Prezes Fundacji Wolna Syria: błędne koło mediów w temacie uchodźców

dodano: 
19.11.2015
komentarzy: 
0

Proto.pl: Jakie są największe grzechy przekazu medialnego w kwestii uchodźców? Czy dziennikarze powielają jakieś mity?

Samer Masri, prezes Fundacji Wolna Syria: Grzechów nie ma, przydałoby się natomiast więcej staranności i rzetelności dziennikarskiej. Media, a zwłaszcza media publiczne, nie sprostały zadaniu. Nie chodzi o to, żeby przekonywać, ale by głębiej wyjaśniać, podjąć temat, a nie zachowywać się jak tabloid, który chce szybko przekazać news i zrobić sensację. W kilku sprawach mamy taki przekaz medialny, który może nasilać problemy z przyjęciem uchodźców. Po pierwsze język: fala, problem uchodźców, bo problem jest nie w samych uchodźcach, zalew, napływ, czyli słownictwo, które sugeruje, że jest się czego bać. Druga rzecz to skupianie się na pewnych wyrywkowych tematach, które niepokoją ludzi, a niekoniecznie wyjaśniają sytuację, przede wszystkim naturę konfliktu. Pokazuje się tłumy idących ludzi i nie sięga się głębiej w temat, czyli przedstawienia konfliktu w Syrii, obozów dla uchodźców itd. To się oczywiście przewijało, ale nie równolegle z przekazem z wędrówki uchodźców przez Bałkany. Media skupiały się na tym wąskim temacie. Kolejna rzecz to odróżnienie pewnych pojęć, czyli emigrantów od uchodźców czy przedstawienie pewnych faktów dotyczących polityki. Polska nie zezwala na łączenie rodzin, bo prawo jest tak restrykcyjne, że w zasadzie jest to niemożliwe. Media używają języka osób, które sieją nienawiść i uwypuklają ich argumenty, bo twierdzą, że poruszają tematy, które interesują ludzi. Mamy więc błędne koło - z jednej strony najbardziej słyszalni są krytycy i ludzie, którzy się boją, a z drugiej - media adoptują te obawy i je pokazują. Media zapraszają ekspertów, niestety ciągle tych samych. Jest masa świetnych znawców tematu, a pytani są ludzie, tacy jak ja, kilku arabistów, specjalistów ds. terroryzmu. To oznacza zamknięcie dyskusji w pewnym kręgu i sprowadzenie jej do kilku zdań opinii, a nie każdy jest na tyle błyskotliwy, by w tym jednym zdaniu powiedzieć coś, co wyjaśni ludziom temat.

PRoto.pl: Jak media powinny relacjonować tematy związane z uchodźcami?

S.M.: Przede wszystkim, powinny sprawdzać informacje, nie dać się wkręcać w argumentacje, które są nieprawdziwe, a tym samym firmować i uwiarygodniać pewne wypowiedzi, które są zgoła nieprawdziwe. Na przykład wypowiedzi pani Miriam Shaded z Fundacji Estery, która mówi pewne rzeczy, jakby to były fakty a są to oczywiste przekłamania. Nie mówię o wyrażaniu opinii w stosunku do jakiejś religii. Mamy wolność słowa, można krytykować każde wyznanie. Miriam Shaded powiedziała, że większość ofiar w Syrii to chrześcijanie. Odbiorcy słuchają i myślą, że to jest prawda. Dziennikarz powinien takie wypowiedzi korygować lub przeciwstawić informacją, że wg danych ONZ jest inaczej. Albo ktoś powołuje się na raport… którego nie ma. Niech dziennikarz sprawdzi, czy taki dokument istnieje, zanim zacytuje tę osobę. Dotyczy to zwłaszcza mediów pisanych, bo tam jest na to czas. Zwolennicy reżimu Asada mają swoje media propagandowe, które chcą uwiarygadniać narrację reżimu i cytowanie tych mediów bez słowa komentarza wyrządza wiele szkód i powoduje niezdrowe reakcje i dyskusje, bo ludzie najczęściej czerpią wiedzę na ten temat z mediów, nie z książek czy 500-stronicowych raportów ONZ czy UNHCR po angielsku.

PRoto.pl: Czy po zamachach terrorystycznych w Paryżu dyskurs medialny się zmieni? Jak bardzo te tragiczne wydarzenia wpłyną na kwestie postrzegania uchodźców?

S.M.: Tak naprawdę zamachy poruszyły te osoby, które wcześniej nie interesowały się tematem uchodźców, ale takich było bardzo mało. Polska podzieliła się na osoby przekonane, że uciekinierom z Syrii trzeba pomagać i takie, które są wrogo nastawione. Obie strony bazują na płytkich argumentach. Z tego co obserwuję, zamach nie zmienił opinii osób przekonanych, wręcz przeciwnie – uważają, że teraz szczególnie trzeba pomagać, bronić tych ludzi, bo uciekają od takich samych terrorystów, jak ci, którzy przeprowadzili zamachy. Nieprzekonani uważają, że zagrożenie wzrosło. Wydaje mi się, że nastąpiła radykalizacja poglądów u obu stron, a nie zmiana proporcji.

PRoto.pl: W jakim kierunku podąży debata publiczna na temat uchodźców?

S.M.: Kładzie się nacisk na bezpieczeństwo. Widzę zmianę m.in. po prośbach służb mundurowych o szkolenia – były one zaplanowane na procesy integracyjne, a teraz wszyscy dzwonią i mówią „jeśli można, chcielibyśmy zmienić temat wykładu, bardziej o tym, jakie są grupy zbrojne w Syrii”. Czyli z integracji przestawiamy się na prewencyjne działania dotyczące bezpieczeństwa. Tymczasem, proces weryfikacji nie zmieni się na lepsze, nie da się lepiej sprawdzać uchodźców. Zwrócenie się do Mosadu czy innych służb jest absurdalne. Są specjalne testy, które pozwolą poznać, skąd pochodzi dana osoba, jakie ma poglądy itd. Wszystko jest gotowe. Cała masa ekspertów przechodzi od tematów uchodźczych do terrorystycznych. Mamy więc potęgowanie strachu, a nie uspokajanie i jeszcze większe wyolbrzymianie problemów. W tym kierunku poszły media, politycy, komentatorzy.

PRoto.pl: Czy zauważył Pan w komentarzach dziennikarzy więcej emocji?

S.M.: Raczej pewien cynizm: odbijanie problemu na uchodźców w zawoalowany sposób. Z jednej strony mówi się do nich: „wy faktycznie jesteście ofiarami tego, co stało się w Paryżu, bo przecież sami uciekacie przed terrorystami”, czyli problem jest po ich stronie, a tak w ogóle to stwarzają kłopoty, bo istnieją. Natomiast problem jest gdzie indziej – on leży w nas, w Polakach. Kwestia tolerancji dotyczy nie tylko uchodźców, ale też Polaka tolerujący innego Polaka, który jest gejem, ateistą itd. To, że uchodźcy nie są terrorystami, że sami uciekają od ISIS jest oczywiste. Taka optyka powoduje, że ciągle wracamy do tego, że to uchodźcy są problemem. Znowu przydałoby się tutaj szersze potraktowanie tematu. To my mamy kłopot z tolerancją i musimy z nim sobie jakoś poradzić, a nie pytać osobę z traumą wojenną: „co byś zrobił, żeby Polacy lepiej was odbierali?”. Żąda się rozwiązania od kogoś, kto ucieka od reżimu i terrorystów do Europy, a oni go tutaj dalej gonią.

PRoto.pl: Tuż po zamachach terrorystycznych w Paryżu Konrad Szymański, przyszły minister ds. europejskich w rządzie Beaty Szydło, powiedział, że Polska nie wykona ustaleń dotyczących podziału uchodźców pomiędzy kraje Unii Europejskiej. Jak Pan skomentuje tę wypowiedź?

S.M.: To jest bardzo nie fair, ale łączy się z tym również niewiedza na temat sytuacji geopolitycznej w Syrii i stąd bierze się to głupie, ale też podłe podejście wielu polityków. Mamy do czynienia z celowym wykorzystaniem sytuacji. Politycy zobaczyli, że dzięki zamachom mają jakiś dodatkowy argument. To podanie ręki ISIS i w zasadzie realizacja ich oczekiwań. Jeszcze Francuzi się nie uspokoili, a Polska już chce coś ugrać na zamachach.

PRoto.pl: Jak takie wypowiedzi wpływają na opinie Polski za granicą?

S.M.: Jeśli nasz kraj nie odegra w tej całej sytuacji jakiejś roli, to zostanie wyrzucony poza grono cywilizowanych państw, które liczą się na świecie i chcą robić coś wspólnie z innymi państwami. To jest coś, co może ciążyć na Polsce przez długie lata i jest po prostu szkodliwe. Jeśli nie mamy kierować się wrażliwością, to przynajmniej własnym interesem. Takie wypowiedzi pokazują, że politycy kompletnie nie rozumieją, jakie są proporcje: przyjęcie 7 tys. osób to żadne obciążenie, ryzyko i poświęcenie, a potencjalne skutki braku zaangażowania się po stronie Polski są bardzo duże. Nie ma więc politycznej kalkulacji.

PRoto.pl: Czy politycy w Polsce próbują coś ugrać na sprawie uchodźców?

S.M.: Oczywiście, politycy wykorzystywali ten temat odkładając na bok nawet swoje prywatne przekonania, żeby tylko komuś nie podpaść. Przykładem jest Ewa Kopacz, która długo wahała się i nie wiedziała, co zrobić z uchodźcami, zamiast od razu powiedzieć: zgadzamy się na 5 tys. osób, koniec tematu. Wahanie spowodowało jeszcze większą dyskusję, negatywne nastawienie do pani premier z obu stron: zwolenników i przeciwników. Ci pierwsi zaczęli krytycznie patrzeć na PO myśląc, co to za przywódca, który ma tak słabą decyzyjność i przenosi odpowiedzialność na inne partie. A z drugiej strony, przeciwnicy przyjęcia uchodźców zaczęli mówić, że Ewa Kopacz zgodzi się na wszystko, waha się, bo chce przyjąć dwa razy więcej ludzi. Wielu polityków próbowało wykorzystać kwestię uchodźców do swoich celów i przeważnie źle na tym wychodzili, bo mówili rzeczy, które pokazywały ich słabość, nieznajomość tematu, brak charakteru, brak wiedzy politycznej itd. Najbardziej pro była oczywiście lewica, zwłaszcza ta w wydaniu Partii Razem. Opowiedzieli się za uchodźcami, żeby przynajmniej zdobyć serca tych, którzy są za.

PRoto.pl: A jak w tym wszystkim odnajdzie się nowa władza?

S.M.: Dopóki PiS nie zobaczy realnego interesu w tym, żeby przyjąć uchodźców, cały czas będzie się negatywnie wypowiadał na ten temat, pomimo że zapewne podejmie działania w kierunku realizacji unijnych ustaleń. To negatywne podejście będzie szkodziło przygotowaniom z związku z przyjęciem uchodźców, edukacji itd. Jeżeli będzie ogólnie negatywny klimat, to nawet władze samorządowe nie będą zainteresowane współpracą z nami czy szkoleniami. To wyszło nawet przy okazji ostatniej ankiety dla lokalnych władz na temat tego, czy chcą przyjąć uchodźców. Trzeba było ustalić to wg jakiegoś podziału, a potem włączyć samorządy w cały proces na zasadzie, że jak zrozumieją, to zaczną działać. Będą mniej się bali, a dostaną procedury, wiedzę na temat procesu weryfikacji uchodźców itd. PiS nie zmieni nastawienia, dopóki nie zobaczy swojego interesu. Skutek będzie taki, że przyjadą uchodźcy, zacznie tu być ich dużo, pojawi się problem, jak ich integrować i wtedy nagle wróci do łask retoryka, że to są biedni ludzie, trzeba im pomóc, to nasz obowiązek humanitarny, ludzki itd.

PiS może mówić, że jest przeciwko. Wybory się jednak skończyły, a zaczęły realia. Fakty są takie, że uchodźcy do Polski przyjadą. Nawet jeśli nie przyjmiemy tych 7 tys., to Niemcy w końcu zamkną granice, a jeśli zamkną, to należy pamiętać, że dziennie przechodzi przez teren naszego państwa około 100 Syryjczyków. W ciągu miesiąca, dwóch będziemy ich mieli kilka tysięcy. I wtedy PiS zwróci się do organizacji takich jak moja. Teraz służby wezmą nas pewnie na tapetę: skąd jesteśmy, co robimy i co promujemy, ale potem rząd zacznie mówić inaczej. Prosić w mediach samorządy, żeby lepiej współpracowały itd., bo politycy nie będą chcieli, żeby było widoczne, że polski rząd nie radzi sobie z kilkoma tysiącami uchodźców. To pokazałoby nieudolność administracji, a tego nikt nie chce. Więc ja jestem spokojny.

Rozmawiała Joanna Jałowiec

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin