Złote Spinacze. ERC - kosmicznie dobry event

dodano: 
10.08.2016
komentarzy: 
0

Przypominamy najciekawsze projekty nagrodzone Złotymi Spinaczami. Zachęcamy do przesyłania zgłoszeń do tegorocznej edycji konkursu! Ostateczny termin nadsyłania zgłoszeń to 11 sierpnia. PRoto.pl jest patronem medialnym wydarzenia.

 

PRoto.pl: Od 2014 roku organizuje Pan w Polsce European Rover Challenge największy w Europie event robotyczno-kosmiczny skierowany do przedstawicieli świata nauki i biznesu, sektora new-tech, a także szerokiej publiczności. Jaki miał Pan pomysł na kształt tej imprezy?

Łukasz Wilczyński, CEO Planet PR: Od samego początku naszym celem była realizacja dużego wydarzenia o charakterze masowym, które będzie platformą łączącą z jednej strony wyspecjalizowany biznes oraz przedstawicieli nauki sektora new-tech z szeroką publicznością, a z drugiej – wydarzenia, które będzie składać się z wielu równorzędnych części (jak np. zawody czy pokazy) i które będzie rozbudowywane w kolejnych latach (w tym roku doszedł nam jeszcze kongres robotyczny, który odbywa się w ostatnich dwóch dniach wydarzenia). Chcemy bowiem inspirować kolejne pokolenia, łączyć młodych konstruktorów z potencjalnymi pracodawcami czy inwestorami oraz dawać firmom i instytucjom możliwość realizacji swoich celów marketingowych, sprzedażowych oraz badawczo-rozwojowych.

 

 

PRoto.pl: Co było najtrudniejsze, kiedy agencja Planet PR startowała z ERC?

Ł.W.: Realizacja postawionego celu, aby pierwsza edycja ERC była od razu międzynarodowa i od razu dogoniła amerykańskie zawody o ugruntowanej już pozycji na świecie. Mogliśmy oczywiście zrobić mały krok i zrealizować np. zawody dla polskich drużyn bez części pokazowej czy nawet konferencyjnej. To byłoby dużo łatwiejsze, ale nie stanowiłoby dla nas wyzwania. A takie lubimy sobie stawiać w agencji Planet PR, bo chcemy żeby nasze projekty wyróżniały się nie tylko efektami, ale już są samą koncepcją.

 

 

PRoto.pl: Jakich narzędzi użyliście, promując event o charakterze naukowo-edukacyjnym? Czy był to PR-owy „samograj”, czy wręcz przeciwnie?

Ł.W.: Z pewnością nie był to samograj. Od samego początku wspieraliśmy komunikacyjnie zawody amerykańskie i udział polskich drużyn w URC (University Rover Challenge). Było to dla nas trudne, bo sami wypracowaliśmy efekt w postaci określania zawodów URC jako „prestiżowe i wyjątkowe”, a tu nagle na rynku pojawia się druga marka, będąca w założeniu równorzędną wobec URC. Postawiliśmy na rzetelne relacje z mediami (mając już 10-letnie doświadczenie w komunikacji projektów naukowych oraz technologicznych, w tym także i kosmicznych), komunikację wewnętrzną realizowaną w dość hermetycznym środowisku sektora kosmicznego, organizację wydarzeń specjalnych (w 2014 roku była to np. akcja „Dotknij Marsa”, polegająca na wciągnięciu internautów w grę rozgrywającą się na Marsie, której finałem było wręczenie zaproszenia na ERC niewidomej dziewczynce, która otworzyła pierwszą edycję zawodów – stając się symbolem dostępności nowych technologii dla wszystkich. Rok temu organizowaliśmy wideospotkanie z Andym Weir’em, autorem bestsellera Marsjanin) czy spotkania informacyjne realizowane na uczelniach, gdzie potencjalne drużyny mogły się dowiedzieć wszystkiego na temat planowanej edycji wydarzenia. Prowadziliśmy również działania e-PR-owe, rozpoczynając budowę społeczności skupionych wokół ERC i wydarzeń towarzyszących oraz oczywiście skupiliśmy się na sponsoringu, bowiem sami pozyskujemy fundusze na realizację tego wydarzenia. Efektami naszych działań było zbudowanie marki ERC już po pierwszej edycji wydarzenia. Marki rozpoznawalnej w międzynarodowym środowisku sektora kosmicznego, jak i wśród pasjonatów czy po prostu osób interesujących się nowinkami technologicznymi w Polsce (zawsze w przerwie między poszczególnymi edycjami otrzymujemy dużo zapytań o kolejną edycję i to zarówno od potencjalnych sponsorów, jak i odwiedzających wydarzenie).

 

PRoto.pl: ERC to jednak nie tylko wyzwanie komunikacyjne, lecz także organizacyjne. Ponoć w trakcie przygotowań do dwóch pierwszych edycji (2014 i 2015) na miejsce rozgrywania zawodów konieczne było przywiezienie ponad 750 ton czerwonej ziemi imitującej powierzchnię Czerwonej Planety. Czy takich zadań było więcej?

Ł.W.: W zasadzie co roku mamy nowe wyzwania. Pierwsze edycje to była kwestia opracowania logistyki nawiezienia ziemi, której odcień i skład przypominałby tę na Marsie. Dużym wyzwaniem logistycznym była także obsługa wizyty ostatniego człowieka na Księżycu, czyli astronauty NASA i byłego senatora USA, dra Harrisona Schmitta. W tym roku wyzwaniem jest zmiana miejsca wydarzenia, bo odbędzie się w Centrum Wystawienniczo-Kongresowym w Jasionce k. Rzeszowa (w olbrzymiej, przeszklonej kopule) oraz dodatkowa organizacja Kongresu Robotycznego, na którym zaprezentowane zostaną główne założenia Polskiej Strategii Kosmicznej, nad którą od wielu miesięcy pracują ministerstwa, środowiska naukowe, organizacje pozarządowe czy firmy sektora kosmicznego. Co roku planujemy także dodatkowe wydarzenia towarzyszące, które wzbogacają nasz projekt. W tym roku jest to debata Europejskiej Agencji Kosmicznej, która odbywa się jednocześnie w 22 krajach oraz zorganizowanie wizyty znanego internautom tzw. tańczącego podróżnika, czyli Matta Hardinga, który podczas ERC będzie nagrywał fragment swojego nowego klipu właśnie „na Marsie”.  

 

 

PRoto.pl: ERC opiera się w dużej mierze na współpracy z ekspertami. Na zawody do Polski przyjechał m.in. dr Harrison Schmitt, uczestnik misji Apollo 17 czy prof. Scott Hubbard, były szef NASA Ames. Jak udało się pozyskać te nazwiska?

Ł.W.: W przypadku jurorów honorowych wykorzystujemy nasze kontakty w amerykańskiej lub europejskiej agencji kosmicznej oraz jeździmy z wykładami na różne konferencje kosmiczne, prezentując tam projekt ERC i nasze cele związane z dalszym rozwojem tego projektu. Dzięki temu nawiązujemy ciekawe relacje z ludźmi, którzy widząc olbrzymi potencjał wydarzenia pomagają nam w dotarciu do osobistości, które nas interesują czy wręcz sami od razu deklarują przyjazd.
Przy tej okazji warto pokazać nie tylko nazwiska z pierwszych stron gazet, ale i mniej znane, a które są fundamentem całego wydarzenia. A mam tu na myśli dra Piotra Węclewskiego (szefa jurorów, obecnie pracownika firmy Airbus w Wielkiej Brytanii), dra Krzysztofa Skockiego (dyrektora technicznego wydarzenia, który jest geologiem z wykształcenia i w ERC odpowiada przede wszystkim za ukształtowanie pola marsjańskiego dla zawodników), dra Marcina Stolarskiego (eksperta ds. komunikacji z łazikami), dra Macieja Kalarusa (jurora), Macieja Urbanowicza (doradcę ds. sektora kosmicznego, koordynatora budowy m.in. pierwszego studenckiego satelity PW-Sat) czy reprezentującego Mars Society Roberta Lubańskiego. To także eksperci w swoich dziedzinach, którzy poświęcają swój cenny czas na rozwój wydarzenia.

 

 

PRoto.pl: Czym różni się polska wersja zawodów od amerykańskiej?

Ł.W.: W zasadzie zawody amerykańskie to tylko zawody. Nasze wydarzenie to zawody, pokazy naukowo-technologiczne, strefa konferencyjna oraz wydarzenia specjalne. A dodatkową różnicą jest to, że zawody amerykańskie są na oddalonej od skupisk ludzkich pustyni i nie ma tam ani publiczności ani nawet wielu mediów, które mogą relacjonować ich przebieg.

 

 

PRoto.pl: Co udało się osiągnąć od debiutu tej kosmicznej imprezy w 2014 roku?

Ł.W.: Przede wszystkim tysiące publikacji na całym świecie (m.in. w Washington Post, Die Zeit, Corriere de la Serra czy np. Space.com), ponad 50 tysięcy widzów, którzy łącznie odwiedzili dwie dotychczasowe edycje, wizyty wielu ekspertów kosmicznych z całego świata, udział w obydwu edycjach ponad 70 drużyn z wszystkich kontynentów, no i oczywiście coraz większe zainteresowanie firm oraz instytucji, które dostrzegły w ERC szansę na realizację swoich celów biznesowych. Dla samej agencji dużym osiągnięciem było również zdobycie kilku kluczowych nagród branżowych, także międzynarodowych.

 

Fot. materiały prasowe Planet PR

 

 

PRoto.pl: Z czego jest Pan najbardziej dumny, jeśli chodzi o ERC?

Ł.W.: Z motywacji, jaką daje to wydarzenie wielu osobom. I to zarówno tym, które je współtworzą czy w nim uczestniczą, jak i odwiedzającym. Mamy różne historie osób, które zostały zainspirowane przez ERC do zrobienia czegoś ciekawego, mamy historie osób, które dzięki zawodom URC/ERC założyły firmy i zaczynają osiągać pierwsze sukcesy, mamy także od tego roku zespoły młodzieżowe, które chcą zajmować się robotyką. To zdecydowanie motywuje do tego, aby dalej rozwijać wydarzenie, które wielu osobom dostarcza paliwa do dalszego działania.

 

 

PRoto.pl: Wracając do konkursu Złote Spinacze: czy warto brać w nim udział? Czy polska branża PR docenia sama siebie?

Ł.W.: Oczywiście, że warto. Bo to nie tylko wyścig o samo trofeum, ale przede wszystkim inne spojrzenie na własny projekt. Słyszałem kiedyś opinię o tym, że to hermetyczny konkurs, dla członków ZFPRu czy po prostu „samych swoich”. To nieprawda. Konkurs jest rzetelny, a nadsyłane propozycje są oceniane obiektywnie. Dzięki temu możemy zaistnieć z własną realizacją, pokazać ją nie tylko konkurencji, ale i być może potencjalnym partnerom. My dzięki wygranej w Złotych Spinaczach nawiązaliśmy wiele ciekawych relacji biznesowych, nie tylko na potrzeby kolejnych edycji ERC.

Rozmawiała Joanna Jałowiec

Joanna Jałowiec. Redaktor naczelna PRoto.pl. Od ponad 10 lat w mediach. Specjalizuje się w wywiadach. Zawodowo interesują ją media społecznościowe, CSR, nowe technologie, kryzysy wizerunkowe, tematy społeczne i zmiany w szeroko pojętej branży komunikacyjnej.

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin