Amplifying to skuteczna socjotechnika
Amplifierzy (kreatorzy opinii za pieniądze) robią coraz większą karierę w sieci. „Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele dyskusji w internecie, nie tylko na Facebooku, ale i w komentarzach na forach dyskusyjnych czy blogach, to forma reklamy” – czytamy w Polska Dziennik Zachodni.
Marketing szeptany coraz bardziej rozprzestrzenia się w sieci, jednak żadna firma nie przyzna się do zatrudnienia amplifiera. Dlaczego? „To szkodliwe i groźne zjawisko” – ocenia Szymon Sikorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations. Wyobraźmy sobie, że szukamy miejsca na wymarzony urlop. Przeglądamy opinie w internecie i natrafiamy na rekomendacje, które okazują się wymysłem amplifiera. Urlop okazuje się koszmarem i przepada zaufanie do portali społecznościowych – podaje przykład Sikorski.
Buzz marketing najbardziej rozpowszechnił się na Facebooku – czytamy w gazecie. Działania kreatorów opinii opierają się w szczególności na „zbieraniu znajomych, ludzi których w ogóle nie znam, i przez wykorzystanie opcji »Lubię to« polecam im dane produkty czy usługi” – opowiada Marek o swojej pracy (rozmówcy nie podają swoich nazwisk).
Zjawisko amplifyingu nie jest też obce politykom. „Jak to działa? Jeśli codziennie czytamy artykuły z komentarzami »X musi odejść«, »wszystkiemu jest winna polityka X«, to nawet jeśli nie mieliśmy na temat »Iksa« żadnej opinii, po czasie stwierdzimy, że skoro wszyscy go nie lubią, to coś w tym musi być. To socjotechnika” – zdradza Krzysztof, amplifier i PR-owiec. Jednak zdaniem Sikorskiego na świecie już przekonano się, że tworzenie fałszywych opinii nie przynosi zamierzonych skutków i „obecnie działania PR skłaniają się ku uczciwemu dialogowi między firmą a konsumentem”.
Pisanie na zamówienie jest opłacalne, chociaż informacje, że można na tym zarobić od 5 do 20 tys. zł (Gazeta Prawna, grudzień 2010) zdają się mocno przesadzone – podaje Polska Dziennik Zachodni. Za jeden wpis można dostać od kilku groszy do kilku złotych – twierdzi Alina Plata, autorka tekstu. (kg)