Biznesu. 14 kwietnia redakcja opublikowała sprostowanie, wyjaśniające, że jeden z budynków widoczny na zdjęciu, które jest ilustracją do artykułu, jest wyłączną własnością firmy  USS Fprop, nie mającej nic wspólnego z upadającą spółka KBP (Kraków Business Park), a takie związki mógł sugerować zamieszczony pod zdjęciem podpis.

Dość rzadka jest sytuacja, kiedy rzetelność materiału prasowego podważona jest aż trzema tekstami, które można uznać za rodzaj zadośćuczynienia dla osób pokrzywdzonych publikacją:  przeprosinami autora artykułu, sprostowaniem i  oświadczeniem redakcji oraz wydawcy. Rzecz dotyczy artykułu Kadisz za milion dolarów (miesięcznik Forbes sierpień/2013 roku), w którym autor – Wojciech Surmacz (współpraca Nissan Tzur), opisuje rzekome kulisy obrotu odzyskanym majątkiem żydowskim. W sprostowaniu wystosowanym przez trzy zainteresowane osoby: Piotra Kadlićika, Przewodniczącego Zarządu Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, Monikę Kasprzyk, Pełnomocnika Zarządu Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego i Michaela Schudricha, Naczelnego Rabina Polski znalazło się 15 punktów, w których autorzy treści sprostowania wskazali informacje nieprawdziwe (9 punktów), wyjaśnili nieścisłości (4 punkty) i odnieśli się do – w ich opinii – nieprawdziwych zarzutów (2 punkty). Być może skala błędów stała się powodem opublikowania, oprócz sprostowania,  także przeprosin autora, który wyjaśnił, że nie było jego celem naruszanie czyichkolwiek uczuć religijnych, a swoje informacje oparł na dostępnych publikacjach w mediach, związanych bezpośrednio ze społecznościami Żydów. Dodatkowo redakcja Forbes i wydawca pisma – Ringier Axel Springer Polska Sp. z o. o. – opublikowała dodatkowo oświadczenie, w którym wyraziła ubolewanie z powodu nieuprawnionych twierdzeń i przeprosiła konkretne osoby i instytucje.

Zmiany, jakie wciąż zachodzą w mechanizmach rządzących współczesnymi mediami, nie tylko pod wpływem nowoczesnych technologii, ale także z powodu postępującej degradacji zawodu dziennikarza sprowadzanego często do roli „zbieracza sensacji” na medialną czołówkę (wyścig  w zamieszczaniu często niesprawdzonych informacji po to tylko, by móc oznajmić: „byliśmy pierwsi”, stosowanie skrótów i uproszczeń  prowadzących do przekłamań, brak czasu miejsca i chęci na pogłębioną analizę problemów i zdarzeń, wszechobecny infotainment – także w mediach uznawanych za opiniotwórcze), skłaniają raczej do pesymizmu w kontekście skuteczności sprostowania jako narzędzia komunikacji. Za podsumowanie niech posłuży komentarz praktyka –Pana Mariusza Szymańskiego, który pełni funkcję rzecznika prasowego przez 17 lat (obecnie w Pomorskim Oddziale Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia w Gdańsku,  wcześniej w Zarządzie Miasta Gdańska), co w tym zawodzie nie zdarza się często. Wydaje się, że trafia w sedno sporów między redakcjami a rzecznikami prasowymi: – Opowiedziałbym się  nawet za złagodzeniem  zapisów Prawa prasowego w tej kwestii, podobnie jak tych dotyczących autoryzacji, gdyby nie jedno, ale poważne zastrzeżenie. W swoich codziennych kontaktach spotykam zbyt wielu pseudodziennikarzy, którzy goniąc za tanią sensacją z beztroską i brakiem rozsądku ferują niesprawiedliwe sądy i wydają krzywdzące opinie z pominięciem podstawowych zasad sztuki dziennikarskiej.  Jak długo będą oni obecni w mediach, tak długo rzecznicy prasowi i zatrudniające ich instytucje powinny mieć prawo do posługiwania się sprostowaniami i autoryzacją.

Pytanie – na ile skutecznie? – pozostaje otwarte.

W artykule wykorzystano opinie i wyjaśnienia mecenas Moniki Brzozowskiej, zawarte w książce Rzecznik prasowy. Teoria i praktyka – pomiędzy oczekiwaniami a możliwościami pod redakcją Beaty  Czechowskiej-Derkacz i  Marka Zimnaka w rozdziale jej autorstwa pt.: Sprostowanie po nowelizacji (książka złożona do druku). Monika Brzozowska prowadzi także cykl szkoleń z zakresu prawa prasowego, ustawy o dostępie do informacji publicznej oraz prawa autorskiego, których częścią jest wyjaśnienie znowelizowanych zapisów dot. sprostowania.

Sonda dotycząca skuteczności sprostowania jako narzędzia komunikacji została przeprowadzona wśród rzeczników prasowych instytucji publicznych, w większości zrzeszonych lub uczestniczących w działaniach Stowarzyszenia PR i Promocji Uczelni Polskich „PRom”, zrzeszającego ponad sto publicznych i niepublicznych szkół wyższych.

Źródła prawa – Ustawa Prawo prasowe z 7 lutego 1984 roku (Dz.U.1984.5.24  z późniejszymi zmianami).

Część I artykułu

Sprostowanie – doświadczenia i opinie rzeczników prasowych

Cykl:

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin