Zniszczyć wizerunek rywali – na taki cel miliony dolarów wydają „niezależne komitety wyborcze” wspierające poszczególnych kandydatów w amerykańskich wyborach na prezydenta. Swój komitet ma także Mitt Romney – informuje Gazeta Wyborcza – ale, rzecz jasna, polityk nie przyznaje się do niego, bo takich praktyk zabrania prawo.
Komitet wspierający Romneya to „Odbudujmy Naszą Przyszłość”, założony przez jego prawników. Lider wśród Republikanów w wyścigu o fotel prezydenta twierdzi jednak, że nie ma z nim nic wspólnego. Milczenie w tym wypadku jest złotem, bo zgodnie z decyzją Sądu Najwyższego USA z 2010 roku, „prywatne firmy, które nie mogą finansowo wspierać kandydatów, mogą jednak bez żadnych ograniczeń płacić na »niezależne komitety wyborcze«”. Tę lukę prawną Wyborcza nazywa „kpiną” i „gotowym przepisem na pranie brudnych pieniędzy”.
Oficjalnie Romney podczas kampanii nie mówił źle o konkurencji, przeciwnie – był sympatyczny i uśmiechnięty. Czarną robotą zajął się za to jego „niezależny komitet” i to jemu przypisuje się zasługi za wygraną polityka. „Restore Our Future” jest autorem agresywnych spotów i „brutalnych ataków” na Newta Gingricha – czytamy w dzienniku. Gingrich jeszcze w połowie grudnia cieszył się sporym poparciem i prowadził w sondażach, ale nagonka komitetu Romneya wszystko zmieniła. Na światło dzienne wyciągnięto jego oszustwa podatkowe z końca lat 90., wypomniano poparcie, jakiego udzielił ekologom w walce z efektem cieplarnianym, co dla amerykańskich konserwatystów jest nieporozumieniem. Wszystko to za 3 mln dolarów. Komitet przy tym nie ukrywa, że popiera Romneya, ale „poza tym nie ma z nim nic wspólnego”, dzięki czemu jest zgodny z prawem, bo „niezależny”.
Gingrich, który publicznie wzywał rywala, by nakazał komitetowi zaprzestać ataków, sam nie jest gorszy i swoje zaplecze też ma. Ostatnie, nad czym pracowali jego ludzie, to udowodnienie, że Romney to „kapitalistyczny sęp”, bo jego firma kupował niegdyś inne będące na skraju bankructwa, dzięki czemu polityk dorobił się pokaźnego majątku. (es)


