wywiad o... tym, jak mówić o śmierci i sprzedawać trumny

dodano: 
23.09.2010
komentarzy: 
0

Red. PRoto.pl: Na stronie firmowej Pana oficjalne stanowisko brzmi – marketing i sprzedaż. PR i niestandardowe działania promocyjne to tylko dodatek?

Bartek Lindner, Zakłady Przemysłu Drzewnego Lindner w Wągrowcu, PR, marketing, sprzedaż: Prowadząc własną firmę nie można ograniczać się do jednej specjalizacji. Mam 28 lat, a firma istnieje od prawie 20. Z dzieciństwa pamiętam wszechobecny zapach sośniny, a trumny jako produkt drewniany były obecne praktycznie od zawsze. Można powiedzieć, że „wyrastałem w trumnach”. Jesteśmy firmą rodzinną, a ja starałem się zawsze pomagać rodzicom w prowadzonej działalności i dzisiaj swoje doświadczenie wykorzystuję w wielu dziedzinach naszej pracy. Myślę, że dobrze znam specyfikę tej branży i wiem w jaki sposób można łączyć elementy promocji, sprzedaży i zagadnienia PR-owe.

Red.:Czy działania PR, które Pan prowadzi, mają w przypadku Pana firmy realne przełożenie na sukces finansowy firmy?
BL: Działania, które prowadzimy na rynku lokalnym mają wpływ na sukces finansowy – choć nie bezpośredni. W Wągrowcu, gdzie mieści się siedziba firmy są dwa zakłady pogrzebowe, które wykonują ok. 40 usług pogrzebowych miesięcznie, a firma produkuje 11.000 trumien na miesiąc. Udało się np. poprzez współpracę z Miejskim Domem Kultury w Wągrowcu, pozyskać wykwalifikowanych pracowników. Staraliśmy się zmienić społeczne postrzeganie naszej firmy w powiecie na bardziej pozytywne. Hasłem, które pomogło w osiągnięciu tego celu było „Lindner wspiera rozwój kultury w Wągrowcu”. Dodatkowo w ramach tej współpracy nasi pracownicy otrzymywali dwuosobowe wejściówki do kina. Ponadto w lokalnej prasie pojawił się cykl artykułów sponsorowanych, które miały na celu pokazanie społeczności Wągrowca i okolic, że ZPD Lindner jest firmą nowoczesną, dobrze zorganizowaną i zarządzaną, a jej pracownicy mają możliwość rozwoju i awansu.

W chwili obecnej powstaje drużyna piłki nożnej o nazwie Trumniarze, która składa się tylko z pracowników firmy. Drużyna wystartuje w lidze halowej i odnosząc sukcesy będzie wpływać na wizerunek firmy.

Red.: Czy Pana zdaniem PR to „działka”, która powinna podlegać sprzedaży?
BL: Nie, PR nie powinien podlegać sprzedaży. Jest niewątpliwie z nią związany i w niektórych aspektach ma przełożenie na jej wyniki. Jednak jest zagadnieniem dużo bardziej rozległym. Dotyczy takich dziedzin jak zarządzanie zasobami ludzkimi, ma wpływ na kontakt z samorządem lokalnym, innymi firmami i na społeczne postrzeganie firmy. Te elementy mogą nie mieć bezpośredniego wpływu na sprzedaż, a przynieść wiele korzyści dla przedsiębiorstwa.

Red.:Pana firma wydaje dość niesztampowy kalendarz – widnieją na nim rozebrane modelki i produkty, które oferuje Pana firma, trumny…. Dla jednych to połączenie zaskakujące, dla innych – zagrywka na granicy profanacji, dla znawców tematu -  odwieczne połączenie Erosa i Tanatosa czy w końcu - plagiat z włoskiej wersji Pana tamtejszej konkurencji.
Jaki był Pana cel?
BL:Myślę, że jako jedyni producenci trumien nie wstydzimy się swojego produktu i staramy się go traktować w takiej kategorii – jak zwykły produkt. W Polsce jest ponad 2000 producentów trumien, a większość z nich nie ma nawet strony internetowej, logo czy opisanych samochodów. Nie rozumiem takiego podejścia. Nasza firma wytwarza produkt. Ten produkt jest potrzebny innemu przedsiębiorstwu (zakładowi pogrzebowemu), aby mógł wykonać swoją usługę. My chcemy ten produkt sprzedać, oni chcą go kupić. Chcieliśmy, aby marka Lindner zaistniała w ich świadomości. Brzmi to banalnie, ale wiele osób tej prostej zależności jeszcze nie rozumie. Według naszych badań 8/10 zakładów pogrzebowych słyszało o naszym kalendarzu  bądź go ma! Czy wpłynęło to na sprzedaż? Myślę, że odpowiedź jest prosta.

Popularność Kalendarza Lindner polega na tym, że każdy widzi w nim inną historię, każdy inaczej interpretuje zdjęcia i każdy ma inne odczucia z nimi związane. Sposób postrzegania tego kalendarza jest sprawą indywidualną. Ma na to wpływ wiele różnych czynników. Jeszcze raz podkreślę -  naszymi klientami są zakłady pogrzebowe i hurtownie artykułów funeralnych i to właśnie do nich skierowany jest nasz produkt.  Nie uważam także, że Kalendarz Lindner jest plagiatem. Zawsze podkreślałem, że pierwowzorem był kalendarz włoski, jednak my uważamy, że jesteśmy wstanie wykonać go lepiej. Moim zdaniem to się udało osiągnąć.

Red.:Z myślą o kim wydał Pan kalendarz – Pana klientach czy mediach, które zrobią dzięki niemu Panu darmową reklamę?
BL: Kalendarz Lindner jest skierowany przede wszystkim do osób związanych z branżą pogrzebową. Jednak w czasie jego tworzenia mieliśmy świadomość faktu, że temat śmierci jest bardzo interesujący dla mediów. A nam chodzi również o to, by móc – tak jak np. w Europie Zachodniej – swobodnie mówić o naszym produkcie, mimo że jest związany z dziedziną, która w naszym kraju jest nadal tabu.

Red.:Czy nie uważa Pan, że mimo wszystko, nagość, tak bardzo już wyeksploatowana w kampaniach reklamowych, to pójście na łatwiznę?
BL:Być może, jednak nadal jest wykorzystywana w promocji różnych produktów. Wystarczy spojrzeć na bilbordy w dużych miastach: piękne młode panie i przystojni mężczyźni uśmiechają się do nas. Nagość zawsze będzie przyciągała uwagę. Firmy reklamowe mają tego świadomość, dlatego tak często z niej korzystają.

Red.:Czy działania związane z kalendarzem przełożyły się na finansowe zyski? Czy rzeczywiście były one, jak podkreślał Pan w wielu wywiadach prasowych, zaprojektowane wyłącznie na zwiększenie świadomości marki na polskim rynku?
BL:Świadomość marki jest niewątpliwie związana z sukcesem finansowym.

Red.:Czy Pana zdaniem, ważne jest jak w mediach o firmie mówią, czy wystarcza sam fakt pojawiania się w nich? Kalendarz to nie pierwszy Pana kontrowersyjny pomysł, wcześniej były breloczki do samochodu w formie trumny, hasło „Trumny, w których wyglądasz jak żywy”. Media lubią takie tematy…
BL:To prawda, że media interesują się tematem śmierci i pewnie dlatego nasze działania są tak szeroko opisywane. Jednak nie uważam, żeby nasze kampanie reklamowe były kontrowersyjne. Breloczki z trumienką ma prawie każdy większy producent trumien, ale my jako jedyni jesteśmy w stanie - dzięki nowoczesnej technologii - wykonać je w naszym zakładzie. Pozostałe firmy muszą je kupić. Hasło „Trumny, w których wyglądasz jak żywy” wywołało wielką wrzawę w naszych mediach. Uważam, że ono nikogo nie obraża. Prawda jest taka, że każdy z tych pomysłów ma tyle samo przeciwników, co zwolenników. Z drugiej strony, udało nam się wywołać dyskusję na temat śmierci. I to właśnie jest naszym celem.

Red.:Niektórzy uważają, że jest Pan pionierem budowania działań PR na tak trudnym rynku, jakim jest sprzedaż trumien. Jakimi innymi działaniami, oprócz wydawania kontrowersyjnych kalendarzy, zajmuje się pionier nekromarketingu? Które z tych działań uznaje Pan za najskuteczniejsze?
BL:Lindner jest jedynym polskim producentem trumien, który sprzedaje swoje wyroby pod własną marką. Uważam, że wszystko można robić dobrze lub źle. Dotyczy to także trumien. Dlatego znakując swoje wyroby biorę odpowiedzialność za jakość ich wykonania. W siedzibie firmy wybudowaliśmy salę wystawową na ponad 40 trumien. Można tam zobaczyć np. trumny tematyczne – z motywami morskimi, muzycznymi lub sportowymi. Mamy w ofercie trumnę, która na wieku ma wyrzeźbioną trójwymiarową gitarę, a u dołu trumny pierwsze dwie linijki z marsza żałobnego Chopina. Mamy w ofercie trumny dla myśliwych, kierowców ciężarówek, golfistów czy rybaków. To jest temat raczkujący w Europie, ale dostajemy coraz więcej zapytań o produkty z tej serii. Jako pierwsi na świecie, wychodząc naprzeciw bio-trendom wprowadzamy linię trumien ekologicznych – Greek Line. Pomysłów jest wiele, czasami zwyczajnie nie starcza czasu na ich realizację.

Red.:Czy myśli Pan, że w Pana ślady pójdą inni i w najbliższej przyszłości PR-owców będą zatrudniać nie tylko producenci trumien, ale i zakłady pogrzebowe, sklepy z odzieżą pogrzebową etc?
BL:Sądzę, że każda firma powinna korzystać z usług PR-owca jeśli chce osiągnąć sukces. Bez wątpienia branża pogrzebowa będzie się zmieniać, a te zmiany mogą być tylko na lepsze.

Rozmawiała Kinga Kubiak

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin