wywiad z... Jarosławem Sellinem o pełnieniu funkcji rzecznika prasowego rządu Jerzego Buzka

dodano: 
15.04.2009
komentarzy: 
0

Redakcja: Minęło już ponad 10 lat od przejęcia przez Pana posady rzecznika prasowego rządu Jerzego Buzka. Jak po dekadzie wspomina Pan pracę na tym stanowisku?
 
Jarosław Sellin:
Otrzymałem tę propozycję 11 lat temu, w maju 1998 roku. To było jedno z najważniejszych doświadczeń mojego życia. Przechodziłem z wieloletniej pracy dziennikarskiej do pracy na poły politycznej. W dodatku miałem być twarzą i głosem rządu, który po dłuższej przerwie wynikającej z zaniechań rządów postkomunistycznych podjął się kolejnego etapu wielkich reform w kraju. Była to praca bardzo intensywna. Właściwie bez ograniczeń czasowych. Miałem wpływ na część ważnych decyzji państwowych z powodu bliskości do głównych miejsc decyzyjnych w tym rządzie, a więc Kancelarii Premiera i wielu ministerstw. Miałem też niezłe kontakty z jego zapleczem politycznym, na początku przede wszystkim z liderami AWS-u, ale z czasem też Unii Wolności. O intensywności tej pracy świadczy to, że niemal codziennie robiłem w specjalnym zeszycie notatki w pracy, i choć moje rzecznikowanie trwało niecały rok, do marca 1999, wypełniłem kilka dużych zeszytów tymi notatkami.

Muszę też się pochwalić, że jako jedyny jak dotąd rzecznik rządu, przez ostatnie pół roku tej pracy, zdecydowałem się na codzienne, rutynowe, o stałej godzinie, w stałym miejscu konferencje prasowe dla mediów, na których występowałem sam, dobierając najbardziej interesujących ze względu na tematy dnia ministrów. Nie było to łatwe, ale bardzo ułatwiało pracę mediom. Mieli możność rutynowego kontaktu z rządem i chętnie z tego korzystali. Ani przedtem, ani potem nikt takiej praktyki nie podjął.

Red.:Dlaczego przyjął Pan propozycję pracy, jako rzecznik Jerzego Buzka?

JS: Po prostu po rezygnacji Tomasza Tywonka zaproponował mi to najpierw szef Kancelarii Premiera, mój wieloletni kolega Wiesław Walendziak, a przy pierwszej rozmowie złapałem „dobrą chemię” z samym premierem. Proponowałem nawet premierowi, by powołał mnie tylko na swego osobistego rzecznika, bądź rzecznika Kancelarii Premiera, a na rzecznika rządu poszukał kogoś innego. Ale on od razu po tej pierwszej rozmowie uparł się, że mam wziąć całość.

Red.: Czy było to trudne wyzwanie zwłaszcza wobec często pojawiających się w mediach sugestii, że faktyczną władzę ma nie premier Jerzy Buzek, a Marian Krzaklewski?

JS: Marian Krzaklewski był głównym twórcą AWS-u i szefem najważniejszej części zaplecza tego rządu i bez dobrych z nim relacji nie byłoby łatwo pełnić tej funkcji. Ale z nim znałem się już wcześniej i chyba darzył mnie zaufaniem, o czym świadczy to, że lansował mnie potem jako kandydata całego AWS-u do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Ale z tą faktyczną władzą w rządzie to przesada. Jerzy Buzek oczywiście starał się być lojalny wobec swojego głównego politycznego promotora, ale w działaniach rządu miał dużo autonomii.

Red.: Objęcie funkcji rzecznika było w Pana karierze niejako przełomem – czyli przejściem ze świata mediów do świata polityki. Dlaczego zrobił Pan ten krok i czy nie żałował Pan porzucenia pracy dziennikarskiej dla polityki?

JS: Trochę żałowałem. Szczerze mówiąc, praca w mediach jest łatwiejsza, mimo wszystko mniej stresująca, najczęściej lepiej płatna. Ale wydaje mi się, że przechodzenie do świata polityki to po prostu przejście z funkcji recenzenckiej do miejsca, gdzie naprawdę zmienia się rzeczywistość i podejmuje ważne dla ludzi decyzje. Media też dysponują władzą, ale bardziej nieformalną, raczej sugestywną, a nie wprost. Poza tym wiem, że wśród dziennikarzy i publicystów jest wielu takich, którzy mają ambicje, aspiracje wprost polityczne, ale boją się przekroczyć ten Rubikon. Mi odwagi w podejmowaniu wyzwań zawodowych nigdy nie brakowało, stąd i ówczesna decyzja.

Red.: Przed wiele lat, choć na różnych stanowiskach - był Pan blisko mediów. W jaki sposób doświadczenie medialne przydało się Panu w roli rzecznika prasowego premiera i w dalszej – już politycznej - pracy w KRRiTV i w Sejmie?

JS: Przydało się bardzo. Przede wszystkim znałem większość ludzi mediów w Polsce, z wieloma byłem na „ty”. Mogłem więc uruchamiać nawet nieformalne kontakty, by zainteresować czymś media. Choć starałem się tego nie nadużywać. Poza tym, będąc przedtem prezenterem dzienników telewizyjnych i prowadzącym telewizyjne programy publicystyczne, nie miałem żadnych problemów z „oswojeniem szkła”, z dykcją, z tremą i tym podobnymi przypadłościami tych, którzy w mediach są tylko gośćmi, i to od czasu do czasu. Znałem też mechanizmy, którymi kierują się media. Na ogół nie miałem problemów z przewidzeniem, o co premiera czy ministra rządu będą pytać na konferencji prasowej czy w studio telewizyjnym. To bardzo im pomagało. To doświadczenie rzeczywiście owocuje do dziś – i w późniejszej pracy w KRRTV, i w Sejmie czy Ministerstwie Kultury.

Red.: Czy praktyka wystąpień medialnych przydaje się Panu obecnie w tworzeniu nowego ruchu społecznego - Polska XXI?

JS: Raczej tak, choć przez ostatnich 10 lat media zmieniły się tak bardzo, że chętnie polegam też na młodszych kolegach, lepiej funkcjonujących w rzeczywistości Internetu i lepiej znających najnowsze techniki PR.

Red.: Jak Pan ocenia pracę swoich następców – kolejnych rzeczników? Kto z nich zasługuje na największą pochwałę, a kto wręcz przeciwnie i dlaczego?

JS: Nie podejmuję się takiej oceny. Generalnie uważam, że rzecznikiem instytucji politycznej powinien być polityk, ale dobrze by było, by miał wcześniejsze doświadczenie medialne.

Red.: Jak ocenia Pan obecny poziom debaty publicznej, co się zmieniło w tym zakresie w ciągu ostatniej dekady?

JS: Jest bardziej powierzchowna, obliczona na krótkotrwałe efekty, fajerwerki medialne. Straciła trochę powagi. Za dużo jest w niej „inforozrywki”, a za mało dyskusji na argumenty oparte na wiedzy, i to zarówno po stronie animatorów tej debaty, czyli dziennikarzy i publicystów, jak i jej bohaterów, czyli polityków. Szczerze mówiąc, gdybym dziś pracował w programach informacyjnych czy publicystycznych w telewizji, przestałbym zapraszać do studia polityków. Ich miejscem pracy powinny być instytucje polityczne (Sejm, Senat, Kancelarie Premiera i Prezydenta, ministerstwa – podejmowane tam decyzje i organizowane tam briefingi oraz konferencje prasowe), a do studia zapraszałbym wyłącznie ekspertów, którzy wyjaśnialiby, jakie konsekwencje mają te decyzje podjęte przez polityków. Myślę, że byłoby to ciekawsze i pomogłoby ludziom lepiej zrozumieć zmiany zachodzące wokół nich.

Rozmawiała Aleksandra Łuczak

Jarosław Sellin – przewodniczący koła poselskiego Polska XXI, wcześniej wieloletni dziennikarz – pracował między innymi w Panoramie i Wiadomościach TVP. W latach 1998-1999 rzecznik prasowy rządy Jerzego Buzka, a następnie członek KRRiTV. Od 2005 roku poseł na Sejm. Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin