Kurier Poranny prześwietla pracę białostockich urzędników zajmujących się promocją miasta. Ile zarabiają, co robią i dlaczego zdaniem autorki tekstu robią mniej niż ich koledzy z biur promocji w innych polskich miejscowościach?
„W miastach, które odnoszą promocyjne sukcesy, urzędnicy od promocji dużo robią własnymi siłami”, pisze Aneta Boruch. Autorka podaje przykład Torunia, Olsztyna i Gdańska, gdzie zamiast słuchać zewnętrznych doradców urzędnicy sami z sukcesem przygotowują projekty promocyjne, często w oparciu o zdanie mieszkańców. Inaczej ma być w Białymstoku. Tam, jak wylicza dziennikarka, pracuje 17 speców od miejskiego marketingu, zarabiających od 1600 do 4000 tys. zł – bez dodatków i premii. Mimo licznego zespołu, urzędnicy korzystają z zewnętrznej pomocy, czyli agencji Grupa Eskarda. Jak dodaje Boruch, przygotowany przez tę firmę slogan w rankingu najlepszych haseł promocyjnych wypaść miał słabo.
Dlaczego większość projektów promocyjnych powstaje zewnętrznie? Zdaniem Martyny Zaniewskiej z białostockiego biura promocji powodem są głównie braki kadrowe.(ał)


