Budowanie marki osobistej to proces - wymaga czasu

dodano: 
10.05.2017
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Ostatnio o personal brandingu mówi się coraz więcej. Z czego to wynika?

Marcin Żukowski, Team Leader Mint Media, autor książki „Ty w social mediach”, trener Akademii PRoto: Najpewniej z wielu czynników, ale wydaje mi się, że za pewnik możemy uznać w tym przypadku zmianę. Zmianę w naszym życiu zawodowym, osobistym, publicznym, prywatnym. Zmianę, która obejmuje każdą dziedzinę życia i właściwie trudno ją zdefiniować, ale wszyscy ją czujemy. Bo dziś, w 2017 roku, nie możemy funkcjonować tak jak w 1990 albo 1950. Ba, nie możemy nawet funkcjonować tak jak w 2007, bo te dziesięć lat temu mało kto miał smartfona, mało kto miał jakieś social media, a dziś budzimy się, zasypiamy z tym wszystkim. Niestety zresztą. I zaczynamy to zauważać. Zaczynamy zauważać, że nasze życie przecieka nam przez palce, przez wszystkie zmiany, które nas dotykają. Kilka lat można funkcjonować w nieświadomy sposób w takiej rzeczywistości, ale w pewnym momencie włącza się nam lampka, która mówi: „ogarnij się”. I taka lampka, mam nadzieję, że dziś nam jako ludziom się włączyła. I stąd zamiłowanie do marki osobistej, bo ona może być szansą na poradzenie sobie z otaczającym nas światem, który ciągle zalewa nas bodźcami. A silna marka może stać się fundamentem domu, który nie upadnie pod wpływem jednego czy drugiego bodźca.

PRoto.pl: Dla kogo jest Twoja książka „Ty w social mediach”? 

M.Ż.: Dla Ciebie Gosia na przykład. Ale też dla Twojej mamy, babci, taty, brata, siostry czy znajomego. Nie jest dla wszystkich, ale wydaje mi się, że każdy może w niej znaleźć coś dla siebie. Tak napisałem w książce i w sumie to nie okazało się sloganem, bo dostaję takie sygnały od czytelników. Nawet nie byłem świadomy, że ta książka może komuś pomóc w życiu, a dostałem już wiele wiadomości od obcych osób, że lektura coś w nich zmieniła. Aż trochę się tego boję, bo przecież nie jestem kaznodzieją czy prorokiem, żeby mieć taki wpływ na innych. Ale tak to widocznie działa – ktoś czyta i czasem ma ochotę się podzielić z autorem swoją opinią, to nobilitujące dla autora. I tak oto zebrała się spora i różnorodna grupa osób, które mi o tej książce mówiły jako o książce dla nich. Oczywiście jest to lektura raczej dla człowieka w przedziale 20-35 lat, bo z myślą o moich rówieśnikach ją pisałem i ich najbardziej rozumiem, ale czytelnicy z grupy 50+ też ją, brzydko mówiąc, konsumują i od nich mam sygnały pozytywne, że dzięki lekturze lepiej rozumieją świat swój i swoich dzieci. To ja już lepszych opinii się spodziewać nie mogę.

PRoto.pl: Jak jest w ogóle ze świadomością na temat budowania marki osobistej?

M.Ż.: Różnorodnie. Mam na przykład zajęcia ze studentami, osobami w wieku 19-25 lat powiedzmy. Oni są często bardziej świadomi tego tematu niż ludzie w mojej grupie, teoretycznie bardziej doświadczeni życiowo (25-35 lat). Natomiast świadomość na pewno rośnie. Ciekawą rzecz powiedział mi ostatnio student, który mówił, że marka osobista to sposób na ogarnięcie życia. Nie do końca umiał to może uzasadnić, ale prawo wieku. Cały koncept bardzo mi się spodobał, bo ja też tak to traktuję. Każdy z nas jest marką, nie da się od tego uciec. Tylko potem zaczynamy źle postrzegać tą markę i nasze życie. Bo sami sobie zakładamy pętlę na szyję, na przykład tworząc swój sztuczny obraz na potrzeby znajomych czy pracodawcy. To jak w szkole – tam też zawsze kolega, który udawał kogoś, kim nie jest, przegrywał. W końcu ktoś nas zdemaskuje i to jest niebezpieczeństwo. To niebezpieczeństwo sprawia też, że wiele osób nie chce mieć nic wspólnego z personal brandingiem (świadomym budowaniem swojej marki), bo uważają to z gruntu za oszustwo. A to głupie podejście – tak jakby z powodu tego, że jakaś firma upadła, w ogóle nie robić biznesu albo że ktoś kogoś oszukał to może lepiej nie wychodzić z domu, bo przecież nas też mogą oszukać. Personal branding to narzędzie – w rękach oszusta niebezpieczne, w rękach mądrego człowieka może być genialne. Jak nóż. Nic więcej.

PRoto.pl: Co jest Twoim zdaniem najtrudniejsze w budowaniu własnej marki? Z czym mamy największy problem?

M.Ż.: Z czasem. Ogólnie w życiu mamy problem z czasem, bo zakodowaliśmy sobie, że czas to pieniądz, a ktoś mądrzej powiedział, że czas to miłość. I jeśli tak do niego podejdziemy, to problem z czasem nam zniknie. Bo budowanie marki to proces – potrzebuje czasu, jak dobre wino. Musi dojrzeć. A my chcemy wszystko już, natychmiast. Jesteśmy niecierpliwi, bo myślimy, że czas to pieniądz, a więc zaraz możemy go stracić, ktoś nam go może sprzątnąć sprzed nosa. Jeśli pomyślimy o upływającym czasie jako o czymś dobrym - że czas to miłość - to od razu inaczej oddychamy. I wtedy ten proces budowania marki staje się dobry. Trzeba go tylko zacząć.

PRoto.pl: Co najczęściej robimy w sieci, a nie powinniśmy, bo to szkodzi nam jako marce?

M.Ż.: Postrzegamy sieć jako nasze życie i nie zwracamy uwagi na to, co jest publiczne, co prywatne. Publikujemy coś, a potem się dziwimy, że ktoś to wykorzystał. Tymczasem przecież wszystko, co publikujemy, jest de facto publiczne. Jasne, możemy korzystać z różnych opcji ograniczania widoczności treści, które publikujemy, ale większość z nas tego nie robi. Inna kwestia to fakt, że nawet jeśli ograniczymy widoczność to może się zdarzyć, że treść zobaczy ktoś, kto potem ją powieli, wykorzysta w nieodpowiedni sposób i będziemy mieć problemy. Najbardziej kłopotliwe jest więc nieumiejętne posługiwanie się dostępnymi narzędziami, bo to nie one same, a nasze nierozważne działania generują problemy.

PRoto.pl: Jak pokazać się w portalach społecznościowych naturalnie, ale jednocześnie profesjonalnie?

M.Ż.: To zależy. Zależy od osoby. Każdy z nas bowiem jest innym człowiekiem i każdy z nas może się prezentować inaczej. Nie ma jednego kanonu, który sprawdziłby się u każdego. To zresztą byłoby nielogiczne – jeśli każdy z nas jest innym człowiekiem, to u jednego zdjęcie w garniturze może być naturalne, a u innego sztucznie będzie wyglądać fotka w bluzie. Nie ma więc żadnej innej recepty jak być sobą.

PRoto.pl: Czy w mediach społecznościowych możliwa jest w ogóle granica prywatności, a jeśli tak – jak ją wyznaczyć?

M.Ż.: Jeśli komuś zależy na prywatności absolutnej to nie powinien w ogóle wchodzić w social media. A nawet to może mu tej prywatności nie zapewnić, bo przecież są inni ludzie, którzy mogą mu zrobić zdjęcie i wrzucić na swój profil. Natomiast postawienie pewnych granic ma sens i trzeba je wyznaczyć, by nie zwariować. Myślę, że granica powinna przebiegać tam, gdzie to czujemy – każdy ma inny punkt, w którym ją wyznaczy. Powinniśmy myśleć o tym, co i gdzie publikujemy – jeśli mamy content, który według nas jest przeznaczony np. tylko dla naszych bliskich znajomych, to ograniczmy jego widoczność do tychże osób. Jeśli na przykład publikujemy artykuł ekspercki, który ma nas pozycjonować na specjalistów w naszej branży, to zadbajmy, by widziało go jak najwięcej osób, a więc opublikujmy go bez ograniczeń w kwestii prywatności. Wszystko zależy od celu, treści oraz naszych przekonań. To my decydujemy.

PRoto.pl: Kto ma większy problem z budowaniem marki i świadomym publikowaniem w sieci – podawaniem informacji, ustawieniami prywatności – młodzi, którzy w sieci są niemal od zawsze, czy starsi, którzy nie dorastali w erze internetu?

M.Ż.: Jedni i drudzy. Młodzi, którzy są czasem zbyt mało świadomi, a starsi, bo zbytnio się boją. Natomiast wszystkim nam niewątpliwie potrzebna jest permanentna edukacja w tej dziedzinie, niezależnie od wieku. Często zresztą to ci młodsi mogą być tutaj edukatorami dla starszych, bo młodsi są chyba bardziej świadomi. Na pewno widać u nich większą ciekawość tematem, a przez to, że żyją w świecie nowych mediów, są cyfrowymi tubylcami, to są bardziej narażeni na ryzyka z tym związane. Ale ogólnej zasady nie ma, to zależy od człowieka, nie od wieku.

PRoto.pl: Czy w Polsce podchodzi się do budowania własnej marki inaczej niż za granicą?

M.Ż.: Na pewno, bo wpływ kultury jest w tej kwestii nie do przecenienia. W Polsce świadomość i rola marek osobistych rośnie, ale jest wciąż nieporównanie mniejsza niż na przykład w Stanach Zjednoczonych. Tam te marki kształtuje się znacznie dłużej, bo u nas świadome zarządzanie marką osobistą to w dużej mierze ostatnich kilka lat. A prekursorów takich metod, np. Micheala Jordana, w Stanach znajdziemy już ponad 20 lat temu. Poza tym nie można nie zauważyć, że w Polsce mieliśmy okres Polski Ludowej, a potem transformację do demokracji i kapitalizmu, czego de facto nie przechodził nikt inny.

PRoto.pl: Świadoma obecność w sieci i mediach społecznościowych niesie ze sobą wiele korzyści i możliwości. A jakie są zagrożenia z niej płynące?

M.Ż.: Co najmniej tak samo interesujące jak korzyści. Z jednej strony social media mogą sprawić, że znajdziemy pracę marzeń, a z drugiej, że ją stracimy po publikacji czegoś głupiego. Możemy dać się zwariować albo znaleźć spokój i równowagę. To narzędzia, z których można korzystać na setki sposobów – jeden zrobi to lepiej, inny gorzej. Ja nie mam recepty dla kogokolwiek, ba, nikt nie ma takiej recepty. Można i trzeba się uświadamiać, uczyć i wtedy łatwiej jest dywersyfikować ryzyko i umiejętnie wykorzystywać narzędzia. Niestety z marką osobistą jest trochę jak z pracą sapera – jeden błąd i można stracić wizerunek na zawsze. Na szczęście jednak takie przypadki są wcale nie takie częste, a więc nie należy się bać porażki, bo wtedy na pewno nic pozytywnego nie wyniknie z naszych działań. Trzeba po prostu zacząć – to najlepsza recepta na budowanie swojej marki.

PRoto.pl jest patronem medialnym książki „Ty w social mediach”.

Rozmawiała Małgorzata Baran

Dziennikarka i redaktorka portalu PRoto.pl. Zajmuje się tematyką lifestyle’ową, mediami społecznościowymi, językiem w branży PR, blogosferą i modą. Absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim.

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin