.

 

Chiny i Indie pomagają w Nepalu, bo chcą poprawić swój wizerunek

dodano: 
07.05.2015
komentarzy: 
0

Po trzęsieniu ziemi w Nepalu pierwsi ratownicy przyjechali z Indii, zaraz po nich z Chin. „Zaraz potem indyjskie i chińskie media rozpoczęły osobliwy wyścig na relacje o bohaterskich wyczynach ratowników z obu krajów” – czytamy w Polityce.

Sami Nepalczycy nie są specjalnie zadowoleni z przyjazdu ekip. Jeden z mieszkańców zwraca uwagę, że ich helikoptery nie nadają się do akcji ratunkowych, a tylko do podwożenia ekip filmowych i jedynie blokują pas startowy. Z Chińczykami również były problemy – nepalska armia musiała szukać ponad 20 z nich, bo sami zaginęli.

Jak zwraca uwagę Wójcik, nie sposób nie docenić pomocy, jednak już nawet rządowa gazeta „Gorkhapatra” zastanawia się: „Ile ludzkich istnień warto poświęcić, aby sąsiednie mocarstwa mogły poprawić sobie nastrój i wizerunek, niosąc pomoc, która w dodatku coraz częściej przeszkadza, niż pomaga?”.

Dalej czytamy, że Nepal stał się „areną disaster diplomacy”, co oznacza wykorzystanie katastrof naturalnych do celów politycznych. Choć zjawisko to nie jest nowe, przypadek Nepalu jest szczególny - zawsze chodziło o wizerunek, a teraz dochodzi kwestia rywalizacji mocarstw. Nepal z państwa, które było źródłem niepokojów dla sąsiadów, stał się obiektem adoracji. Indie i Chiny ogłosiły nawet, że akcje ratunkowe po trzęsieniu to największe takie przedsięwzięcia w ich historii.

Wójcik zauważa, że Hindusi w Nepalu radzą sobie słabo, lecz nie można zarzucić im braku zaangażowania, Chińczycy natomiast są przyjmowani z dystansem, bo do urzędów wpłynęły już oferty na odbudowę zniszczonej infrastruktury. Ilan Kelman, autorka książki „Disaster Diplomacy” jest zdania, że by dyplomacja katastroficzna przyniosła polityczne efekty, musi się opierać na „prawdziwej pomocy realnym ludziom”. Kelman zwraca też uwagę, że ludzie w potrzebie łatwo wyczuwają fałsz. (mb)

Źródło:

Polityka, Ofiary pomocy, Łukasz Wójcik, 06.05.2015
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin