Jak to się robi, Marcel Łoziński

dodano: 
06.02.2007

Autor recenzji:

Kinga Kubiak
komentarzy: 
0

Bohaterami najnowszego dokumentu Marcela Łozińskiego są przypadkowi ludzie, wybrani podczas otwartego castingu, przez Piotra Tymochowicza. Ma on poprawić ich wizerunek medialny i swoimi radami pomóc w zrobieniu upragnionej przez nich kariery polityka w zamian za to, że wezmą udział w jego eksperymencie. Na początku uczą się mowy niewerbalnej, oddziaływania na innych poprzez gesty, postawę, wykonywane ruchy; przechodzą lekcję opanowania - ćwicząc tai-chi w środku miasta mają odnaleźć w sobie wewnętrzny spokój. Potem przychodzi moment próby, wykorzystania zdobytych umiejętności - moderują demonstrację, by w końcu zorganizować własną. Widzowie są świadkami ich swoistego dojrzewania, ich przemiany, rosnącej świadomości tego, że mogą swoją postawą, słowami, głoszonymi ideami wpływać na innych ludzi i zmieniać rzeczywistość. „Maksymy” Tymochowicza takie jak „Jak krzyczymy, że idziemy na Kowno – to ludzie mają tam iść, nie my.”, „Nieważne, co będą o mnie pisać dobrze czy źle – ważne, żeby nie przekręcali nazwiska” czy „ Żeby być skutecznym nie można nie być cynicznym” mają wyznaczać im kierunek. Uczestnicy przypominają trochę bohaterów romantycznych na opak. Bo ówczesna walka o wolność to w obecnym wydaniu próba sił.

Kamera towarzyszy bohaterom nie tylko w ćwiczeniach, rozmowach i działaniach zaplanowanych przez Tymochowicza, także w indywidualnych rozmowach z dziennikarzem, Jackiem Hugo-Baderem, który z obserwatora całego wydarzenia staje się jego krytykiem i pełni rolę spowiednika dla tych, którzy w trakcie ćwiczeń rezygnują. Nie wytrzymują napięcia? Odkrywają, że nie chcą być politykami? To, do czego mieliby się posunąć wydaje im się niemoralne, niezgodne z ich przekonaniami? Nie muszą przecież nikogo okradać, nie muszą zabijać. Czy z czegoś muszą zrezygnować? Jeśli tak – warto zobaczyć na własne oczy.

Tymochowicz podkreśla, że jego działania graniczą z eksperymentowaniem, bo chce zobaczyć „w jaki sposób w praktyce działają narzędzia socjotechniczne”. Eksperymentem można by nazwać jednak nie tylko prowadzone przez niego warsztaty, ale i cały film. Łoziński nie jest jego reżyserem, a tylko autorem pomysłu i realizatorem, a sami twórcy w końcowej scenie filmu zaznaczają, że nie mieli wpływu na to, w jaki sposób potoczyły się wypadki i to, co zobaczyli widzowie to dokumentalny zapis wydarzeń. Czy reżyserem był Tymochowicz? Czy reżyserami byli bohaterowie, którzy postanowili nabrać innych uczestników i widzów?

Film wciąga, zaskakuje i przeraża. I choć mówi się o nim „polityczny” to skłania nie tylko do politycznych refleksji nad istotą powodzenia wybranych partii, ale i nad człowiekiem i jego instynktem do zdobycia władzy w ogóle. Zdecydowanie polecam. Nie tylko specjalistom ds. kształtowania wizerunku czy zainteresowanym marketingiem politycznym.

Kinga Kubiak
k.kubiak@proto.pl

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin