„Zlecenie Kurskiego”?

dodano: 
17.06.2016

Autor:

Dr Wojciech K. Szalkiewicz
komentarzy: 
1

„Agencje Public Relations oferują nawet milion złotych za materiały, które doprowadzą do odwołania Jacka Kurskiego” – napisała Gazeta Finansowa i rzuciła taki faktoid na łamy Internetu, dodając, że „Gra o odwołanie Kurskiego jest warta świeczki”.

Aby nie było wątpliwości – celowo użyłem tu terminu faktoid, który to oznacza „informację traktowaną jako prawdziwą tylko dlatego, że ukazała się w mediach”. A wynika to z uważnej lektury inkryminowanego tekstu pt. „Zlecenie na Kurskiego”. Niestety, jego autorka – red. Teresa Kozerska, nie dała mi szansy na to, aby przekonać mnie (bądź co bądź autora powieści sensacyjnej) do prawdziwości jej story o tym, jak to firmy producenckie miały się zrzucić, aby zrzucić Jacka Kurskiego z fotela Prezesa TVP.

Szanuję tajemnicę dziennikarską, rozumiem zakulisowość sprawy, ale… Ten „demaskatorski” tekst pozbawiony jest jakichkolwiek dowodów (nazwisk). Poza tym, nie zgadza się kilka podanych przez autorkę „faktów”. Chociażby ten – kluczowy dla artykułu, a przytoczony przez nią za „jednym ze znanych warszawskich speców od PR, który nie przyjął «zlecenia» na prezesa TVP”, że – „Jacek Kurski się wzmacnia”. Pomijam przy tym to, że „znany spec od PR” (czarnego) nie dość, że odrzuca lukratywną ofertę, to jeszcze informuje o niej dziennikarkę!

Śledząc polską scenę polityczną z pewnością można stwierdzić, że „Kurski się nie wzmacnia”, a wręcz przeciwnie – „słabnie”, a precyzyjniej „traci w oczach” swojego promotora, czyli Jarosława Kaczyńskiego. A to on skierował go na ten odcinek frontu walki o „dobrą zmianę” z zadaniem dokonania „odpolitycznienia” TVP i przekształcenia jej w telewizję rządu, a w zasadzie – w jego tubę propagandową.

I o ile, nachalna wręcz miejscami propaganda wypełnia w coraz większym stopniu ramówkę TVP, o tyle – telewizja publiczna coraz bardziej zraża do siebie widzów. Jak pokazują badania, jest coraz mniej osób, do których może ona trafić. Przynosi więc odwrotny od zamierzonego skutek, bo nie dość, że nie indoktrynuje Kowalskiego, to jeszcze „naraża go” na kontakt z „antypisowską propagandą” stacji komercyjnych, gdzie widzowie szukają „normalnych” wiadomości.

Warto w tym miejscu ponownie przytoczyć słowa dr Josepha Goebbelsa: „Propaganda ma być skuteczna”! A propaganda „TVPiS”, której „ojcem” jest Jacek Kurski – skuteczna nie jest. Nie za bardzo więc może on zameldować Prezesowi wykonanie zadania. A to tylko i wyłącznie od J. Kaczyńskiego zależy jego byt na tym stanowisku (o czym najdobitniej przekonał się inny Prezes TVP – „IV Rzeczpospolita warta jest odwołania [Bronisława] Wildsteina” – mówił w marcu 2007 roku szef PiS).

I tu pojawia się pytanie: Czy w tej sytuacji potrzeba aż miliona złotych, aby odwołać Kurskiego?; Czy trzeba do tego angażować agencje PR-owskie? (notabene żadna szanująca się agencja takiego zlecenia by nie przyjęła); Czy trzeba płacić dziennikarzom za materiały szkalujące Prezesa TVP?

Te sugestie podane w artykule red. Kozerskiej są najsłabszą częścią jej tekstu – no, ale na nich opiera się jego „fabuła” (całkiem zgrabnie skonstruowana).

Oceny osoby prezesa TVP dokonała ostatnio między innymi „cudzoziemska” publiczność Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. A oceny jego działań antenowych systematycznie dokonuje agencja Nielsen Audience Measurement. Po co więc inspirować „szkalujące teksty” – wystarczy podawać dane o systematycznym spadku liczby widzów TVP, o kolejnych porażkach programowych typu: „Teleranek”, „Sonda2” i paru jeszcze innych. Zwłaszcza, że poproszony o komentarz na temat publikacji GF, J. Kurski powiedział: „Nic nie zawróci mnie z drogi, którą obrałem, czyli odbudowy siły i znaczenia TVP”.

Mityczni „producenci” nie są tu więc potrzebni (no może tylko stacje komercyjne powinny dać na mszę w intencji, aby Prezes Kurski „nie zawracał z obranej przez siebie drogi”, bo to głównie dzięki temu rośnie im widownia i wpływy z reklam). Nie trzeba wynajmować dziennikarzy ani spin doktorów – szkalujących go „wieści z Woronicza” dostarczają Prezesowi Kaczyńskiemu codziennie wcale liczni chętni na jego stanowisko. Robią to za darmo i z olbrzymim zaangażowaniem.

Kto więc stoi za „zleceniem na Kurskiego”? – na podstawie kilku poszlak można identyfikować tego, komu przyniosło to korzyść (Is fecit, cui prodest).

Śledząc komentarze dotyczące publikacji GF, wygląda na to, że nie tylko w mojej opinii, za tym tekstem stoi sam Jacek Kurski.

Przede wszystkim ma motyw – walczy o fotel. Próbuje w ten sposób umocnić swoją pozycję w partii, jako niezłomny bojownik „dobrej zmiany” walczący z „systemową patologią” w TVP, tak skutecznie, że jej obrońcy wyznaczyli nawet nagrodę za jego głowę. Przy okazji stara się „zmową producentów” przykryć też błędy, które popełnia.

Opisana przez Gazetę sprawa ma też widoczne cechy jego stylu działania – wystarczy sięgnąć po polityczną biografię J. Kurskiego opublikowaną jeszcze w 2005 roku przez Gazetę Wyborczą. Sprawa z „dziadkiem w Wehrmachcie”, czy „afera billboardowa” są egzemplifikacją „bulterieryzmu”, a „zlecenie” jest podobnymi nićmi szyte. Nie bez przyczyny, w styczniu 2006 roku. Stowarzyszenie Polskich Mediów przyznało mu tytuł „medialnego manipulator roku”.

Jednak, czy było „zlecenie na Kurskiego”, czy to „zlecenie Kurskiego” chyba się nie dowiemy. Niemniej, publikacja Gazety Finansowej raczej nie ma związku z branżą PR-owską, „czarnym PR-em”, itp. – wpisuje się natomiast doskonale w wewnętrzne rozgrywki obozu rządzącego.

Dr Wojciech K. Szalkiewicz

Autor m.in. Złoto Kopernika. Opowieści historyczno-sensacyjnej z XVI i XXI wieku

komentarzy:
1

Komentarze

(1)
Dodaj komentarz
20.06.2016
12:20:41
J
(20.06.2016 12:20:41)
Ciężko się czyta tekst z taką ilością cudzysłowów.
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin