Naciśnij przycisk odtwarzania, aby odsłuchać tę zawartość
1x
Szybkość odtwarzania- 0.5
- 0.6
- 0.7
- 0.8
- 0.9
- 1
- 1.1
- 1.2
- 1.3
- 1.5
- 2
Suplement do „sami-wiecie-czego”. jak zwykle, z wielkim zainteresowaniem przeczytałem felieton p. edyty skubisz poświęcony mojemu ulubionemu tematowi – „czarnemu pr-owi” – i wydaje mi się, że warto byłoby uściślić kilka poruszonych w nim kwestii. przede wszystkim – co raz jeszcze warto podkreślić – „czarnego pr-u” nie ma. warto sięgnąć do korzeni, do deklaracji zasad (declaration of principles)[1] ojca współczesnego public relations ivy l. lee. jego podstawowymi cechami są:. – otwartość – „cała nasza działalność będzie prowadzona w sposób otwarty”,. – weryfikowalność – „będziemy pomagać wydawcom przy weryfikacji każdego faktu” i. – precyzja – „nasz materiał jest dokładny”. „mówiąc w skrócie, naszym celem jest szczere i otwarte dostarczanie prasie i społeczeństwu stanów zjednoczonych, w imieniu instytucji gospodarczych i publicznych, aktualnych i szczegółowych informacji na wartościowe i interesujące tematy”. w świetle powyższego, widać, że tzw. „czarny pr” nie ma nic wspólnego z pr-em, bo nie jest jawnym „aktem wymiany informacji organizacji z jej środowiskiem społecznym”, ale niejawną, przeważnie na granicy prawa lub nawet przestępczą, manipulacją tym środowiskiem za pomocą informacji. dlatego tak ważne dla branży jest wyeliminowanie tego nieszczęśliwego związku frazeologicznego z języka potocznego wszelkimi metodami, chociażby przez wspomnianą przez red. skubisz „taktykę wyparcia”. w tym wypadku zapewne „cel uświęca środki”. eliminacja terminu nie oznacza, że „czarny pr” – jako sposób działania – zniknie. niszczenie reputacji, plamienie wizerunku poprzez fabrykowanie oszczerstw albo manipulowanie informacjami poprzez podawanie insynuacji, półprawdy lub nawet ewidentnych kłamstw służące „przyklejaniu etykiet”, negatywnej kategoryzacji czy stereotypizacji, itd., itp. – to działania znane „od zawsze”. i zgadzam się z opinią, że ma się dobrze i będzie rósł w siłę. chodzi jednak o to, aby funkcjonował na rynku usług pod innym „szyldem”, który nie wiązałby go w żaden sposób z pr, bo jest to dla public relations i jego etycznych pracowników dyskredytujące. jednak piszę to bez większego przekonania. powody podałem już w felietonie „polemicznie o ’czarnym pr’” , więc ujmę to krótko – nie ma dobrego terminu, który by etykietował działania, które obecnie są „czarnym pr-em”. tym samym chyba będziemy musieli żyć z nim jeszcze długo. wojciech szalkiewicz.
Jak zwykle, z wielkim zainteresowaniem przeczytałem felieton p. Edyty Skubisz poświęcony mojemu ulubionemu tematowi – „czarnemu PR-owi” – i wydaje mi się, że warto byłoby uściślić kilka poruszonych w nim kwestii.
Przede wszystkim – co raz jeszcze warto podkreślić – „czarnego PR-u” nie ma. Warto sięgnąć do korzeni, do Deklaracji Zasad (Declaration of Principles)[1] ojca współczesnego public relations Ivy L. Lee. Jego podstawowymi cechami są:
– otwartość – „cała nasza działalność będzie prowadzona w sposób otwarty”,
– weryfikowalność – „będziemy pomagać wydawcom przy weryfikacji każdego faktu” i
– precyzja – „nasz materiał jest dokładny”.
„Mówiąc w skrócie, naszym celem jest szczere i otwarte dostarczanie prasie i społeczeństwu Stanów Zjednoczonych, w imieniu instytucji gospodarczych i publicznych, aktualnych i szczegółowych informacji na wartościowe i interesujące tematy”.
W świetle powyższego, widać, że tzw. „czarny PR” nie ma nic wspólnego z PR-em, bo nie jest jawnym „aktem wymiany informacji organizacji z jej środowiskiem społecznym”, ale niejawną, przeważnie na granicy prawa lub nawet przestępczą, manipulacją tym środowiskiem za pomocą informacji.
Dlatego tak ważne dla branży jest wyeliminowanie tego nieszczęśliwego związku frazeologicznego z języka potocznego wszelkimi metodami, chociażby przez wspomnianą przez red. Skubisz „taktykę wyparcia”. W tym wypadku zapewne „cel uświęca środki”.
Eliminacja terminu nie oznacza, że „czarny PR” – jako sposób działania – zniknie. Niszczenie reputacji, plamienie wizerunku poprzez fabrykowanie oszczerstw albo manipulowanie informacjami poprzez podawanie insynuacji, półprawdy lub nawet ewidentnych kłamstw służące „przyklejaniu etykiet”, negatywnej kategoryzacji czy stereotypizacji, itd., itp. – to działania znane „od zawsze”. I zgadzam się z opinią, że ma się dobrze i będzie rósł w siłę.
Chodzi jednak o to, aby funkcjonował na rynku usług pod innym „szyldem”, który nie wiązałby go w żaden sposób z PR, bo jest to dla public relations i jego etycznych pracowników dyskredytujące.
Jednak piszę to bez większego przekonania. Powody podałem już w felietonie „Polemicznie o ’czarnym PR’”, więc ujmę to krótko – nie ma dobrego terminu, który by etykietował działania, które obecnie są „czarnym PR-em”. Tym samym chyba będziemy musieli żyć z nim jeszcze długo.
Wojciech Szalkiewicz