.

 

Czy „afera finansowa” podkopie wizerunek partii rządzącej?

dodano: 
20.03.2018
komentarzy: 
0

Premier przyznająca nagrody sobie samej, Jarosław Gowin, któremu „nie starcza do pierwszego”, wydatki pracowników MON-u – jaki wpływ mogą mieć te wydarzenia na wizerunek Prawa i Sprawiedliwości?

Zbliżają się wybory samorządowe, a specjaliści od wizerunku już teraz obserwują wzmożone wysiłki komunikacyjne zarówno polityków opozycji, jak i rządu PiS-u. Ostatnie tygodnie przyniosły jednak kilka wydarzeń, które zdominowały debatę publiczną – w mediach pojawił się wątek afery nazywanej przez część komentatorów finansową. Czy wpłynie to na postrzeganie partii rządzącej – szczególnie w kontekście nadchodzących wyborów?

„Nie starcza do pierwszego”

Jak wynikało z odpowiedzi na interpelację Krzysztofa Brejzy, posła Platformy Obywatelskiej, najniższa łączna suma nagród dla ministra wynosiła w 2017 roku nieco ponad 65 tysięcy, najwyższa – ponad 82 tysiące złotych brutto. Okazało się jednocześnie, że ówczesna Prezes Rady Ministrów Beata Szydło przyznała dodatkowe gratyfikacje również sama sobie. Instytut Badań Rynkowych i Społecznych na zlecenie Rzeczpospolitej wykazał wówczas, że ponad połowa wyborców PiS-u oceniała ministerskie premie negatywnie.

„Z marketingowego punktu widzenia – wygląda to źle” – ocenia dr Wojciech Szalkiewicz, ekspert ds. marketingu politycznego. Jego zdaniem należy sprawę nagród dla ministrów oceniać szczególnie w kontekście obietnic wyborczych PiS-u. „»Afera finansowa« może zaszkodzić partii rządzącej, bo zawsze informacje tego typu wzbudzają negatywne emocje w stosunku do beneficjentów tych nagród” – twierdzi Szalkiewicz. Niezbyt dobrze ocenia również zarządzanie kryzysowe partii rządzącej: „Tłumaczenia ze strony polityków są nie tylko zdecydowanie spóźnione i niespójne, ale też dosyć słabe merytorycznie, a wypowiedź Jarosława Gowina o tym, że »brakowało mu do pierwszego« była ewidentnym strzałem w stopę – można nawet pokusić się o stwierdzenie, że to przelało czarę goryczy”.

Szalkiewicz wspomina o wywiadzie Konrada Piaseckiego z Jarosławem Gowinem, którego polityk udzielił niedługo po opublikowaniu informacji o premiach. Obecnemu ministrowi kultury i nauki „nie starczało do pierwszego” za czasów, gdy był ministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. Wypowiedź wywołała krytykę posłów opozycji, w związku z którą Gowin – za pośrednictwem m.in. Twittera – przeprosił.

 

Źródło: twitter.com/Jaroslaw_Gowin

Zdaniem Szalkiewicza, wspomniana „afera finansowa” ma jednak drugą stronę: „Zarobki naszych ministrów są po prostu śmieszne. Tutaj aż prosi się o jakąś regulację, która by podniosła ich wynagrodzenia, co nie tylko mogłoby przyciągnąć do rządu, czy szerzej do administracji, prawdziwych fachowców (zdecydowanie lepiej opłacanych w sferze biznesu) i pozwoliłoby uniknąć »patologii«. Wymaga to jednak politycznej odwagi i determinacji, aby taką operację przeprowadzić. No i dobrego przygotowania piarowskiego do takich kroków” – komentuje ekspert.

Efekty tytanicznej pracy

Uznawana za niefortunną wypowiedź Gowina to nie jedyna wpadka wizerunkowa obecnego rządu. Dr hab. Monika Kaczmarek-Śliwińska wymienia ich więcej: „wydatki z kart płatniczych Ministerstwa Obrony Narodowej, niefortunne wypowiedzi premiera Morawieckiego odnośnie do ustawy o IPN czy też powrót do rządu osób wcześniej dbających o wizerunek ekipy premier Szydło, a później reprezentujących spółkę Solvere realizującą negatywnie ocenianą kampanię PFN »Sprawiedliwe sądy«. Można byłoby zakładać, że tak liczne negatywne informacje w znaczący sposób wpłyną na notowania rządu i większości parlamentarnej”.

„Aferę” związaną z finansami próbował załagodzić premier Mateusz Morawiecki, który podczas konferencji na początku marca 2018 roku ogłosił, że ma zamiar zlikwidować dodatkowe gratyfikacje dla członków rządu. „Dopóki ja będę pełnił tę funkcję, na pewno nie będzie przyznawanych nagród i premii” – przekonywał Prezes Rady Ministrów.

Dr hab. Kaczmarek-Śliwińska zauważa jednak, że kolejne kryzysy i tak nie znajdują wyraźnego odzwierciedlenia w sondażowych spadkach – stosunkowo wysokie poparcie utrzymują zarówno rząd, jak i prezydent czy premier. Ekspertka z Uniwersytetu Warszawskiego dodaje: „Notowania ekipy rządzącej nie odnotowują drastycznych spadków, gdyż to, co podlega krytyce opozycji, dla wyborców PiS-u jest działaniem pozytywnym, oczekiwanym i stanowi realizację przynajmniej części obietnic wyborczych”.

Na wyborców obecnego rządu zwraca uwagę również Adam Łaszyn, założyciel i prezes Alert Media Communications. Ekspert, mimo że odnotowuje wątpliwości wobec publikowanych badań („nie tyle co do profesjonalizmu i metodologii firm badawczych, ile do szczerości samych respondentów”), to przyznaje wprost: „Rząd PiS-u rzeczywiście ma spore poparcie. I w mojej ocenie jest to premia, jaką ta formacja zbiera za niemal dwie dekady tytanicznej pracy nad budową twardego jądra elektoratu. Postawienie na atrybuty katolickie, narodowe i populistyczne przyniosło plon formacji Jarosława Kaczyńskiego”.

Łaszyn dodaje, że pozycjonowanie PiS-u spowodowało, że wszystkie inne partie jawią się jako „albo antykatolickie, albo antynarodowe, albo reprezentujące establishment”. Dzięki „tytanicznej pracy nad budową twardego jądra elektoratu” partia rządząca może w tym momencie jedynie dodawać sobie punktów procentowych poparcia za pomocą różnych narracji: 500+, polityki historycznej („wstawanie z kolan”, żołnierze wyklęci), społecznego degradowania sędziów czy powrotu do haseł antyaborcyjnych – zauważa Łaszyn.

Zapytany o perspektywę nadchodzącego sezonu wyborczego szef Alert Media Communications zwraca jednak uwagę na jeszcze jedną kwestię, która według niego zapewni PiS-owi dobre notowania mimo kryzysów, takich jak „afera finansowa”. „Prawdziwym strzałem w dziesiątkę w tym roku było rozbudzenie nastrojów antysemickich. Okazało się, że tu jest moc. I to im więcej media mainstreamowe protestują, tym narodowy opór przeciw »żydostwu« jest większy. Już nawet aborcja nie potrafi wywołać takich emocji społecznych” – przyznaje Łaszyn.

Czy afera finansowa coś zmieni

Szukając jeszcze przyczyn długoterminowego, utrzymującego się poparcia partii rządzącej, dr hab. Kaczmarek-Śliwińska patrzy w dwie inne strony: nieskutecznej opozycji i polaryzujących społeczeństwo mediów. „Można zaryzykować stwierdzenie, że wzmacniając przekazy polityków, (media – przyp. red.) wytworzyły przestrzeń pełną fikcji i ułudy, ale dość skutecznie wpływającą na percepcję potencjalnych wyborców. Nie będąc zwolennikiem większości parlamentarnej lub opozycji, automatycznie jest się przeciwnikiem, co jest sytuacją nienaturalną i nieprawdziwą” – komentuje ekspertka z Uniwersytetu Warszawskiego.

Co tymczasem jest nie tak z PO, Nowoczesną i innymi partiami, którym daleko do wyników PiS-u? Dr hab. Kaczmarek-Śliwińska przypuszcza: „Jednym ze znaczących powodów takiej sytuacji jest brak kontrprogramu albo – jeśli takowy istnieje – nieumiejętne komunikowanie o nim. Skutkiem tego odbiorcy otrzymują najczęściej głos opozycji w postaci krytyki, lecz bez konkretnych propozycji programowych”.

O podobnych kwestiach mówi Adam Łaszyn: „Opozycja wydaje się tu bezradna. Wciąż nie potrafi naprawić podstawowego błędu – określić strategii własnej jako autonomicznej propozycji alternatywnej dla wyborców, a nie jedynie grać przeciwieństwami na polach komunikacji wyznaczanych przez PiS”.

Poproszony o ocenę wpływu „afery finansowej” na wynik nadchodzących wyborów, dr Wojciech Szalkiewicz wstrzymuje się od wyraźnych prognoz: „Trudno jest dziś przewidywać, co się może wydarzyć w ciągu najbliższego roku. Trzeba pamiętać, że dynamika wydarzeń na naszej scenie politycznej jest bardzo duża i może się stać też tak, że ta »afera« będzie żyła bardzo krótko, bo zostanie »przykryta« kolejną i do czasu wyborów nikt już o niej nie będzie pamiętać”.

Szalkiewicz sądzi jednak, że „afera finansowa” mimo wszystko znajdzie odzwierciedlenie w sondażach dotyczących poparcia dla partii rządzącej.

Opracowanie: Maciej Przybylski, Julia Gugniewicz

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin