.

 

„Jeden z dziesięciu” czy żaden z nich? Eksperci komentują debatę prezydencką

dodano: 
06.05.2015
komentarzy: 
0

Janusz Palikot zaskoczył, pozostałym kandydatom zabrakło jednak mądrego przygotowania. Specjaliści ds. marketingu politycznego są zgodni, że wczorajsze wystąpienie trudno nazwać debatą - jako taka pozostała jedynie jako napis na podłodze. „Stamtąd się nie podniosła” - kwituje Adam Łaszyn, prezes Alert Media Communications.

Adam Łaszyn, prezes Alert Media Communications

Wtorkowa debata jako żywo przypominała inny program TVP – „Jeden z dziesięciu”. Nawet scenograficznie. Jednak w teleturnieju prowadzonym przez Tadeusza Sznuka uczestnicy przynajmniej odpowiadają na pytania. W telewizyjnej debacie tak nie było – kandydaci traktowali pytania prowadzącego jedynie jako pretekst do wygłaszania wcześniej przygotowanych formułek. Często te wypowiedzi przypominały lepiej lub gorzej przygotowaną recytację tekstu wykutego na pamięć. Z rzeczywistą debatą program ten niewiele więc miał wspólnego. Można powiedzieć, że debata jako taka pozostała jedynie jako napis na podłodze i stamtąd się nie podniosła. Widzieliśmy swego rodzaju folklor polityczny, menażerię mniej lub bardziej oryginalnych postaci stanowiących raczej ciekawostkę, niż poważne propozycje osób do kierowania państwem. W tym kontekście najbardziej na debacie stracił, w mojej opinii, Andrzej Duda, który stanął w tym samym szeregu z politycznymi dziwolągami i niespecjalnie się ponad ten żenujący poziom wyniósł. Nie wyróżnił się znacząco. A powinien. Dlatego sądzę, że dla wielu widzów tej raczej żenującej „debaty” końcowe wrażenie mogło sprowadzić się do prostej konstatacji – „Ani jeden z dziesięciu”.

Barbara Labudda, prezes agencji Synertime

Miałam wrażenie, że oglądamy uczniów pierwszej klasy gimnazjum, w pierwszym dniu roku szkolnego. Zachowywali się dokładnie tak, jak noworoczniacy –  przyszli na teren, którego nie znają, a co za tym idzie, nie mają pojęcia, jak się w nim poruszać. Co więc robią? Popisują się bezmyślnie i „odgrywają” role dorosłych. Choć bardzo się starają i chcieliby zabłysnąć, to efekt jest karykaturalny. Przed nimi zdecydowanie jeszcze kilka klas do przebrnięcia.

Spośród najważniejszych kandydatów pozytywnie zaskoczyli mnie Janusz Palikot i Magdalena Ogórek. Oboje wypadli powyżej oczekiwań, co nie zmienia faktu, że to jednak nie były występy na ocenę bardzo dobrą. Po prostu poprzeczka była nisko zawieszona… Palikot zaskoczył stosunkowo spokojnym usposobieniem, mimo powtarzanego słowa „konserwy”, jednak ogólnie zachowywał się przyzwoicie. Był w miarę opanowany, mówił spójnie, konsekwentnie realizował swoje komunikacyjne cele. Widać, że miał strategię – nie mówił „do wszystkich”, tylko do swoich wyborców, do konkretnych grup społecznych. Trzeba przyznać, że wyglądał jak prawdziwy polityk. Był dobrze i – co ważne – mądrze przygotowany. W przeciwieństwie do Magdaleny Ogórek. Ona przygotowywała się chyba dość dużo, ale nie był to czas wykorzystany efektywnie. Plusem, zaskakującym, było to, że jako jedna z niewielu starała się w ogóle odpowiadać na pytania i mówiła spójnie, składnie. To jednak za mało, by dobrze wypaść na debacie. Zabrakło – jak w przypadku pozostałych – doświadczenia, swobody i dorosłości. Pani Ogórek chciała pewnie wypaść ekspercko, a wyszło desperacko – jak prymuska z pierwszej ławki starająca się z całego swojego serduszka, by wypaść dobrze przed klasą i panem nauczyciellerem. Za każdym razem, gdy tak ładnie recytowała artykuły Konstytucji, czekałam tylko aż Krzysztof Ziemiec krzyknie „10 punktów dla Gryffindoru”! Bo pani Ogórek miejscami przypominała trochę Hermionę Granger (przyjaciółka Harrego Pottera). Ale tylko trochę. Hermiona to jednak postać, którą wszyscy wokoło traktowali poważnie.

Największe oczekiwania miałam co do Andrzeja Dudy i tutaj niestety był to „wykon” poniżej możliwości kandydata. Mam wrażenie, że przedstawiciel PIS tak bardzo chciał wypaść dobrze, że się po prostu… przetrenował. Ćwiczył, ćwiczył, aż się przećwiczył. W efekcie wiele było w nim sztuczności, bardzo mechanicznych i nienaturalnych gestów – jakby fonia szła zupełnie innym torem niż wizja. Wyszło słabo. Duda był po prostu mało wiarygodny. Komunikacja niewerbalna powinna wspierać treści – być ich wzmocnieniem, przekaźnikiem. W tym przypadku tak się nie stało. Jego mimika, ręce i ciało tańczyły do własnej melodii, narzuconej przez jakiegoś dyrygenta, który najprawdopodobniej przygotowywał kandydata podczas wielu godzin tzw. crash testów przed spotkaniem.

Debata często porównywana jest do teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Mnie bardziej kojarzyła się z telewizyjnym show „Mam Talent” – każdy uczestnik starał się pokazać, co tam umie ładnego i co sobie w domu przed lustrem z przyjaciółmi przećwiczył. Było trochę zaskoczeń, nieco dramy (Kukiz i Korwin), wystudiowanego ciepełka (Duda), atrakcji wizualnych (Ogórek), kilka niespotykanych na co dzień osobliwości, szczypta śmiechu i duuuuużo grania pod publiczkę. Tylko tytułowego talentu brak.

Wiesław Gałązka, redaktor, specjalista ds. marketingu politycznego

Trudno nazwać to debatą. Mieliśmy do czynienia raczej z przedstawieniem, któremu bliżej do sztuki cyrkowej. Obrażało ono inteligencję ludzi myślących. Bardzo słusznie, że prezydent Bronisław Komorowski nie uczestniczył w tym przedsięwzięciu. Myślę, że swoją postawą bardziej zyskał niż stracił, bo gdyby zrównał się z jakimiś egzotycznymi osobami, typu Grzegorz Braun, to ujmowałoby to splendorowi prezydenta RP. W tym całym zamieszaniu najlepiej na tle wszystkich wypadł Janusz Palikot. Andrzej Duda nie zaskoczył. Magdalena Ogórek była bardzo dobrze przygotowana, ale w jej wystąpieniu zabrakło żaru.

Można mieć trochę pretensji do mediów, że tak często nie pokazywały tych „egzotycznych kandydatów”. Przewijająca się przez Grzegorza Brauna chorobliwa antyżydowskość może być w tym momencie da do przemyślenia tym, którzy podpisywali się pod jego kandydaturą. Z wczorajszego żałosnego wystąpienia można wyciągnąć dwa wnioski. Po pierwsze: jeśli nawet mało rozumni kandydaci dostrzegają, że państwo ma kiepskie władze to nienajlepiej się w tym kraju dzieje. Co dopiero muszą odczuwać ludzie myślący. Drugi wniosek też jest smutny. 25 lat temu odzyskaliśmy niepodległość  i dzisiaj widać, że w znacznej części odzyskaliśmy też niepodległość od rozumu.

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin