Dziennikarze Gazety Wyborczej krytykują agencję PR

dodano: 
14.03.2011
komentarzy: 
3

„Agencja PR zatrudniana jest (tak nam się zdaje) m.in. po to, by dbać o wizerunek klubu. Sylwester Cacek, właściciel Widzewa, chyba marnuje swoje pieniądze” – piszą dziennikarze Gazety Wyborczej o współpracy Widzewa z agencją Practum. Powód? Sposób, w jaki prezes klubu odpowiada na pytania Wyborczej.

Practum współpracuje z Widzewem od dwóch lat, a współpraca ta obejmuje pełną obsługę PR-owską. Agencja ta uczestniczyła także w przygotowaniu obecnego regulaminu przyznawania akredytacji prasowych, które de facto określa politykę informacyjną Widzewa. Wynika z niego, że w kontaktach z dziennikarzami pośredniczy biuro prasowe, w skład którego wchodzi rzecznik Widzewa oraz agencja Practum. Aranżuje ono wywiady z przedstawicielami klubu oraz przekazuje ich odpowiedzi na pytania przesyłane przez dziennikarzy.

Taką też drogą swoje pytania kierowali dziennikarze Gazety Wyborczej, zajmujący się łódzkim sportem. Na szczegółowe pytania dotyczące kwestii dzierżawy stadionu Widzewa czy pozwolenia na rozgrywanie tam meczów Ekstraklasy prezes klubu Marcin Animucki udzielił jednozdaniowych odpowiedzi. W końcu dziennikarze - Damian Bąbol, Jarosław Bińczyk, Szymon Bujalski, Bartłomiej Derdzikowski swoje pytania opublikowali na łamach Wyborczej w tekście zatytułowanym „Widzew i dziennikarze. O co w końcu działaczom chodzi?”. Zasugerowali oni, że klub marnuje pieniądze na usługi agencji, która ma dbać o wizerunek klubu.

Jak zaznacza Kinga Szkutnik, dyrektor zarządzająca agencji Practum, sposób komunikowania się z dziennikarzami jest normalną praktyką stosowaną „przez większość firm posiadających służby PR, która nie budzi zdziwienia np. wśród dziennikarzy biznesowych czy branżowych”. Czemu klub, we współpracy z jej agencją postanowił wprowadzić taki model komunikacji z mediami?

Według Szkutnik zdarzały się sytuacje, gdy dziennikarze publikowali teksty „jednostronne” i „niezgodne z prawdą”, lub „uznawali, że jeśli próbowali dodzwonić się do prezesa, który akurat nie odebrał telefonu, jest to wystarczające dochowanie obowiązku weryfikowania danych”. Dodatkowo przedstawiciele klubu nie zawsze mają czas na bieżące udzielanie informacji, stąd rola rzecznika i agencji, odbierających wszystkie pytania skierowane do przedstawicieli Widzewa.

Z  regulaminu przyznawania akredytacji wynika także, że dziennikarze nie przestrzegający wedle klubu wymogu rzetelności lub nierespektujący przepisów prawa prasowego mogą utracić swoje akredytacje. Klub może je również cofnąć bez podania przyczyny. „Swoją drogą ciekawe, czy na Białorusi na to wpadli?” – komentują dziennikarze Gazety Wyborczej. (ks)

Artykuł w Gazecie Wyborczej

komentarzy:
3

Komentarze

(3)
Dodaj komentarz
22.03.2011
22:50:09
ol
(22.03.2011 22:50:09)
jeśli rolą agencji jest poprzez swoje działania (o ile właściciel bierze je pod uwagę) ośmieszania klienta to fakt agencja spełniła swoje zadanie. Patrząc z Łodzi na arogancję i nieudolność ludzi zarządzających to dziwne że redakcja tak długo głośno nie reagowała na działania niszczące wizerunek Klubu. I tylko marki Klubu i kibiców żal...
14.03.2011
16:22:25
MR
(14.03.2011 16:22:25)
W mojej opinii tekst GW jest tylko nieudolną próbą przeforsowania własnego punktu widzenia "na wyrwę". TO swego rodzaju szantaż medialny, któremu ani agencja ani klub nie powinny się poddać. Jak mówi stare powiedzenie - koń nie powinien wypowiadać się o smaku kabanowa. Dziennikarze gazety będącej w konflikcie z klubem wyglądają śmiesznie doradzając klubowi zmianę agencję. Jak widać bowiem na załączonym przykładzie - agencja spełniła swoje zadanie i uchroniła klub przed publikacją nieprawdziwych informacji. Grtauluję.
14.03.2011
12:55:30
grv
(14.03.2011 12:55:30)
uznawali, że jeśli próbowali dodzwonić się do prezesa, który akurat nie odebrał telefonu, jest to wystarczające dochowanie obowiązku weryfikowania danych”. - przecież to norma 90% dziennikarzy tak robi..
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin