W obronie "sprawy Żurawskiego"

dodano: 
06.03.2012
komentarzy: 
0

Zaglądając ostatnio na strony PRoto.pl dowiedziałem się, że najprawdopodobniej już wkrótce trafi pod obrady Rady Etyki PR sprawa „porad” jakich udzielał Grzegorz Żurawski, były już rzecznik MEN, słuchaczom studiów podyplomowych organizowanych przez Instytut Badań Literacki przy Polskiej Akademii Nauk. Skoro cytowany przez portal jeden z członków Rady stwierdził, że sprawa jest poważna1, więc i ja postanowiłem się nią zainteresować.

Jako że w zasadzie wszyscy Szanowni Czytelnicy mają możliwość sięgnąć do źródeł tej „sprawy”, pozwolę sobie pominąć stosowne wprowadzenie, zapraszając do wspólnej jej analizy. Od razu poczynię jednak pewne zastrzeżenie – nigdy nie miałem przyjemności poznać p. G. Żurawskiego.

Artykuł

„Sprawę” wywołał artykuł red. Edyty Błaszczak (której również nie miałem przyjemności poznać) pt. Rzecznik ministra radzi, jak (nie) rozmawiać zamieszczony na stronach Metro.pl 20.02.2012 roku2 i od niego chyba trzeba by było zacząć.

Co napisała p. Błaszczak – każdy może przeczytać, ważniejsze jest chyba to, czego nie ma w tym artykule. A brakuje sporo informacji.

Po pierwsze – i co najważniejsze – nie ma w nim drugiej strony!!! Nie ma wypowiedzi p. Żurawskiego. Autorka artykułu – z nieznanych nam powodów – nie dała mu szansy na ustosunkowanie się do jej „zarzutów”. A to jest jedna z żelaznych zasad rzetelnego dziennikarstwa. Może miał coś do powiedzenia na „swoją obronę”.

Dopiero kilka dni później: …Gazeta Wyborcza publikuje następujące wyjaśnienia rzecznika: „Oświadczam, że publikacja gazety »Metro« nie oddaje rzetelnie sformułowań używanych przeze mnie w trakcie wspomnianych zajęć, a część wypowiedzi mi przypisanych nie była mojego autorstwa. Zajęcia opisane przez gazetę »Metro« były prowadzone wspólnie z jednym z dziennikarzy telewizyjnych, z którym razem przekazywaliśmy praktyczne wskazówki dotyczące radzenia sobie w sytuacji trudnego wywiadu przed kamerą”3.

Po drugie – w treści artykułu nie znalazłem też źródła informacji na temat przebiegu zajęć. Czy to p. Redaktor uczestniczyła w nich osobiście, czy też może informację przekazali jej „studenci” (skłaniałbym się raczej do tej drugiej wersji – bo, gdyby p. Błaszczak brała w nich udział, wiedziałaby, że osoba uczestnicząca w studiach podyplomowych jest słuchaczem, a nie studentem). Jako że o źródle nie ma ani słowa – można postawić tezę, że p. Żurawski tego nie powiedział (i za chwilę sprawa trafi do sądu, a za dwa, trzy lata możemy się dowiedzieć, że była to zwykła „konfabulacja” autorki artykułu).

Po trzecie – czytelnik artykułu nie dowiaduje się na jakich „studiach” podyplomowych Instytutu odbyły się zajęcia pt. Mieć widoczną markę, a ma to dla „sprawy” bardzo istotne znaczenie. Inaczej podchodzi się do PR-u na studiach o specjalności Public Relations, inaczej na Spin doctoringu, jeszcze inaczej na Marketingu politycznym itp.

Pozwoliłem sobie zajrzeć na stronę Instytutu4 i… w jego ofercie nie znalazłem studiów, które przynajmniej z tematu nawiązywały do zagadnień Public Relations. Trzy zbliżone propozycje to: Podyplomowe Gender Mainstreaming oraz Gender Studies i Kurs Komunikacja Społeczna i Medialna. Wszystkie trzy realizowane są w ramach projektu Podyplomowe Gender Studies IBL PAN.

Cytując za stroną internetową5: Ideą przyświecającą tym studiom jest krytyczna analiza zjawisk społecznych, kulturowych i politycznych z perspektywy feministycznej. (…) Wynikiem tego jest propagowanie nie tylko postawy rewizjonistycznej wobec zastanych norm i stereotypów, lecz także odkrywania to co wyparte lub przemilczane w kulturze.

W poparciu m.in. o takie założenia organizatorzy zajęć dobierają wykładowców: …zapraszamy każdego, kto: jest zaciekawiony pominiętymi w dominującym dyskursie aspektami historii i kultury; nie godzi się na stereotypową wizję świata; sprzeciwia się wszelkim aktom represji w kulturze i życiu społecznym; wątpi w „oczywistości”; pragnie rozwoju; dąży do wyrobienia w sobie aparatu krytycznego niezbędnego do analizy otaczającej rzeczywistości6.

Po czwarte – jak wynika z analizy celów projektu Gender Studies, można powiedzieć, że pan Żurawski mówił to, czego od niego oczekiwano, co było przedmiotem zainteresowania słuchaczy, którzy podjęli te studia (o ile Metro opublikowało prawdę – w co nie ośmielam się wątpić). W swoim wykładzie na przykład „nie godzi się na stereotypową wizję świata” – w tym zapewne i „stereotypowe widzenie PR”. „Wątpił też w oczywistość” – w tym także tą, jaką jest „harmonijna współpraca między piarowcami a dziennikarzami” oraz „profesjonalizm obu stron” itd. Ma do tego prawo – gwarantuje mu to konstytucyjna wolność słowa.

Podsumowując tę część, pozwolę sobie na odwołanie do śródtytułu zamieszczonego w artykule red. Edyta Błaszczak – Po prostu nie mówcie całej prawdy. Jak się okazuje tę „radę” p. Żurawskiego Autorka zastosowała w praktyce. Czyż więc pan Grzegorz nie miał racji?

To, co powiedział „oskarżony”

W tej części niestety, z braku innych możliwości, muszę posłużyć się tylko „źródłem” jakim jest analizowany wyżej artykuł. Jak wynika z opisu jego Autorki, p. Grzegorz Żurawski (część wypowiedzi mi przypisanych nie była mojego autorstwa) miał stwierdzić m.in.:

1. Albo noś przy sobie statystykę, którą zawsze można zmanipulować na swoją korzyść. Nikt jej i tak nie sprawdzi, a twoja wypowiedź będzie miała merytoryczną podporę.

Taką technikę korzystania z wyników badań opinii publicznej stosował m.in. prezydent USA Richard Nixon już pod koniec lat 60. ub. wieku. Zapraszam  do lektury na przykład książek L. Pastusiaka na temat amerykańskich prezydentów. Warto też sięgnąć po pozycję np. R. Dyoniziak Sondaże a manipulowanie społeczeństwem.

2. Dziennikarzy się nie słucha. Na każde ich pytanie odpowiadamy tylko to, co mamy do powiedzenia w danej sprawie, nic ponad to…

Wiele ciekawszych rad udziela m.in. J. Detz w swojej Sztuce przemawiania. Nie co mówić, ale jak mówić!

3. Redaktorzy nie są przygotowani do pracy…

Oczywiście nie wszyscy i nie zawsze, ale trzeba pamiętać o zjawisku „selekcji negatywnej” w mediach. O zauważalnych przez badaczach zjawisku obniżania jakości ich pracy, obniżenia prestiżu mediów poprzez ich tabloidyzację i wielu innych procesach. Jeżeli jeszcze ma się na co dzień do czynienia ze studentami kierunku dziennikarstwo – można z powodzeniem udowodnić i powyższe stwierdzenie.

4. …tworzą materiały pod ustaloną przez „górę” tezę…

I znów oczywiście nie wszyscy i nie zawsze, ale jeżeli ma się do czynienia z autorami programów, które na przykład: bezkompromisowo i skutecznie ujawniają największe afery w Polsce, dostarczają dowodów przestępstw, docierają do ludzi nieuchwytnych dla wymiaru sprawiedliwości, poruszają sprawy, o których nikt wcześniej nie odważył się mówić (Superwizjer – TVN); piętnują przykłady patologii życia publicznego w Polsce oraz ukazują pozytywne postawy i zachowania (Misja Specjalna – TVP1); zajmują się ludzkimi sprawami, nierzadko dramatami i problemami wymagającymi interwencji, ale także zamieszczają lżejsze materiały, ciekawostki z życia osobistości ze świata kina i estrady (Interwencja – Polsat)7, a więc z tymi, którzy nie oczekują „dialogu”, ale „dowodów” postawionych tez. Tymi, którzy tworzą sensacje – „grzeją newsa”, itp. I w tym przypadku – trudno zakwestionować prawdziwości opinii byłego rzecznika MEN.

I znów warto polecić lekturę np. W. Gałązka Gotowych faktów nie ma, E. Winnicka Anatomia niusa8 czy Prokurator leżał we krwi, a dziennikarze grzali newsa. To podłość9.

Myślę, że tyle wystarczy, aby pokazać, że w wywodach p. Grzegorza Żurawskiego nie było niczego, czego nie powiedzianoby już dużo wcześniej i żeby zadać sobie pytanie: co w tym jest tak „poważnego”, aby sprawa „miała trafić” pod obrady szacownej Rady Etyki PR?

Rada Etyki (?) PR

A wygląda na to, że Rada, przynajmniej w osobie p. dr Moniki Kaczmarek-Śliwińskiej, w rozmowie z dziennikarzami Metra już „skazała podsądnego”: Nie możemy nikomu zakazać pracy w branży PR. Nasze oświadczenia – jeżeli piętnują pewne działania – są sygnałem dla branży, że określone praktyki powinny być niedopuszczalne10. Stwierdzenie – Nie możemy nikomu zakazać pracy w branży PR – przynajmniej ja odczytuję w ten sposób (chociaż mam nadzieję, że się mylę).

Mam też nadzieję, że najlepszym sygnałem dla branży w tej „sprawie” będzie… niezajmowanie się nią. Jakie bowiem w tym przypadku praktyki – przynajmniej w świetle przeprowadzonej przez mnie analizy – powinny być niedopuszczalne? No, może trochę pracy powinna mieć Rada Etyki Mediów, bo „dowód” w sprawie, czyli artykuł red. E. Błaszczak – budzi sporo wątpliwości. A chciałbym – trzymając się terminologii sądowej – przypomnieć, że jedną z podstawowych zasad światowego prawodawstwa jest uznawanie wszelkich wątpliwości na korzyść oskarżonego.

Z ferowaniem „wyroków”, a nawet zajmowaniem się tego typu „poważnymi” sprawami radziłbym się wstrzymać.

Podobnie jak i z próbą „narzucania” standardów. Dotyczy to także Polskiego Stowarzyszenia PR, które też już uznało, że: „Triki przekazane studentom przez Grzegorza Żurawskiego nie służą komunikacji i budowaniu dobrych relacji z mediami. Ich używanie może świadczyć o braku profesjonalizmu i nieprzygotowaniu do pełnienia funkcji rzecznika prasowego11.

O jakich trikach tu mówimy? Jeżeli prawdą jest to, co napisał G. Żurawski w swoim oświadczeniu w GW (a kwestionować tego nie ma podstaw), to takie triki pojawiają się na większości paneli dyskusyjnych, warsztatach i szkoleniach: dwóch prowadzących – dziennikarz i piarowiec, pokazujący dwie strony medalu wzajemnej współpracy, „sprzedający” swoje doświadczenia i wiedzę… Czyżby wszystkim je prowadzącym brakowało profesjonalizmu, byli nieprzygotowani do pełnienia funkcji?

Apel

Szanowne Panie i Panowie członkowie REPR i PSRP, apeluję abyście wstrzymali swoje „inkwizytorskie” zapędy, bo – sprowadzając sprawę ad absurdum – co zrobicie z tym, który od wieków publicznie deklaruje, że

… o wiele bardziej właściwym wydaje mi się iść za prawdą rzeczywistą zdarzeń niż za jej wyobrażeniem. Wielu wyobrażało sobie takie republiki i księstwa, jakich w rzeczywistości ani się nie widzi, ani się nie zna; wszak sposób, w jaki się żyje jest tak różny od tego, w jaki się żyć powinno, że ten, kto chce postępować tak, jak się powinno postępować, a nie tak, jak się postępuje, gotuje raczej swoją klęskę, niż zapewnia panowanie.

Czy przygotowywana przez PSPR Karta Standardów Edukacyjnych12, mająca zawierać m.in. kryteria, które ma spełniać wykładowca, zawierać też będzie „Indeks ksiąg zakazanych” – bo z pewnością Książę powinien na taki trafić. A jego autorem, Nicolo Machiavellim, Rada Etyki powinna zająć się jak najszybciej. „Sprawa jest bardzo poważana” bo już do wieków skutecznego (ale nie etycznego) „PR-u” uczy on ludzi na całym świecie.

A w kolejce są jeszcze inni: Arystoteles z Retoryką, Kwintus Tulliusz Cyceron i jego Commentariolum petitionis, Arthur Schopenhauer ze swoją Erystyką…, Robert Cialdini i jego Wywieranie wpływu na ludzi…, Michał Gajlewicz autor Technik perswazyjnych i wielu, wielu innych. Co najgorsze, w tej grupie mieściłbym się i ja (co z reszta byłoby dla mnie wielkim zaszczytem) – autor książki opisującej manipulacje stosowane w polskich kampaniach wyborczych (w dużej części realizowanych przez… agencje PR).

Odwołując się do słów Mistrza: Wielu wyobraża sobie taki PR, jakiego w rzeczywistości się nie widzi, ale ja wolę iść za prawdą rzeczywistą o public relations i mediach niż za wyobrażeniem o nich, i  pisać oraz głosić rzeczy użyteczne dla tych, którzy je rozumieją.

Na zakończenie

Warto zwrócić uwagę na artykuł Rzecznik MEN odchodzi13, w części, w której opisuje kulisy dymisji rzecznika:

Grzegorz Żurawski odchodzi ze stanowiska rzecznika prasowego Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wczoraj złożył dymisję, która została przyjęta. To pokłosie jego ostatniej wpadki – kiedy radził studentom, jak manipulować informacjami. (…) Według naszych źródeł dni Żurawskiego w Ministerstwie i tak były policzone. Po objęciu urzędu przez nową minister miał na początek rzecznikować MEN przez trzy miesiące. W styczniu szefem Biura Informacji MEN został Jerzy Barski, doradca poprzedniej minister. Na rzecznika prasowego szykowana była Joanna Dutkiewicz, która wcześniej jako zastępca dyrektora Biura kierowała jego pracami. To właśnie ona jest od wczoraj osobą pełniącą obowiązki rzecznika prasowego resortu edukacji.

Wygląda na to, że publikacja Metra była tylko pretekstem do rozstania.

Zastosuję więc w tym momencie spiskową teorię dziejów i pozwolę sobie na spekulacje. A jeżeli artykuł p. Błaszczak powstał na zamówienie, albo była to „zemsta” autorki na rzeczniku? Mam nadzieję, że tak nie było, ale zakładając prawdziwość takiej hipotezy – jak wtedy zachowają się członkowie Rady Etyki czy Stowarzyszenia? Czy nie szkoda Wam czasu na zajmowanie się takimi „sprawami”?

Przypisy:

1. proto.pl

2. emetro.pl

3. proto.pl

4. ibl.waw.pl

5. genderstudies.pl

6. Tamże.

7. Opis zawartości audycji za programem telewizyjnym zamieszczonym na stronach

http://tv.wp.pl

8. polityka.pl

9.  wprost.pl

10. proto.pl

11. proto.pl

12. wirtualnemedia

13. proto.pl 

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin