Mówiąc między nami - czyli o polityce mniej oficjalnie

dodano: 
09.04.2008
komentarzy: 
0

Nagłośniona przez media wizyta szefa niemieckiego MSZ Franka Steinmaiera z małżonką w Chobielinie, prywatnej posiadłości Radosława Sikorskiego, skłania do kilku krótkich refleksji nad znaczeniem tego typu spotkań.

Oczywistością jest, iż stosunki polityczne kształtują się nie tylko przez kontakty oficjalne. Te nieoficjalne niejednokrotnie są bardziej owocne, niż długotrwałe negocjacje i spotkania stron usiłujących rozwiązać trudne problemy. Takie kontakty można podzielić na przykład na: kuluarowe, półoficjalne i prywatne.
 
Kuluary, to według słownika pomieszczenie poza salą obrad (parlamentu, zjazdu, konferencji itp.), gdzie odbywać się mogą nieoficjalne spotkania, zakulisowe pertraktacje, wymiany poglądów, rozmowy. Słowo to pochodzi z języka francuskiego i dotyczy m.in. czynności „cedzenia”, zaś w łacinie, od słowa „sito” było rozumiane także jako oczyszczanie. Taki właśnie charakter mają kontakty polityków mogących sobie pozwolić na odrzucenie przyjętych procedur i proste wyjaśnienie o co właściwie chodzi. (Tu należy dodać, że, niestety, najczęściej chodzi o stanowiska i pieniądze z kieszeni podatników). Czasem te spotkania mogą być kontynuowane na gruncie bardziej prywatnym, choć biorąc pod uwagę rozwój techniki, dyskrecji nie można być pewnym. O czym przekonał się m.in. minister Lipiński, odwiedzający posłankę Beger w jej hotelowym pokoju…

Dlatego politycy piastujący wyższe stanowiska wolą spotykać się z ważniejszymi partnerami na gruncie półoficjalnym – na przykład w rządowych rezydencjach lub ośrodkach wypoczynkowych, gdzie w luźniejszy sposób mogą pogadać (między innymi, o stanowiskach i pieniądzach z kasy podatnika).

Rzecz jasna politycy, zwłaszcza z tych samych partii, spotykają się prywatnie. Jeśli w celach bardziej rozrywkowych, to chętniej robią to we własnych domach czy tzw. daczach, gdyż imprezy w lokalach gastronomicznych najczęściej bywają odnotowywane przez wścibskich żurnalistów, czekających tylko, by sfotografować VIP-ów śpiących „z twarzą wtuloną w kotlet schabowy, panierowany”.

Zdarza się jednak, szczególnie w przypadku spotkań z partnerami zagranicznymi, że ważni politycy (zwłaszcza mężczyźni), chętnie demonstrują swoją zażyłość, odwiedzając właśnie lokal gastronomiczny, na przykład piwiarnię, by przy kufelku pogawędzić także o innych sprawach niż stosunki międzypaństwowe, czy gospodarcze. W zwyczaju prezydenta Havla było zapraszanie wybranych gości właśnie na pilznera, a strojem obowiązującym były dżinsy i swetry. Swoją drogą przygotowania do jednego z takich spotkań (z prezydentem Clintonem), stały się nawet tematem kpin literackich Bohumila Hrabala, lecz ze względów obyczajowych cytować ich tu nie uchodzi.

Przyjęło się, że prezydent, premier i ministrowie w przypadku dłuższych spotkań z partnerami zagranicznymi, zapraszają ich do posiadłości będących w gestii ich urzędów. Wizyty takie mogą mieć charakter rodzinny - wtedy gospodarzom i gościom towarzyszą współmałżonkowie a nawet zwierzęta domowe. Pozwala to stworzyć atmosferę sprzyjającą wymianie poglądów, które oficjalnie byłyby trudne do wyartykułowania. W dyskursach pomagają wspólne spacery, albo gra w golfa. Na przykład w rezydencji prezydenta USA w Camp David przeprowadzono wiele trudnych rozmów, a jedna z nich zaowocowała nawet pokojowymi nagrodami Nobla.

W relacjach pomiędzy politykami najbardziej cenione są ich wizyty w prywatnych mieszkaniach, domach lub rezydencjach (Leszek Miller do dziś lubi się pochwalić, kogo gościł przy swoim stole, a Włodzimierz Cimoszewicz wspomnieć, komu pokazywał żubry). Tam najbardziej można być sobą i najszczerzej porozmawiać. W wąskim, prywatnym gronie najlepiej nawiązać stosunki koleżeńskie a nawet przyjacielskie. Najważniejsza w takich spotkaniach jest atmosfera, w której rozmówcy mogą czuć się komfortowo, a istnienie jakiejkolwiek wspólnoty zależy przecież od warunków materialnych, społecznych i psychologicznych. Decydować o tym mogą właśnie miejsce, zasoby majątkowe i symbole.

W każdej bowiem grupie istnieje kolektywny system znaczeń oraz całokształt przekonań na temat przeszłości, dotychczasowych doświadczeń, teraźniejszości i przyszłości. Panuje wiara, że wszyscy członkowie wspólnoty myślą podobnie lub tak samo. W przypadku nawiązywania kontaktów pomiędzy członkami międzynarodowej grupy zawodowych polityków jest identycznie. Wizyty na gruncie prywatnym ułatwiają wzajemne doszukanie się tych podobieństw, co znajduje odbicie we współpracy o charakterze oficjalnym.

Oczywiście, w niektórych przypadkach nie do końca można wierzyć w zapewnienia gospodarzy i gości o bliskich uczuciach, jakie ich łączą, ale takie spotkania zawsze sprzyjają wzajemnej komunikacji. Tak, jak to było, gdy Bushowie gościli na swoim prywatnym ranczo w Teksasie Putinów, a Władimir dostał w prezencie od przyjaciela George’a pas i kowbojski kapelusz.

Media chętnie odnotowują prywatne wizyty, zaś trudności z uzyskaniem przecieków dotyczących tematów rozmów i zachowań uczestników szczególnie intrygują dziennikarzy. Dlatego, z punktu widzenia PR, do dobrych posunięć Radosława Sikorskiego należy zaliczyć umożliwienie dziennikarzom zwiedzenia i obfotografowania lub sfilmowania miejsca, w którym doszło do wspomnianego spotkania. Zwłaszcza, że gospodarz miał się czym pochwalić i nie przyniósł wstydu rodakom. Przy okazji wzmocnił swój medialny wizerunek nie tylko jako polityk, ale także ojciec i mąż, chwaląc przy tym kulinarne talenty małżonki.

Na zakończenie warto jednak przypomnieć sobie słowa Arystotelesa, który twierdził, iż doskonała przyjaźń rodzi się między dobrymi oraz między tymi, którzy osiągnęli jednakowy poziom cnoty. Może dlatego tak rzadko słyszy się, by politycy po opuszczeniu swych stanowisk nadal odwiedzali się prywatnie.

Wiesław Gałązka

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin