niedziela, 14 grudnia, 2025
Strona głównaAktualnościDyktatorzy też chcą mieć dobry wizerunek

Dyktatorzy też chcą mieć dobry wizerunek

Amerykańscy i brytyjscy PR-owcy nie gardzą ofertami składanymi nawet przez dyktatorów. I do tego nieźle zarabiają na światowych konfliktach zbrojnych. O agencjach, które nie boją się wojen i krwawych dyktatorów informuje magazyn Dziennika Gazety Prawnej.

Co łączy Ronalda Reagana, obu Bushów, prezydenta Somalii Mohameda Siada Barrego i dyktatora Filipin Ferdynanda Marcosa? Wszyscy oni korzystali z usług republikańskiego specjalisty ds. wizerunku Charlesa Blacka. Doświadczony amerykański PR-owiec Lanny Davies (uchodzący za przyjaciela rodziny Clintonów) współpracował natomiast z dyktatorem Gwinei Równikowej Teodoro Obiangiem.

Niezłym źródłem dochodów agencji okazują się wojny. Rendon Group na początku tego stulecia za 50 mln dolarów promowała działania zbrojne USA i wojnę z terroryzmem w 79 krajach.  Hill & Knowlton w trakcie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej pracował dla kuwejckiego rządu oraz w trakcie wojny na Bałkanach wspierał swoimi działaniami Bośniaków. Bardziej współczesnym przykładem jest natomiast sprawa Sahary Zachodniej, dążącego do niepodległości regionu oficjalnie należącego do Maroka. Otóż w latach 2007-2008 Algieria, wspierająca dążenia Sahary Zachodniej, wydała na agentów wpływu w Waszyngtonie 416 tys. dolarów. Ostatecznie jednak Kongres USA opowiedział się tylko za autonomią, a nie niepodległością regionu – bo Maroko na PR-owców wydało całe 3,5 mln dolarów. (ks)

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj