DNA marki: Whisbear Szumiący Miś

dodano: 
28.05.2018
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Skąd wziął się pomysł na Whisbear?

Zuzanna Sielicka-Kalczyńska, współzałożycielka Whisbear: Tak jak wszystkie najlepsze pomysły, Whisbear wziął się z potrzeby, jaką stworzyło życie. Mój syn, który urodził się 7,5 roku temu, był bardzo niespokojnym dzieckiem, bardzo mało spał, dużo płakał. Jedna z moich koleżanek poleciła mi, abym spróbowała usypiać go przy szumie suszarki – to faktycznie zadziałało. Niedługo później, po rozmowach ze znajomymi mamami, dowiedziałam się, że nie tylko ja z tych szumów korzystam. Potem wraz z mężem znaleźliśmy na Allegro płytę z nagranym szumem suszarki – to nam dało do myślenia, że ktoś na takiej banalnej rzeczy już robi biznes.

Pomysł na szumiącego misia Whisbear kiełkował w mojej głowie od długiego czasu. Razem z mężem przygotowaliśmy nawet biznesplan, ale jeszcze nie mieliśmy wtedy wykrystalizowanej koncepcji, jak to by mogło w praktyce wyglądać. Po tym, jak moja siostra została mamą, wspólnie zastanawiałyśmy się nad tym, co fajnego wymyślić, żeby nie musieć wracać do pracy. No i pojawił się pomysł, żeby dokończyć plan na szumiącego misia. Biorąc pod uwagę fakt, że Julia jest grafikiem i wszystkie tematy związane z designem są jej bliskie, pomyślałyśmy, że może być to ciekawy mariaż talentów i umiejętności.

PRoto.pl: A czym dokładnie zajmowałyście się wcześniej?

Julia Sielicka-Jastrzębska, współzałożycielka Whisbear: Ja pracowałam w Muzeum Powstania Warszawskiego przez 10 lat w dziale PR i promocji, a Zuzia w domu mediowym MediaCom. Zajmowała się tam planowaniem strategii kampanii głównie dla marek Procter&Gamble.

PRoto.pl: Co było dla Was największym wyzwaniem w początkowym etapie zakładania własnej firmy?

Z.S.K.: Wyzwania są właściwie cały czas. Na samym początku na pewno dużą trudnością było znalezienie czasu na to, żeby cokolwiek zacząć organizować wokół naszej firmy. Miałyśmy malutkie dzieci, wróciłyśmy też do pracy, więc nie mogłyśmy sobie pozwolić na to, żeby poświęcać tyle uwagi temu projektowi, ile byśmy chciały.

J.S.J.: Dużym wyzwaniem dla nas było też znalezienie ludzi, którzy wyprodukują nasze produkty. My nie miałyśmy tak naprawdę żadnego pojęcia o tym, jak to się robi. Ja co prawda miałam styczność z produkcją małych gadżetów reklamowych, ale już produkcja masowa była dla mnie czymś nowym. Myślę też, że po tym, jak wystartowałyśmy z oficjalną stroną i ruszyła sprzedaż, dużą trudnością było zsynchronizowanie całego procesu codziennego działania firmy – produkcji, dostaw, sprzedaży, promocji, marketingu, kolejnej produkcji i tak dalej...

Z.S.K.: Nieraz porównujemy rozwój biznesu do rozwoju dziecka. Na początku jest to noworodek, trzeba się nim opiekować, uczyć się o nim wszystkiego od początku. Potem z czasem można się z tym dzieckiem poniekąd porozumieć, ale jeszcze nie ma z nim pełnego kontaktu. No i potem się zaczynają te przełomowe momenty. U dziecka to np. pierwszy kroczek, a u nas to są kamienie milowe w historii firmy. Ale całe to wychowywanie wiąże się też z buntem – dwulatka, trzylatka, i nie inaczej jest w firmie. (śmiech)

Zuzanna Sielicka Kalczyńska

Zuzanna Sielicka-Kalczyńska, źródło: Bujak Studio

PRoto.pl: Jakimi wartościami kierowałyście się, gdy zakładałyście Waszą markę?

Z.K.S: Od samego początku stawiamy przede wszystkim na szczerość. Jesteśmy bardzo bezpośrednie w kontakcie i tak też staramy się rozmawiać z naszymi klientami. Sam fakt, że jesteśmy mamami oraz to, że nasza firma powstała z miłości do innych matek i z potrzeby pomagania im, ustawia naszą komunikację już od początku do końca na tym właśnie poziomie. Pokazujemy naszym klientkom, że jesteśmy z nimi i dla nich. Mówimy o tym, co jest dla nas ważne i co nam w sercu gra. W naszym zespole są same mamy, a to też powoduje, że ta komunikacja jest bardzo szczera.

Mimo że mamy w firmie osobę odpowiedzialną za nasze media społecznościowe, to nieraz ja loguję się na nasz firmowy profil na Facebooku i czytam komentarze innych matek i sama na nie odpowiadam. Ja potrzebuję czasem tego, żeby zejść z poziomu zarządzania i być w bezpośrednim kontakcie z naszymi klientkami.

To jest taki poziom szczerości w komunikacji, który przekłada się nie tylko stricte na marketing czy PR, ale też na nasze produkty. Rzeczy, które oferujemy, zostały stworzone w oparciu o potrzeby rodziców. Słuchamy ich i na podstawie tego, co słyszymy, zmieniamy i ulepszamy nasze produkty.

PRoto.pl: Na jakie działania kładłyście największy nacisk przy promocji Waszej marki?

J.S.J.: Przede wszystkim przygotowałyśmy stronę internetową, która od razu wyglądała bardzo profesjonalnie. Zależało nam, żeby pokazać potencjalnym klientom, że naszej marce można zaufać, że nie jest to jakaś fanaberia dwóch mam. Pierwszego dnia naszej działalności założyłyśmy też profil naszej marki na Facebooku – był on podstawowym kanałem do komunikacji oraz źródłem zdobywania klientów. Dzięki temu portalowi wieść o naszej marce rozeszła się ekspresowo pocztą pantoflową i tak dowiedział się o nas m.in. świat dziennikarski. Potem dość szybko zaczęłyśmy stosować Google Ads i tak rozbudowałyśmy nasz brand.

PRoto.pl: Jak u Was wyglądał cały proces przygotowywania się do oficjalnego wejścia na rynek?  

Z.S.K.: Z tym wiąże się ciekawa historia. Na początku, gdy podjęłyśmy decyzję o tym biznesie, nie miałyśmy kapitału, żeby go realizować. W związku z tym, zastawiłam swoje mieszkanie, żeby móc sfinansować chociaż pierwszą, minimalną partię produktów. Nawet nie myślałam o tym, jak szalony jest to pomysł. Dopiero Jula po jakimś czasie powiedziała mi, jak bardzo się stresowała tym faktem.

J.S.J.: Mimo że wierzyłyśmy w nasze produkty, nie wiedziałyśmy, jaki będzie odzew ze strony potencjalnych klientów. Nie przygotowałyśmy żadnego teasera, nie mówiłyśmy głośno o naszym pomyśle – trzymałyśmy go do końca w tajemnicy. Dopiero 11 września 2014 roku, wraz z pojawieniem się naszej strony w internecie i założeniem profilu marki na Facebooku, oficjalnie ogłosiłyśmy powstanie Szumiącego Misia Whisbear.

Z.S.K.: Prawda jest też taka, że oficjalne wejście na rynek planowałyśmy już na kwiecień-maj. Okazało się jednak, że wszystkie nasze misie z pierwszej partii ze szwalni miały plamy na łapkach – krawcowe zamiast wszyć magnesy, przykleiły je klejem, który starsznie wyplamił materiał, Musiałyśmy więc wszystkie te misie odesłać do szwalni, by zostały ponownie uszyte. W związku z tym nasz debiut niestety przesunął się o kilka miesięcy. Na domiar złego, w kolejnej partii też pojawiły się misie z defektami. Postanowiłyśmy jednak wybrać spośród nich te, z którymi było wszystko okej, nie mogłyśmy sobie pozwolić na kolejne, wielomiesięczne poślizgi.

Julia Sielicka Jastrzębska

Julia Sielicka-Jastrzębska, źródło: Bujak Studio

PRoto.pl: Czytałam, że w 2015 roku Wasz miś trafił w rączki księżniczki Charlotte (trzyletniej dziś córki brytyjskiej pary książęcej Kate i Williama – przyp. red) – opowiedzcie proszę, jak do tego doszło?

J.S.J.: W tym czasie było już o nas dość głośno. Pojawił się artykuł w Pulsie Biznesu, pisały o nas blogerki. Nasz produkt pojawił się też u „Pani Gadżet” w Dzień Dobry TVN. Gdy świat obiegła informacja o tym, że księżna Kate jest w ciąży, w naszych głowach zaczął kiełkować pomysł, aby wysłać jej misia Whisbear. Personalizowany podarunek zaczęłyśmy przygotowywać dla rodziny książęcej, kiedy zbliżał się termin porodu Kate. Wyhaftowałyśmy złotą koronę na woreczku misia i napisałyśmy osobisty list. Gotową paczkę wysłałyśmy do Pałacu Kensington i jednocześnie wrzuciłyśmy post z tą informacją na naszego Facebooka oraz rozesłałyśmy informację prasową. No i wtedy zrobił się niesamowity szum medialny wokół tego, że dwie polskie mamy wysłały księżnej Kate misia, który szumi jak suszarka. Wszystkim wydawało się to absurdalne, mimo że dla nas była to oczywista rzecz – mamy dają prezent mamie, by pomóc jej w opiece nad dzieckiem! Krótko po tym do Zuzi odezwała się pewna agencja prasowa z informacją, że napisała o naszej wysyłce do księżnej Kate i że przedrukował to Daily Mail. To był bardzo przełomowy moment w naszej firmie, bo wtedy zaczęło być o nas głośno nie tylko w Polsce, ale też w Wielkiej Brytanii.

Z.S.K.: Warto też dodać, że ten pomysł z wysyłką nie był żadną zaplanowaną akcją PR-ową czy marketingową. Była to bardzo spontaniczna decyzja, jednocześnie w pełni poparta profesjonalizmem. Wszystko przygotowałyśmy z dbałością o najdrobniejsze szczegóły.

PRoto.pl: Co było przełomowym momentem dla rozwoju Waszej firmy?

Z.S.K.: Takich momentów było bardzo dużo, ale najważniejsze wydarzenia miały miejsce w tym samym miesiącu, co wysyłka misia do rodziny książęcej. Zaraz po tym, jak w mediach zrobił się szum wokół naszego prezentu dla księżnej Kate, zadzwoniła do nas Ambasada Stanów Zjednoczonych w Polsce z informacją, że chciałaby rekomendować naszą firmę organizatorom wydarzenia „Global Entrepreneureship Summit”. Była to konferencja przygotowywana przez Baracka Obamę, która w 2015 roku odbywała się w Nairobi, w Kenii. Oczywiście zgodziłyśmy się! To był duży przełom dla nas, bo po raz pierwszy miałyśmy styczność z wydarzeniem poświęconym stricte biznesowi. Tam też zostałyśmy po raz pierwszy wrzucone do jednego worka ze start-upami – a nigdy wcześniej nie postrzegałyśmy siebie jako start-upu.

J.S.J.: Konferencja w Nairobi, podczas której miałyśmy okazję porozmawiać z wieloma inwestorami, uruchomiła w nas myślenie biznesowe. Pokazała nam też, jak wiele jeszcze nas czeka, i że są ludzie, którzy mogą wskazać nam drogę i jednocześnie pomóc. Dopiero dzięki tej konferencji zrozumiałyśmy, jak bardzo powinnyśmy skupić się na biznesie czy kontaktach inwestorskich.

Z.S.K.: Kilka miesięcy później wzięłyśmy udział w programie „Campus for Mums” organizowanym przez Google Polska. Krótko potem odezwała się do mnie Magda Przelaskowska, która odpowiada za ten program, i zaprosiła mnie na spotkanie z Fadim Bisharą – twórcą akceleratora BlackBox w Dolinie Krzemowej. BackBox współpracuje m.in. z firmą Google, wspólnie wspierając start-upy. I tak, kilka miesięcy później znalazłam się w Dolinie Krzemowej na programie BlackBoxa, który kompletnie odmienił nam życie. Spotkałam tam twórców innych start-upów, ale też wielu wspaniałych mentorów, których w życiu bym nie spotkała na swojej drodze, gdyby nie ten program. Poznałam też specjalistów z takich firm jak Apple czy IBM, którzy dali mi wiele porad, z których korzystamy do dziś.

J.S.J.: Po programie BlackBox przygotowywałyśmy nasz produkt na konkurs w Kolonii, już według wskazówek inwestorów z Doliny Krzemowej. To były targi Kind und Jugend, jedne z największych targów branży dziecięcej na świecie. Jako pierwsza w historii polska firma dostałyśmy nominację, a potem otrzymałyśmy nagrodę główną w kategorii „World of Toys”. To był ogromny przełom sprzedażowo-biznesowy. Dzięki temu na nasz biznes otworzyły się rynki światowe, nastąpił wzrost zainteresowania marką, rozwój produkcji i dystrybucji międzynarodowej.

Szumiący miś

Źródło: instagram.com/whisbear_poland

PRoto.pl: Wasze produkty są już dostępne nie tylko w Polsce, ale również w 31 krajach na całym świecie. Z jakimi trudnościami musiałyście się zmierzyć, wchodząc na zagraniczne rynki? Jak wyglądał plan promocyjny związany z tym przedsięwzięciem? Czy strategia komunikacji różniła się znacząco od tej stosowanej na rodzimym rynku?

J.S.J.: Przede wszystkim wiedziałyśmy, że trzeba dostosować komunikację i PR do danego rynku, bo inaczej mówi się do rodziców w innych krajach a inaczej w Polsce. Narzędzia są też zupełnie inne, bo np. w Wielkiej Brytanii Facebook już nie pełni aż tak dużej roli w komunikacji jak u nas.

Gdy przygotowywałyśmy się do wejścia na rynek amerykański pojawiły się np. problemy ze zdjęciami w kampanii reklamowej. Na naszych zdjęciach maluszek tulił się do misia. Żadna gazeta w USA nie chciałaby opublikować takiego zdjęcia i takiej reklamy, bo byłoby to niezgodne z wytycznymi dotyczącymi bezpiecznego snu niemowląt. I nie miało znaczenia to, że reklama ładnie wyglądała, słodkie dziecko śpi na boku tylko dla „efektu wizualnego” – konieczna była nowa sesja zdjęciowa.

Do dziś rozpracowujemy także zasady współpracy z dystrybutorami na różnych rynkach. Na przykład z Finami pracuje się najdłużej – niemal przez rok dogrywałyśmy szczegóły umowy, mimo że firma od samego początku widziała, że chce być i będzie naszym dystrybutorem. We Francji dystrybutor jest nam w stanie od ręki podać liczbę produktów, jaką musimy wyprodukować na dany rok, zaś Anglik powie „well”, „maybe”, „I’m not sure”.

Z.S.K.: Pomimo różnic wynikających z każdego rynku, postanowiłyśmy prowadzić taką samą strategię komunikacyjną jak w Polsce, czyli być szczere, być blisko naszych klientów. Chciałyśmy przez jakiś czas robić to z Polski, ale zobaczyłyśmy, że w każdym kraju komunikacja jest prowadzona zupełnie inaczej. Teraz na każdym rynku mamy osobę – mamę, która rozumie nas i ma bezpośredni kontakt z naszymi odbiorcami, blogerkami czy influencerkami.

PRoto.pl: Jakiś czas temu odbyła się prezentacja Waszego nowego produktu – Leniwca E-zzy – powstałego we współpracy z firmą Microsoft. Opowiedzcie proszę o kulisach nawiązania współpracy z firmą technologiczną.

J.S.J.: Kulisy tej współpracy związane są z kolejnym sukcesem naszej firmy. W konkursie Businesswoman Roku 2016 dostałyśmy główną nagrodę dla firmy z przychodami poniżej czterech milionów złotych. Jedną z nagród był program „Cyfrowa Transformacja Microsoft”. Polegał on na wewnętrznym przeorganizowaniu firmy z wykorzystaniem narzędzi Microsoftu. Byłyśmy akurat w bardzo trudnym momencie powstawania Leniwca E-zzy i potrzebowałyśmy wsparcia technologicznego. Firma Microsoft pomogła nam znaleźć partnerów, którzy przyczynili się do powstania E-zzy, począwszy od produkcji aż po napisanie aplikacji. Ogromne wsparcie Microsoftu pomogło nam też zbudować wizję naszego produktu na przyszłość.

PRoto.pl: Czy planujecie kontynuację współpracy przy okazji innych produktów Waszej marki?

Z.S.K: Na pewno w przyszłości planujemy korzystać z pomocy firmy Microsoft. To zespół wspaniałych ludzi, zawsze otwartych na wszelkie konsultacje i pomoc. Mimo że mamy produkt całkowicie odmienny od tego, z czym Microsoft się kojarzy i czym faktycznie się zajmuje – ich zespół doskonale nas rozumie. Nasze produkty będziemy z pewnością wspierać nowymi technologiami i zdecydowanie jest to dopiero początek naszej, mam nadzieję, owocnej współpracy z tym technologicznym gigantem.

PRoto.pl: Jaki znaczenie w promocji Whisbear ma współpraca z instamatkami i blogerkami parentingowymi?

Z.S.K.: Ogromne. Od początku był to dla nas główny kanał komunikacji. Cała blogosfera czy social media są tym, czym kiedyś była piaskownica. Kiedyś matki wychodziły do piaskownicy, żeby porozmawiać z innymi matkami, a teraz nowych rzeczy, przede wszystkim tych dotyczących dzieci i tzw. parentingu, dowiadują się z internetu. Na szczęście mamy nas lubią, więc chętnie z nami współpracują. Każdego dnia dostajemy kilka zapytań o współpracę. Whisbear, z czego jesteśmy niezwykle dumne, stał się produktem kultowym, takim must-have każdej mamy.

Nie'Doskonałe

Źródło: instagram.com/whisbear_poland

PRoto.pl: Opowiedzcie proszę o projekcie Nie’Doskonałe – na czym polega i skąd wziął się pomysł na niego?

Z.S.K.: Ten projekt siedział nam w głowach bardzo długo. Chciałyśmy wyjść poza ramy tego, co robimy. To było krótko po tym, jak obie urodziłyśmy dzieci, przeglądając te wszystkie perfekcyjne zdjęcia na Instagramie, czułyśmy się sfrustrowane, że nasze rodzicielstwo tak doskonale nie wygląda. Wiedziałyśmy też, że chcemy nagrać płytę z Riyą Sokół. Początkowo myślałyśmy o stworzeniu albumu z kołysankami dla dzieci. Ale potem zaczęłyśmy myśleć o tym, że w sumie jak matka jest zła czy sfrustrowana to jej dziecko, nawet gdyby dostało 40 misiów i tak będzie nerwowe. Coraz częściej poruszałyśmy ten temat podczas spotkań z Riyą i koniec końców powstało dziesięć tekstów, do których muzykę napisał Paweł Lucewicz, a aranżację zrobiło studio Dobroć. Teksty Riyi opowiadają o problemach, z którymi każda z nas jako matka się boryka – o poczuciu, że nie mamy dla naszych dzieci tyle czasu, ile chciałybyśmy, że chciałybyśmy dać im wszystko, a nie możemy albo że nie doceniamy siebie. Do płyty powstał też kilkuminutowy film, w którym wzięły udział mamy z całego świata. Opowiadały one o tym, jak się czują po urodzeniu dziecka. Te rozmowy pokazały, że bardzo często postrzegamy siebie o wiele gorzej, niż widzą nas inni – to właśnie chcemy zmieniać!

PRoto.pl: Wasza marka zdążyła odnieść duży sukces – czy czujecie się spełnione, czy wciąż uważacie, że jesteście dopiero na początku drogi?

J.S.J.: Jeszcze dużo przed nami, mamy już kolejne projekty w głowie, i powoli je realizujemy. Teraz jesteśmy skupione na rynkach zagranicznych. Wiemy dobrze, ile czasu zajmuje proces od projektu do momentu, w którym produkt finalnie pojawi w sprzedaży, więc przed nami jeszcze długa droga.

Z.S.K.: My na szczęście jesteśmy bardzo kreatywne. Mamy w głowie pomysły na następnych kilka lat. Cały czas się rozwijamy, więc na pewno jeszcze o nas usłyszycie.

Zdjęcie główne: Bujak Studio

Rozmawiała Julia Gugniewicz

Julia Gugniewicz

Młodszy redaktor w PRoto.pl. Interesuje się zagadnieniami związanymi z mediami społecznościowymi, marketingiem politycznym oraz public relations marek modowych. Absolwentka międzynarodowych stosunków gospodarczych ze specjalnością marketing medialny na Uniwersytecie Gdańskim. Obecnie studentka dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim.


DNA marki

...to rubryka w portalu PRoto.pl. Wchodzimy w świat biznesu i sprawdzamy, jak powstaje sukces, również ten wizerunkowy. Właściciele firm, twórcy zarówno znanych, jak i niszowych marek, opowiedzą o swoich sposobach na skuteczną komunikację marki, pomysłach na promocję i codziennej pracy.

DNA Marki

Cykl:

komentarzy:
0

Zobacz także...

„Oferując biżuterię wysokiej jakości – zarówno pod kątem kruszców, designu, jak i wykonania (każdy produkt marki wykonany jest ręcznie w Atelier przez mistrzów jubilerstwa) – należy uwzględnić element edukacyjny” – wyjaśnia Urszula Dmowska, współzałożycielka marki...

Joanna Trepka i Paulina Ada Kalińska, założycielki L37, opowiadają m.in. o tym, dlaczego największe wyzwania pojawiają się dopiero siedem lat po rozpoczęciu wspólnej działalności...

O początkach firmy i o tym, jak przekonać konsumentów do korzystania z usługi e-grocery rozmawiamy z Katarzyną Kazior, prezes Frisco.pl...

Niektórzy nazywają nas „ambientową agencją cukierniczą”. Jesteśmy chyba jedyną cukiernią w Polsce, która ma skład właścicielski z doświadczeniem zarówno po stronie firmy, jak i agencji - Łukasz Smoliński o marce DESEO...

Czy istnieją sytuacje, w których PR-owcy doradziliby klientowi lub pracodawcy przerwanie rozmowy z dziennikarzem? Jak z nich wybrnąć, jeśli nie chce się wypaść słabo?

Alicja Wysocka-Świtała, partner zarządzająca Clue PR, opowiada o swoich obserwacjach po sesjach jurorskich w konkursie Stevie Awards...

Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin