wywiad z... Jeremym Galbraithem z Burson-Marsteller i Ryszardem Solskim o wspólnym przedsięwzięciu

dodano: 
24.04.2008
komentarzy: 
0

Redakcja: Jak to się stało, że marka Burson-Marsteller wróciła do Polski?
Jeremy Galbraith: Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobiłem, kiedy zostałem dyrektorem zarządzającym, było wzięcie Polski pod uwagę jako partnera.

Redakcja: Kiedy zaczął Pan o tym myśleć poważnie? Mam na myśli podjęcie rozmów z firmami działającymi na polskim rynku.
JG: W lipcu 2007 roku, kiedy zostałem dyrektorem generalnym na obszar EMEA.

Redakcja: Dlaczego znowu Polska?
JG: Zamknęliśmy naszą firmę w roku 2001, ponieważ nie przynosiła zysków. Jednak, moim zdaniem, decyzja ta została podjęta w oparciu o krótkofalową wizję rynku. Wracamy na polski rynek na prośbę naszych klientów. Tak właśnie działamy: słuchamy naszych klientów i próbujemy spełniać ich oczekiwania. To oni chcieli, byśmy istnieli na polskim rynku. Nie mieliśmy zamiaru otwierać swojej własnej siedziby, więc zdecydowaliśmy się na „drogę pośrednią” – porozumienie partnerskie z Solski PR zamiast zwykłej umowy afiliacyjnej.

Redakcja: Z iloma agencjami prowadziliście rozmowy zanim zdecydowaliście się na Solski PR?
JG: Rozmawialiśmy z wieloma spółkami. Najpierw chcieliśmy rozpocząć działalność poprzez umowę o współpracy stopniowo dążąc do przejęcia, ale okazało się ze Ryszard zamierza opuścić Sigmę i założyć swoją własną firmę, co wydało się nam interesującą opcją.

Redakcja: Dlaczego akurat Solski PR?
JG: Był to tak naprawdę szczęśliwy zbieg okoliczności. Uzyskaliśmy możliwość współpracy z agencją od podstaw, mamy możliwość wypracowania swojego podejścia, metodologii i wykształcenia ludzi, których ona zatrudnia. Inne agencje o ustalonej pozycji, z którymi rozmawialiśmy miały już oczywiście swoje własne wizje i sposoby na pozycjonowanie się na rynku. W przeciwieństwie do wielu naszych światowych rywali, B-M rozwija się w naturalny sposób poprzez naszych klientów na całym świecie. Inne firmy kupują jakieś 20 lokalnych agencji, dodają je do swojej już istniejącej sieci, a potem nazywają się globalną agencją. Myślę, że nasze podejście oznacza, że możemy zaoferować naszym klientom o wiele bardziej zintegrowaną ofertę.

Redakcja: No właśnie, a co z klientami?
JG: To jest porozumienie na zasadzie wyłączności w dziedzinie usług PR w Polsce, gdzie klienci Burson-Marsteller będą obsługiwani przez Solski Burson-Marsteller PR na polskim rynku i vice versa. Jest to obustronna relacja. CEC Government Relations nadal będzie wspierać naszych klientów w dziedzinie public affairs.

Ryszard Solski: Nie znaczy to, że nie muszę szukać klientów na własną rękę. Wręcz przeciwnie, nie łudzę się, że Burson będzie mi ich „podsyłał”. Naszym podstawowym celem jest samodzielne zdobywanie klientów. Ale z drugiej strony, jeśli jakiemuś klientowi z Polski będzie zależało na tym, żebym nie pracował dla jego konkurentów, którzy korzystają już z usług Burson-Marsteller, nie zakończę współpracy z moim aktualnym partnerem, tylko np. polecę takiemu klientowi inną agencję.

Redakcja: Dlaczego zdecydował się Pan założyć swoją własną agencję, a kilka tygodni później ogłosił zawarcie partnerskiego porozumienia? Czy to był dobry pomysł?
RS:
W dalszym ciągu mówimy tutaj o partnerstwie. Chciałem otworzyć swoją własną firmę, ponieważ nie chciałem dłużej czekać. Z drugiej strony, Burson-Marsteller zauważył, że moja spółka naprawdę istnieje na rynku, że moje odejście z Sigmy nie jest tylko planem, lecz faktem, i że naprawdę mam pierwszych klientów oraz pierwsze projekty.

Redakcja: Jakiego rodzaju obowiązki i prawa ma firma Solski Burson-Marsteller względem BM?
JG:
Nadanie nazwy to nadanie marki. Burson Marsteller jest bardzo dobrze znanym brandem, co obliguje naszych partnerów do oferowania usług o wysokim standardzie. B-M oferuje ogromne możliwości rozwoju, zarówno firmie, jak i jej pracownikom. Solski Burson-Marsteller może niezależnie zawierać umowy z klientami i zatrudniać nowych ludzi. Ryszard wciąż jest jedynym właścicielem, chociaż planujemy wykupić 30% udziałów za 12 miesięcy. Istnieją oczywiście ścisłe wytyczne dotyczące zasad, na jakich agencja Solski Burson-Marsteller może korzystać z marki Burson-Marsteller.

Redakcja: A co zyskuje Burson?
JG: Możemy zapewnić naszym klientom usługi na rynku polskim. Zyskujemy partnera dysponującego wielką wiedzą na temat lokalnego rynku.

Redakcja: Jakie jest pańskie zdanie o polskim rynku agencji PR? Czy w Pana opinii istnieją jakieś narzędzia, które nie są na dość skutecznie wykorzystywane?
JG: Uważam, że agencje PR w Polsce są o wiele bardziej dojrzałe niż były kilka lat temu, gdy opuszczaliśmy ten rynek. Jednak wciąż jest tu wiele do zrobienia. Pozwolę sobie podać dwie przykładowe dziedziny. Z mojego punktu widzenia, ważne jest posiadanie w pełni zintegrowanego „myślenia cyfrowego” (digital thinking) w całej naszej pracy komunikacyjnej z klientem. Kolejny obszar wymagający zmian to komunikowanie związku pomiędzy zrównoważonym rozwojem a strategią firmy – czyli w skrócie “Purpose and Performance”.

Rozmawiała Kinga Kubiak

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin