.

 

Dziwny jest ten (festiwalowy) świat

dodano: 
24.05.2017
komentarzy: 
0

Zapytaliśmy ekspertów o kilka aspektów komunikacyjnego zamieszania, które związane jest z organizacją tegorocznej edycji Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu: w jakim stopniu sytuacja może zaszkodzić marce miasta, czy wpłynie na wizerunek artystów, którzy zbojkotowali imprezę oraz jak oceniają inicjatywę prezydenta miasta Opola i działania TVP.

O sprawie pisaliśmy tutaj: Festiwal w Opolu: fala rezygnacji artystów, prezydent miasta reaguje

Opole: marka miasta i festiwal
Dr Anna Adamus-Matuszyńska przypomina, że Festiwal w Opolu ma długą historię, podczas której „zmagał się z kryzysami, szczególnie tym najpoważniejszym w 1982 roku” (festiwal nie odbył się z powodu stanu wojennego – przyp. red.). „Wraz ze wzrostem popularności imprez festiwalowych, KFPP, jako najbardziej znany w Polsce, musi od lat walczyć o utrzymanie swojej marki. I w pewnym sensie to mu się udaje. Wielu Polaków – bez względu na wiek – każdego roku czeka na opolski Festiwal, choć także krytykuje jego różny poziom” - komentuje dr Anna Adamus-Matuszyńska.

Ekspertka zwraca uwagę na to, że Opole jako miasto szczyci się Festiwalem na kilku poziomach. „Jeszcze niedawno hasłem promocyjnym miasta było: »Opole. Stolica polskiej piosenki«, a w logo miasta widać zarys znanej bardzo dobrze wszystkim bywalcom i widzom Festiwalu Piastowskiej Wieży. Dla kilku pokoleń Polaków jest to miasto polskiej piosenki, a Festiwal jest jego archetypem. Aktualne zamieszanie wokół Festiwalu zapewne wpłynie na wizerunek Opola, gdyż doda do niego nowy element – protest artystów lub upolitycznienie festiwalu. Jednak nie wpłynie na reputację miasta, ani jego markę (…). Festiwal to impreza znana, lubiana i wyczekiwana. To wydarzenie broni się przede wszystkim muzyką, rozrywką i tradycją. Jednorazowy wybryk polityczny doda pikanterii, ale zapewne nie zniszczy od lat wypracowanej marki tak Festiwalu, jak i Opola. Pod jednym warunkiem – KFPP odbędzie się w tym roku” - podsumowuje dr Anna Adamus-Matuszyńska.

Urszula Podraza, Partner Strategiczny Planet PR nie ma wątpliwości, że Opole pozostanie „głęboko zakodowane jako stolica polskiej piosenki. Pytanie, w jakiej grupie odbiorców?”.

Ekspertka przytacza statystyki oglądalności imprezy, które pokazują, że ostatnie lata „to nie był dobry czas dla tego festiwalu” z uwagi na to, że z roku na rok malał udział publiczności telewizyjnej. „Z danych Nielsen Audience Measurement wynika, że pod względem udziału w grupie komercyjnej (16-49 lat) Festiwal w Opolu został pobity przez polsatowski SuperHit Festiwal” - podkreśla przedstawicielka Planet PR. I dodaje: „Wszyscy w tej chwili mówią o Festiwalu jako zjawisku, natomiast mam wrażenie, że robią to w oderwaniu od rzeczywistego wydarzenia. KFPP miał niebagatelną rolę w budowaniu kultury polskiej, ale myślę, że te lata już minęły”. Jej zdaniem Opole - jako marka - poradzi sobie z jednym „ale”: „Gdyby się okazało, że Festiwal zostanie przeniesiony gdzie indziej, to Opole będzie miało mniej możliwości do zaistnienia w skali ogólnopolskiej. Było to wydarzenie doskonale rozpoznawalne, ale w Polsce” - zaznacza Urszula Podraza.

Wizerunek artystów
Część fanów zarzuciła artystom, którzy zdecydowali się nie wystąpić w Opolu, że dzielą słuchaczy pod kątem poglądów politycznych. Inni chwalą muzyków za odwagę i uważają, że rezygnacja pozwala im zachować twarz. Czy w dłuższej perspektywie zaważy to na wizerunku gwiazd?

„Ci artyści, którzy wycofali się z festiwalu, zrobili to właśnie dlatego, że muzyka powinna grać ponad podziałami. Nie uważam, by taka postawa mogła zaszkodzić ich wizerunkowi. Z pewnością znajdują wiele zrozumienia wśród swoich fanów, którzy nie są przedstawicielami »ciemnego ludu« jak być może nadal wydaje się prezesowi TVP” - komentuje dla PRoto Marcelina Cholewińska, Managing Director FIRST Public Relations.

Dr Anna Adamus-Matuszyńska zwraca uwagę na to, że problem wizerunku artystów ma przynajmniej dwa powody. „Po pierwsze, protest wpisuje się w aktualny podział Polaków na dwa, niestety zwalczające się, politycznie obozy. I tak zwolennicy obozu rządzących prawdopodobnie uznają ten protest za nieuzasadniony i polityczny. Ich oponenci raczej będą znajdywać racjonalne argumenty popierające decyzje muzyków. Wizerunek więc albo dozna uszczerbku, albo wprost przeciwnie” - ocenia.

Drugi powód jest jej zdaniem związany z istotą zawodu muzyka czy kabareciarza. „Otóż widz na występ - także festiwalowy - po prostu czeka. Wielu fanów, którzy polowali na możliwość kupna biletów na Festiwal (a nie jest to łatwe) oraz ci, którzy planowali spędzić wieczory weekendowe, towarzysząc przeglądowi polskiej piosenki i kabaretu, mają prawo czuć się rozczarowani. Ktoś zabrał im ucztę, której w napięciu wyczekiwali. Ta wrześniowa już nie będzie tak smakować. Pozostaje więc postawić pytanie: czy artysta może tak rozczarować swych widzów? Jednak na odpowiedź trzeba będzie poczekać” - dodaje dr Adamus-Matuszyńska.

Innego zdania jest Katarzyna Szustow, właścicielka firmy doradczej SZUSTOW. KULTURA I KOMUNIKACJA, która w postawie artystów widzi same pozytywy. „Wypowiedź Kasi Nosowskiej (padły w niej m.in. słowa: „wykluczenie, w jakiejkolwiek odsłonie, uznaję za zawstydzające” - przyp.red.) jest totalnie mocna, przeżyje karierę Prezesa Kurskiego – uważa Katarzyna Szustow. „Za dwadzieścia lat nikt nie będzie wiedział kim ten pan był, tymczasem to zdanie będzie żyło” - dodaje. Jej zdaniem artyści, którzy buntują się przeciwko władzy, w perspektywie wieloletniej zdecydowanie zyskają.
 


Źródło: facebook.com/nosowskamusic
 

„Teraz tworzą mocne tożsamości, których tak bardzo ostatnio brakowało. Niestety, podobnie jak artyści, którzy bojkotowali telewizję za komuny, ucierpią finansowo. Liczę, że prywatne firmy wynagrodzą im ich walkę. Pamiętajmy, że ludzie kochają artystów. Może się okazać, że to właśnie ci wrażliwcy obalą obecny rząd” - prognozuje Szustow.
 
Komunikacja kryzysowa według TVP
„Zamieszanie wokół obecnej edycji festiwalu szkodzi głównie, już i tak złemu, wizerunkowi TVP i kompromituje jeszcze bardziej Jacka Kurskiego” - ocenia jednoznacznie Marcelina Cholewińska.

Urszula Podraza rozkłada komunikację telewizji na czynniki pierwsze: „Jest taka zasada: zarządzaj kryzysem, tam gdzie on się rozgrywa. Wszystko zaczęło się od tego, że manager Kayah powiedział, że artystka została zbojkotowana. Czy pamiętają państwo informację, że telewizja próbowała wyjaśnić to bezpośrednio z Kayah? Była rozmowa Jacka Kurskiego z Marylą Rodowicz, ale nie z Kayah. Dowiadywaliśmy się o tym z drugiej ręki, telewizja nie dementowała. Milczenie w sytuacji kryzysowej to najgorsza możliwa strategia, bo pozwalamy mówić innym. W tym wypadku nie bezpośrednim uczestnikom wydarzeń” - relacjonuje przedstawicielka Planet PR. Efekt? „W momencie, kiedy TVP zabrała głos, to tak naprawdę, ci którzy byli zainteresowani tematem, mieli już swoją ugruntowaną opinię na ten temat” - podkreśla Urszula Podraza.
 


Źródło: facebook.com/official.maryla.rodowicz
 

Kolejnym błędem jej zdaniem było agresywne podejście TVP do partnerów. „Zawsze powtarzam, że nawet jeśli mamy kryzys, to należy traktować się po partnersku, a nie jak przeciwnicy. Ja zaczęłabym od rozmowy z Kayah. Mam wrażenie, że nieporozumienia, brak komunikacji pomiędzy stronami spowodował zaognienie sytuacji do tego stopnia, że nie da się tego zatrzymać. W kryzysie, jeśli pewnych rzeczy się nie przepracuje, to przychodzi moment krytyczny, przekroczenie granicy, za którą już nie ma odwrotu. I w tym momencie mamy okopywanie się przez poszczególne strony konfliktu na swoich stanowiskach i dalszą eskalację kryzysu” - analizuje ekspertka.
 


Źródło: facebook/kayah.official

Co dalej? Robert Stępowski, ekspert ds. marketingu terytorialnego, twórca strony MarketingMiejsca.com.pl: „Jedyną szansą, aby jednak całą sprawę załagodzić i wrócić do opolskiego festiwalu w Opolu, są publiczne przeprosiny i uderzenie się w pierś prezesa TVP. Jeśli to nie nastąpi, nie wierzę, że którykolwiek z uczestników tego konfliktu ustąpi”.

Drugim krokiem po przeprosinach, zdaniem dr Anny Adamus-Matuszyńskiej, mogłyby być mediacje pomiędzy miastem Opole, TVP a środowiskiem artystów (przedstawicielami związków i stowarzyszeń). „Mediacje wymagają zgody wszystkich do uczestniczenia w tym procesie. Dlatego TVP powinna wystąpić z prośbą o taką procedurę. Każda z wymienionych stron jak dotąd straciła na wizerunku” - mówi dr Anna Adamus-Matuszyńska.

Dalsze losy Festiwalu
Jacek Kurski, prezes TVP, zapowiedział, że przeniesie festiwal do innego miasta. Prezydent Opola z kolei cofnął udzieloną TVP wyłączną licencję do korzystania z nazwy KFPP i ogłosił,  że zorganizuje 54. edycję Festiwalu w Opolu.

Dr Anna Adamus-Matuszyńska jest zdania, że decyzja TVP o zmianie miejsca jest zła. „To tak jakby ceremonię rozdania Oscarów przenieść z Hollywood do Downtown Los Angeles (obie dzielnice znajdują się w tym mieście). Czy po ponad 80 latach ktoś sobie to dzisiaj wyobraża, by dla humoru jakiejś telewizji zmieniać tradycyjne miejsce najważniejszej imprezy filmowej na świecie?”. Argumentuje, że zmiana miasta z Opola na inne będzie szkodliwa dla wszystkich zaangażowanych stron: „Opole (utraci imprezę i znaczenie jako stolica polskiej piosenki), inne miasto (pomoże zbudować wizerunek miasta »przyczyny« rozłamu środowiska muzycznego), artyści (podział środowiska stanie się faktem). No i najważniejsze -  pragmatyka polityczna na dobre wkroczy w polską piosenkę, kabaret i rozrywkę”.

Zdaniem Katarzyny Szustow przeniesienie imprezy do innego miasta „to koniec tego festiwalu po 50-letniej karierze”. „Prezes Kurski ma nie lada problem. Jak pamiętamy, jedynie w roku 1982 amfiteatr był zamknięty... Skojarzenie ze stanem wojennym to kolejny problem dla PiS-u. Część wyborców zapewne pamięta ten bolesny czas, a oni bardzo łatwo odgrzewają negatywne emocje” - uważa Szustow.

Więcej optymizmu ma Robert Stępowski: „Paradoksalnie, jeśli TVP zdecyduje się na organizację Festiwalu w innym mieście, a prezydent Opola postawi na organizację swojego wydarzenia (pod warunkiem, ze zrobienie dwóch z jednego nie odbije się na jakości), może odbyć się z korzyścią dla wszystkich, pomimo skandalu i, delikatnie ujmując, niezdrowej atmosfery. Inne miasto zyska nowy festiwal (choć pewnie w tej sytuacji tylko na jeden rok – ostatecznie na kilka lat, gdyż jestem przekonany, że docelowo Festiwal wróci do Opola), Opole wciąż będzie miało swoje wydarzenie, zapewne z inną stacją telewizyjną (tu można oczywiście zastanawiać się, czy będzie to Polsat, czy jednak TVN i czy można wszystko zorganizować w tak krótkim terminie, czy jednak datę wydarzenia trzeba będzie przesunąć, co koliduje także z kalendarzem artystów), a widzowie będą mogli podziwiać większą liczbę artystów podczas dwóch festiwali”.

Urszula Podraza widzi w pomyśle przeniesienia opolskiego Festiwalu do innego miasta spore ryzyko. „Zbitka »Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu« jest tak silna, że nie da się w krótkim czasie zbudować alternatywnej marki wydarzenia. Opole nie jest na straconej pozycji i miasto miałoby szansę powodzenia na zorganizowanie swojej własnej imprezy. Te dwa festiwale odwoływałyby się zapewne do tych samych skojarzeń i pytanie, który z nich miałby lepszą komunikację, ciekawszych artystów itd.”.

Prezydent Opola jak Jurek Owsiak
Czy przejęcie inicjatywy przez prezydenta miasta Opola to dobry ruch? We wtorek Arkadiusz Wiśniewski wypowiedział umowę na organizację tegorocznej edycji festiwalu TVP i zapowiedział kilkudziesięciomilionowy pozew przeciwko Telewizji za utratę wizerunku. Wcześniej w oświadczeniu zamieszczonym na swoim fanpejdżu na Facebooku Wiśniewski proponował przeniesienie 54. edycji KFPP na jesień, powołanie niezależnej komisji, która opracuje program i deklarował wolę współpracy z TVP. Jacek Kurski odrzucił jednak tę propozycję.
 


Źródło: facebook/MiastoOpole
 

„W ten sposób (prezydent Opola - przyp. red) jasno zakomunikował, że odcina się od dziwnej polityki TVP i cenzorskich zakusów jej władz. W dłuższej perspektywie może okazać się, że i miastu, i festiwalowi ten rozwód może pomóc, tak jak stało się to w przypadku WOŚP-u” - ocenia Marcelina Cholewińska.

„Prezydent Opola w sytuacji, gdy nic nie wskazywało, że kryzys uda się szybko i pokojowo opanować, podjął najlepszą z możliwych decyzji” - zgadza się Robert Stępowski. „Po pierwsze odciął się od politycznego sporu, stanął po stronie artystów, bo to oni (poza publicznością), są najważniejszą częścią tego wydarzenia, pokazał mieszkańcom swojego miasta, ale także i innym samorządowcom, że jest prawdziwym, niezależnym liderem potrafiącym podejmować trudne, ale zdecydowane decyzje w trosce o wizerunek i budżet miasta, stojąc na straży wysokiej jakości najważniejszego wydarzenia promocyjnego tego miasta, w oderwaniu od ewentualnych politycznych sympatii oraz awantury”.

Działania prezydenta Opola pozytywnie odbiera również Urszula Podraza: „Zarządzanie komunikacją kryzysową nie polega tylko na tym, żeby odpowiadać na zarzuty, ale też na aktywnym działaniu i aktywnym komunikowaniu się. Prezydent Opola wpisał się w tę zasadę. Z propozycji, do których dotarłam, wynikało, że szuka wyjścia z sytuacji. To jest bardzo dobra taktyka. Trochę szkoda, że cała dyskusja toczy się publicznie. Gdyby podejmować takie działania twarzą w twarz, może łatwiej byłoby dojść do porozumienia. Wydaje mi się, że każdy będzie poszkodowany w tej sytuacji. Pytanie tylko - w jakim stopniu?”.

Joanna Jałowiec, Paulina Krukowska, Małgorzata Baran, Maciej Przybylski

Zdjęcie główne: opolski amfiteatr, źródło: facebook/opole.festiwal

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin