Pracodawca ma w zanadrzu wiele przepisów, które uzasadniają śledzenie poczynań pracownika w internecie. Oręż narzędzi, które mogą stać się przyczyną wypowiedzenia, jest już znacznie uszczuplony – czytamy w dodatku do Rzeczpospolitej – Prawo i Praktyka.
W momencie, gdy „wirtualne zachowanie podwładnego, nawet po godzinach pracy, narusza interes firmy”, może być to podstawą do pozbawienia go pracy. Szczególnie narażeni na takie ryzyko są: prawnicy, bankowcy, urzędnicy, a nawet nauczyciele, którzy mogą być wyrzuceni z pracy „z powodu utraty zaufania”. Izabela Zawadzka, radca prawny, podkreśla: „Nie widzę przeszkód, aby opierając się na informacjach pozyskanych w sieci, pracodawca wypowiedział pracownikowi umowę, a nawet rozwiązał ją dyscyplinarnie. Ale muszą zajść dodatkowe warunki”. Mimo to, jak dowiadujemy się z gazety, przyczyną służbowych konsekwencji nie może być wiele prywatnych spraw wyeksponowanych przez nas w sieci. Należą do nich bezwzględnie: orientacja seksualna, poglądy religijne czy polityczne, sprawy związane z macierzyństwem i stanem majątkowym. Co ciekawe, wiele firm jeszcze przed złożeniem oferty pracy „czerpie za pośrednictwem internetu szczegółową wiedzę o potencjalnym podwładnym”, włączając w to wyżej wymienione kwestie, ale nie może ich wykorzystać nawet na rozmowie kwalifikacyjnej. (es)


