Bracia Zielińscy. Wizerunkowy problem „wagi ciężkiej”, w którym milczenie nie jest złotem

dodano: 
25.08.2016
komentarzy: 
0

Sportowcy wyszli poza schemat znany z innych afer dopingowych. Nie sypią głowy popiołem i z dużą zapalczywością próbują przekonać do swoich racji. Co o takiej postawie sądzą specjaliści?

Przypomnijmy. Na początku sierpnia polski ciężarowiec Tomasz Zieliński został przyłapany na stosowaniu dopingu, przez co musiał opuścić wioskę olimpijską. „Nie jestem głupi, żeby brać” – mówił wówczas, ale w dwóch jego próbkach, które przebadano, znaleziono zakazany środek o nazwie nandrolon. Kilka dni później tę samą substację wykryto także w organizmie jego brata Adriana, który w igrzyskach w Rio także miał startować w kategorii 94 kg. Adrian Zieliński był nadzieją na złoto olimpijskie, najważniejszy medal zdobył w końcu przed czterema laty w Londynie.

Tak się jednak nie stało. Opuszczając w niesławie wioskę w Rio de Janeiro, mistrz olimpijski z Londynu stwierdził, że nie ma wyrzutów sumienia. „Jest to niemożliwe, żebym stosował jakąkolwiek zakazaną substancję” – oświadczył przy tym. Sport.tvp.pl cytuje także inną jego wypowiedź: „Nie mieści mi się to w głowie. Po powrocie do Polski udam się do prawnika i będę bronił swojego dobrego imienia. Gdybym nie czuł się skrzywdzony, to nie stałbym przed państwem. Schowałbym głowę w piasek i bym się z tego nie tłumaczył”. Zapytani przez nas specjaliści dobrze oceniają fakt, że sportowcy byli otwarci na rozmowy.

Grzegorz Kita, ekspert z zakresu konsultingu i marketingu sportowego ze Sport Management Polska, zauważa, że ten przykład różni się od sytuacji, do których przywykliśmy przy okazji innych afer dopingowych. Zazwyczaj bowiem sportowiec albo się przyznaje, albo milczy i znika: „Zielińscy postawili na przedstawienie »wojującej« narracji alternatywnej. Poprzez gwałtowne, emocjonalne zaprzeczania dostarczyli powodów do wątpliwości tym, którzy im kibicują i którzy nie byli przekonani do informacji podawanych przez mainstream” – mówi z rozmowie z PRoto.pl, dodając, że tworzeniu teorii spiskowych szczególnie sprzyja ujawnienie dopingu systemowego w Rosji, gdzie do działań związanych z dopingiem zaangażowano nawet służby wywiadowcze. Sytuacja przekształciła się więc w niejednoznaczną, a swoją zapalczywością Zielińscy mogą przekonać wielu do swojej argumentacji. „Paliwo” dla tego problemu jest też o wiele szersze niż zazwyczaj - konkluduje Kita. Mamy w końcu do czynienia z bardzo utytułowanym zawodnikiem i murowanym faworytem do złota olimpijskiego.

Zdaniem Marcina Pawula, w kontekście igrzysk olimpijskich milczenie – paradoksalnie - nie jest złotem:
„To dobrze, że bracia nie nabrali wody w usta, nie zamknęli się na media i skomentowali sytuację. Inną kwestią jest już sama retoryka. Myślę,że dużo lepszym rozwiązaniem pod kątem wizerunkowym byłoby posypanie głowy popiołem i przyznanie się do błędu, tak jak zrobiła to Szarapowa. Mówimy jednak o trochę innych sytuacjach. Bracia idą w zaparte twierdząc, że niedozwolony środek znalazł się w ich organizmach przypadkowo. Oczywiście nie jest to wykluczone, ale mimo wszystko większość specjalistów i obserwatorów jest przekonana, iż było to działanie celowe” – dodaje Account Director Arskom Group.

Problemem „wagi ciężkiej” jest wizerunek samej dyscypliny. W przypadku ciężarów doping jest dużo częściej praktykowany niż np. w tenisie. Piotr Matecki, prezes zarządu SportWin zwraca jeszcze uwagę na brak komunikacji na linii związek,zawodnik a media. „Gwóźdź do trumny wbił sam, były już, prezes, który zamiast ratować związek i wizerunek dyscypliny wycofał się, a nawet poparł ministra, aby zmniejszyć finansowanie dyscypliny, zresztą w przeszłości sam miał problemy z dopingiem. Zostawił tonący okręt i to dodatkowy cios dla podnoszenia ciężarów. Polski sport nie potrafi rozwiązywać sytuacji kryzysowych, nie ma tworzonych scenariuszy poprawy, co w przypadku takiego związku, w tak ryzykownej konkurencji wydaje się oczywiste” – komentuje Matecki.

Prezes SportWin analizuje przy tym, że zawodzą także struktury organizacyjne w wielu związkach, co całe szczęście w końcu zauważyło Ministerstwo: „Często zarządzają nimi byli sportowcy, których niestety wiedza o zarządzaniu, marketingu, komunikacji, kreowaniu produktu jest na słabym poziomie, no bo kiedy mieli ją zdobywać, całe życie trenując. Zobaczmy, że rozwijają się organizacyjnie te związki, w których zwłaszcza sekretarz, odpowiedzialny za bieżące funkcjonowanie, posiada określone kompetencje. Będzie bardzo trudno odbudować pozycję ciężarów, która i tak nie była najlepsza, ale wychodzę z założenia, że każdy produkt, nawet sportowy, ma swój cykl życia”.

Magdalena Wosińska

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin