Misiewicz: media robiły ze mnie największego degenerata w kraju

dodano: 
19.07.2019
komentarzy: 
0

Bartłomiej Misiewicz, były rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej, udzielił wywiadu Januszowi Schwertnerowi z portalu onet.pl po wyjściu z aresztu tymczasowego. Śledczy postawili mu zarzut zawierania fikcyjnych umów na niekorzyść Polskiej Grupy Zbrojeniowej, w której był członkiem rady nadzorczej i pełnomocnikiem zarządu ds. komunikacji. Misiewicz w rozmowie odpiera stawiane mu zarzuty, ale też odnosi się do swojej współpracy z mediami. Mówi o nich: „nie grały ze mną fair, robiły ze mnie największego degenerata w kraju”.

Były rzecznik MON pytany był m.in. o to, dlaczego salutowali mu oficerowie Wojska Polskiego. Misiewicz odpowiedział, że „każdy żołnierz niezależnie od stopnia, gdy ma na sobie nakrycie głowy, oddaje honor innym osobom zgodnie z przepisami protokołu funkcjonującego w Wojsku Polskim”. Zarzucił też mediom, że nie sprawdziły przepisów w tym zakresie. „Czy naprawdę ktokolwiek myśli, że to ja kazałem sobie salutować żołnierzom?” – pytał. Przyznał jednak, że „pewnych sytuacji należało uniknąć”.

Misiewicz stwierdził też, że dziennikarze Faktu stworzyli „totalnie fałszywy obraz” imprezy, na którą rzecznik przyjechał służbowym samochodem i gdzie miał rozmawiać z towarzyszami o sprawach ministerstwa. „Ten kolaż zdjęć, który się ukazał, to była całkowita manipulacja. (…) Cała sytuacja miała miejsce w styczniu, a na tych zdjęciach pokazano jakieś roznegliżowane panienki, żeby tylko podkręcić artykuł. Chodziło o to, żeby mnie ośmieszyć” – mówił Misiewicz.

Skierował też w pewnym momencie rozmowę na ocenę swojej pracy jako rzecznika resortu. „Uważam, że komunikacja resortu była wtedy na bardzo wysokim poziomie. Wszystko było przygotowane, dograne, informowaliśmy na bieżąco o naszych działaniach. Robiliśmy dobrą robotę. Miałem świetny zespół prasowy, który w środku nocy potrafił pracować z dziennikarzami” – powiedział portalowi onet.pl.

Gdy Janusz Schwertner zapytał natomiast, dlaczego Misiewicz przyjął posadę pełnomocnika zarządu PGZ ds. komunikacji, gdy „miał (…) przeciwko sobie niemal całą opinię publiczną” – było to po wspomnianych wyżej historiach – ten odparł, że po prostu przyjął propozycję.

„Nikt mnie nie zmuszał, żeby było jasne. (…) Było oczekiwanie, żebym zrezygnował z pracy w resorcie i przeszedł do PGZ. Miałem zająć się tam dziedziną, na której dobrze się znałem: komunikacją. To było naturalne, bo wcześniej byłem rzecznikiem prasowym MON, a już po odejściu z PGZ zostałem pełnomocnikiem zarządu ds. komunikacji w TV Republika. I nie zgadzam się, że w tym przypadku kwestia mojego wieku czy wykształcenia powinna stać na przeszkodzie. Liczyły się umiejętności i doświadczenie” – tłumaczył Misiewicz.

W PGZ pracował jednak niedługo. Po kilku publikacjach w mediach, które opisały jego rzekomą kilkudziesięciotysięczną pensję, złożył rezygnację. (mp)

Źródło:

wiadomosci.onet.pl, Bartłomiej Misiewicz w pierwszym wywiadzie po wyjściu na wolność: na szczęście w Polsce wyroki zapadają w sądach, a nie w prokuraturze, Janusz Schwertner, 19.07.2019
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin