Wyszło to raczej kiepsko?

dodano: 
12.12.2018

Autor:

Dr Wojciech K. Szalkiewicz
komentarzy: 
0

Jak już kiedyś miałem okazję napisać w jednym ze swoich felietonów, główną funkcją współczesnych konwencji partyjnych jest nadanie rozpędu i tonu kampanii politycznej. Mają one wzbudzić entuzjazm, jednoczyć i mobilizować aktywistów i wyborców. Ich konsekwencją ma być tak zwane uderzenie konwencyjne (convention bump) – wzrost poparcia odnotowywanego w sondażach opinii publicznej osiągnięty dzięki pozytywnym relacjom w mediach, bo to one głównie kształtują poglądy polityczne niezdecydowanych wyborców.

Warto pod tym kątem spojrzeć na niedawną konferencję „Praca dla Polski”, formalnie mającą być podsumowaniem trzyletnich rządów obozu Zjednoczonej Prawicy. „Formalnie”, bo z „konferencją” miał ten event niewiele wspólnego. Słownik Języka Polskiego PWN definiuje ją bowiem jako: „spotkanie przedstawicieli jakichś instytucji lub organizacji w celu omówienia określonych zagadnień”.

W rzeczywistości była to więc partyjno-rządowa konwencja, którą można by uznać za początek kampanii wyborczej przed przyszłorocznymi wyborami do europarlamentu i Sejmu. Miała stanowić „nowe otwarcie” oraz pokazać nową twarz PiS, ale – z punktu widzenia marketingu politycznego czy właściwiej propagandowego – okazała się sukcesem raczej bardzo umiarkowanym.

Niewątpliwie całość przygotowano „na bogato”, z zamiarem wywołania dużego wrażenia na odbiorcach, ale propaganda nie lubi przesady, a tym bardziej „amatorki” ze strony osób, które się za nią biorą, bo diabeł tkwi w szczegółach i to one decydują w największym stopniu o efekcie końcowym.

Za najlepsze exemplum niech posłuży tu „publiczność” uczestnicząca w tym przedsięwzięciu, bo jak napisał kiedyś amerykański pisarz fantasy Jonathan Carroll: „Póki nie ma publiczności, nic nie jest prawdziwe”.

Zgodnie z zasadą społecznego dowodu słuszności Roberta Cialdiniego, na widowni zgromadzono sporą grupę „statystów – klakierów”, których zadaniem było oklaskiwanie mówców, aby podkreślić poparcie różnych środowisk dla partii i rządu oraz dla słuszność ich „Pracy dla Polski”. To miało służyć narzuceniu sądów emocjonalnych (oczywiście pozytywnych) widzom zgromadzonym przed telewizorami.

Niestety klakę (claque) zorganizowano bardzo kiepsko. Wprawdzie brawa w stosownych momentach się pojawiały, ale poza tym na widowni nie było żadnych emocji. Na pokazywanych przez kamery twarzach tej „publiczności” nie widać było cienia entuzjazmu czy chociaż tylko zainteresowania tym, co padało z mównicy. Dominowało natomiast znudzenie (co z resztą dało się zauważyć i u polityków zgromadzonych na sali).

Wiarygodność widowni, tego najważniejszego „podprogowego” przekazu sądów emocjonalnych, podważały jeszcze kostiumy, w które przyobleczono część statystów. Strażak w mundurze, grupa pań w strojach ludowych, młodzi ludzie w różnego typu uniformach itp. – to już propagandowo gruba przesada, psująca cały efekt. Tak ubierają się ludzie na „akademię ku czci…”, a nie na konferencję/konwencję.

Najgorzej jednak wypadli „przypadkowi” widzowie – przedstawiciele różnych grup społecznych, którzy zadawali pytania panu premierowi, co niewątpliwie miało służyć podkreśleniu, że władza jest blisko ludzi, słucha ich głosu i rozwiewa wszystkie wątpliwości rodaków. Te „spontaniczne” pytania od publiczności to najsłabiej wyreżyserowana i zagrana część tego eventu, który aż prosi się o porównanie z corocznymi spotkaniami z ludem organizowanymi przez propagandzistów Władimira Putina, gdzie również padają takie „podchwytliwe” pytania (w typie: „Kto jest twoim ulubionym bohaterem i dlaczego Lenin?”).

Trzeba przyznać, że występ głównego aktora tego spektaklu – trzymając się już teatralnej konwencji – był całkiem niezły. Widać było, że premier Mateusz Morawiecki był w dobrej formie. Wygłaszając swoje, na szczęście niezbyt długie (trwało niewiele ponad 20 minut), przemówienie – był przekonujący. Jego kwestia została również nieźle przygotowana. Tekst był zgrabnie napisany i zawierał czytelne dla przeciętnego Polaka przesłanie: „Po tych trzech latach, gdy przeprowadziliśmy gruntowny remont naszego domu, jest teraz czas na spokój, stabilność. (…) Chcemy ten spokój zaoferować społeczeństwu”.

Po wysłuchaniu jego oraz wystąpień trójki wicepremierów jego rządu wyborcy niewątpliwie mogliby uwierzyć, że „Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się i żyć się będzie coraz dostatniej”. Ale…

Wygląda na to, że przemówienia na ten dzień pisali premierowi różni speechwriters i zabrakło inspicjenta, który skoordynowałby ich treści. W związku z tym, na konwencji w Warszawie Morawiecki mówił: „Chcemy zmniejszyć napięcie polityczne, nie chcemy, by walki polityczne przypominały walki plemienne, zapraszamy do merytorycznej współpracy także opozycję”. Kilka godzin później w Toruniu na urodzinach Radia Maryja prosił: „Matko Boska, to jest moja wielka prośba, wielkie zawołanie: Miej w opiece naród cały. Również tych, którzy nie kochają Polski, aż tak mocno jeszcze póki co, tak jak my tutaj…”.

Dysonans miedzy tymi deklaracjami szybko wychwycili dziennikarze i to on stał się tego dnia lejtmotywem relacji medialnych oraz komentarzy publicystów i polityków. To skutecznie „przykryło” temat „Pracy dla Polski” i praktycznie wyzerowało convention bump tej „konferencji”.

Początek tradycyjnej już operacji przedwyborczego ocieplania wizerunku przez PiS tym razem wyszedł raczej kiepsko.

Dr Wojciech K. Szalkiewicz

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin