„»Splash«, jak niemal każda akcja w internecie, zatraciła swój pierwotny sens. Zaczęła być przerabiana, konwertowana i dostosowywana do potrzeb danego środowiska. Nie nazwałbym jej jednak głupotą” – tłumaczy Michał Makowski, z agencji Click Community, w rozmowie z Polską Metropolią Warszawską.
Dziennik przypomina, że przed #splashem, bardzo popularne w sieci było tzw. selfie, czyli zdjęcie z ręki. Zdaniem Marcina Sikorskiego, współtwórcy portalu Nagłówki nie do ogarnięcia, „w naturze ludzkiej leży potrzeba bycia cenionym, a a nowe technologie dają ku temu kolejny powód”. Podobnego zdania jest Makowski: „Selfie ma swoje źródło w autoportrecie. Z tym, że kiedyś wykonywali go wielcy artyści, a teraz, dzięki najprostszym telefonom komórkowym, może go zrobić każdy. Efekty, jakie są, każdy widzi”.
Często podstawowym warunkiem powodzenia wszelkich viralowych internetowych akcji jest po prostu ich spontaniczność. Jakub Dobroszek, autor artykułu przypomina akcje #jedzjabłka czy fotografowanie się uśmiechniętych Turczynek protestujących przeciw zasadom wprowadzanym w ich państwie. Preteksty dla tego typu akcji są inne niż w przypadku selfie, jednak schemat pozostaje ten sam – natychmiastowe rozprzestrzenianie się w mediach społecznościowych. „Te zjawiska będą się utrwalać, gdyż marki oraz organizacje społeczne będą wykorzystywać w swoich działaniach marketingowych wcześniejsze doświadczenia” – podsumowuje Makowski. Współtwórca Nagłówków nie do ogarnięcia zauważa z kolei, że ludzie w kulturze obrazkowej coraz szybciej się nudzą. „Woda, woda z lodem, podpalanie, będą kolejne mody, które nas zaszokują. Nie skreślajmy ich jednak z góry, ale klikajmy odpowiedzialnie” – tłumaczy. (mw)


