Czy martwa świnia na ulicy przekracza granice w komunikacji?

dodano: 
18.12.2020
komentarzy: 
0

W nocy z 12 na 13 grudnia 2020 roku w Warszawie miały miejsce protesty rolników z AGROunii, wyrażających swoje niezadowolenie z niewystarczającej pomocy, jaką otrzymali od rządu. W okolicy domu Jarosława Kaczyńskiego, prezesa Prawa i Sprawiedliwości, rolnicy rozrzucili oni na ulicę m.in. jajka, kapustę, ziemniaki, a także – pozostawili ciało świni. To ostatnie działanie zwróciło uwagę mediów i społeczeństwa i wywołało kontrowersje. Stowarzyszenie Otwarte Klatki wysłało w tej sprawie do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu złamania przepisów ustawy o ochronie zwierząt.

„Aktywiści Stowarzyszenia Otwarte Klatki postanowili przyjrzeć się sprawie i wysłali do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, polegającego na pozbawieniu życia tucznika bez wyraźnych ku temu wskazań” – informuje organizacja na swojej stronie.

„Ustawa o ochronie zwierząt jasno wskazuje, że zabrania się zabijania zwierząt, z wyjątkiem uboju i uśmiercania zwierząt gospodarskich w celu pozyskania mięsa i skór” – mówi Paweł Rawicki, prezes Stowarzyszenia Otwarte Klatki. „Nie mamy pewności co do pochodzenia świni użytej w proteście AGROunii. Nie wiemy, kto dokonał uboju ani co stało się z jej ciałem po proteście. Nie ma prawa do zabijania zwierząt w celu wyrażenia swojej frustracji – tucznik został użyty jako rekwizyt i to nigdy nie powinno mieć miejsca” – komentuje Rawicki.

Czytamy, że Otwarte Klatki w zawiadomieniu uwzględniły także „możliwość zakłócenia spokoju i wywołania zgorszenia poprzez porzucenie ciała świni na ulicy”. Organizacja zwraca też uwagę na zagrożenie związane z ASF.

Działanie AGROunii, które miało zwrócić uwagę na sytuację rolników, wywołało kontrowersje i pytanie o granice w komunikacji.

Jak zauważa Anna Kiedrzyńska-Tui, współzałożycielka Propsy PR, agencji pracującej dla NGO i projektów społecznych, jesteśmy obecnie świadkami coraz większej liczby protestów, co sprawia, że trudno się przebić z informacją o swoich postulatach do większej grupy.

 „Fundacja AGROunia znalazła sposób, aby nagłośnić protest rolników. W sobotę 13 grudnia rolnicy rozrzucili pod domem wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego jajka, warzywa oraz martwą świnię. Zdjęcie leżącego martwego zwierzęcia obiegło media tradycyjne i społecznościowe. Nie mam pytań, które stawiają ochrońcy praw zwierząt, czy specjalnie zabito świnię na rzecz protestu. Nie będę udawać, że nie wiem, skąd się bierze schabowy. Teraz chcę postawić inne pytania: jak wiele można zrobić, aby wypromować swoje działania? Jak wiele jeszcze się wydarzy, aby nagłośnić swoje postulaty strajkowe? Czy to działanie przełożyło się na efektywną promocję merytorycznych treści? Zbyt wiele pytań, a reakcja na zdjęcie z tym aktem z warszawskiej ulicy negatywna. Dominuje zniesmaczenie, szok i żal” – komentuje Kiedrzyńska-Tui.

Zwraca uwagę, że sprawa ma ciąg dalszy w związku z zawiadomieniem Otwartych Klatek do prokuratury, i jakie są efekty działania AGROunii. „Nie rozmawiamy o tym, że ceny skupu artykułów rolnych są bardzo zaniżone, a żywność sprowadzana jest z Zachodu. Nie mówimy o tym, że polskie rolnictwo coraz bardziej się uprzemysławia. Nie analizujemy tego, że pandemia uwidoczniła, jak długi jest łańcuch dostaw między rolnikiem a konsumentem w supermarkecie. Teraz mówimy o tym, co zrobili strajkujący, rozłoszczeni rolnicy zrzeszeni w AGROunii” – podkreśla.

„Bardzo możliwe, że to historia o tym, że empatia społeczników walczących o prawa zwierząt i polskich rolników jest diametralnie inna. Fakt. Może też mają inne i często sprzeczne interesy. Możliwe. W tej chwili mówię z perspektywy konsumentki, bo uważam, że została przekroczona granica w debacie publicznej tego, jak można skutecznie działać komunikacyjnie” – uważa przedstawicielka Propsy PR. „Nie mam wątpliwości, że protesty AGROunii to zaplanowane i często skuteczne działania wobec rządzących, nagłaśniające w sposób ciekawy i skuteczny problemy, z którymi mierzą się zrzeszeni z nimi rolnicy. Szacunek za to, że to robią, ale minus za formę, w jakiej działają” – ocenia.

Hanna Waśko, CEO i założycielka Big Picture, zwraca uwagę, że „cały sens demokracji i wolności słowa polega na tym, że możemy – po słusznej interwencji Otwartych Klatek – rozmawiać o tym, że zabijanie zwierząt i wykorzystywanie ich w celu wyrażenia swojej frustracji nie jest właściwe”. „Myślę, że w spokojnej rozmowie sami organizatorzy pewnie przyznaliby, że nie o lekceważenie zwierzęcia chodziło. Chodziło o coś innego, ten gest pokazuje dużą desperację protestujących środowisk” - zaznacza. „A tucznik jest symboliczny, jak głowa konia w Ojcu Chrzestnym” – dopowiada.

Waśko zwraca także uwagę na adresata protestów. „Najważniejsze jest jednak to, że protest nie jest adresowany w przestrzeń, do abstrakcyjnego rządu. Ten i inne protesty toczą się pod domem konkretnej osoby – teoretycznie szeregowego posła czy ministra, a realnie – osoby zarządzającej od lat jednosobowo państwem” – podkreśla. „Jestem wielką przeciwniczką naruszania przestrzeni prywatnej – protesty pod czyimkolwiek domem, czy był to dom Jarosława Kaczyńskiego, czy generała Jaruzelskiego, uważałam zawsze za przekroczenie granicy” – mówi. „Mamy jednak w Polsce do czynienia ze stanem wyjątkowym. To, że od wielu tygodni właśnie na Żoliborzu, pod konkretnym domem jednego człowieka, protestują tysiące czy dziesiątki tysięcy ludzi, wynika wprost z tego, że ten jeden człowiek wszedł do domu każdego z nas. Ten jeden człowiek chce decydować o tym, z kim Polacy śpią, czy Polki mają rodzić chore dzieci, co ludzie mają myśleć, czego mają się uczyć, kogo wymazać z historii i kto może, a kto nie, odwiedzić najbliższych na cmentarzu. Jarosław Kaczyński przekroczył prywatne granice 36 milionów Polaków. Trzeba się liczyć z reakcją. Kordony policji na żoliborskich ulicach pokazują, że on z tą reakcją się już liczy – tym razem trudno będzie o bezkarność. Kto sieje wiatr, zbiera burzę” – podsumowuje.

Opracowanie: Małgorzata Baran

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin