Górecki: o Łukaszu, farmach fanów i slacktivismie

dodano: 
17.01.2014
komentarzy: 
0

Dziś dzień emocji. Całkiem sporych. W sumie niby dużo się nie wydarzyło, ale… Postaram się krótko i na temat. Po to, by sporo osób to przeczytało i może coś z całej sprawy zostało w ludziach.

Wstęp

Łukasz Berezak. Ciężko chory chłopiec, który zawładnął naszymi sercami podczas finału WOŚP – ma 10 lat, lekarze nie dają mu dużych szans na przeżycie, a on pomimo to zbiera pieniądze by pomóc innym. Mega, naprawdę mega.

Wokół całej sprawy zamieszanie. Otóż na Facebooku powstał fanpage „Bijemy rekord dla Łukasza”, który zaczął notować olbrzymie przyrosty – dziś jest czwartek [16.01.14 - przyp. red.], a tam jest ponad 800 tysięcy fanów – to ścisła czołówka, jeśli chodzi o ilość fanów w Polsce. I w tym momencie Facebook dzieli się na dwa obozy.

Obóz pierwszy to ludzie, którzy to klikają i lajkują. Pewnie z potrzeby serca. Może z potrzeby czynienia dobra. Może z jakiejkolwiek innej – trudno mi to teraz ocenić.

Obóz drugi na różne sposoby to krytykuje. Dlaczego? Bo to najprawdopodobniej nieoficjalny fanpage Łukasza. Kilka lat temu powiedziałbym, że to nic takiego, ktoś założył to spontanicznie i tyle. Dziś osoby obeznane w sprawach Facebooka podejrzewają, że to tak zwana „farma fanów”, czyli fanpage, na którym zbiera się fanów, aby później ich sprzedać. Za kilka czy kilkanaście tysięcy. Po co? Aby ktoś, kto to kupi mógł puszczać tam reklamy. Robią to agencje reklamowe (coraz mniej całe szczęście) oraz właściciele różnych serwisów „kwejkopodobnych” – po to, by kierować tam ruch.

Gdzie leży prawda? Nie wiadomo. Bo nigdy nie ma pewności, kto założył taką stronę. Ale są emocje. Ci pierwsi mogliby pomyśleć, zanim klikną, ci drudzy czasem są zbyt surowi w ocenie tych pierwszych. Koniecznie chcą pokazać, że są lepsi, bardziej świadomi. I tak źle, i tak niedobrze.

Rozwinięcie

Dziś niektórzy obwołują mnie bohaterem. To trochę śmieszne, ale rozumiem, że to pod wpływem emocji. Zrobiłem jedno – zobaczyłem, że jest prawdziwy fanpage Łukasza podesłany przez znajomego, podjąłem próbę skontaktowania się z jego administratorami i dotarłem prawie do źródła – ojca chłopaka, który udziela się na jednym z for dyskusyjnych. Następnie postanowiłem wykorzystać swoje znajomości z czasów pracy w agencji zajmującej się m. in. social mediami i odezwałem się do Karola Karpińskiego, który pracuje w Facebooku w Dublinie. Udało się rozpocząć proces migracji fanów z nieoficjalnego na oficjalny.

https://www.facebook.com/LukaszBerezakSzczecin

To proces trudny i skomplikowany – szczególnie organizacyjnie, fejs nie chce podejmować pochopnych decyzji, ma też wielu pracowników podejmujących decyzje. Fakt jest taki, że z tego co wiem „sprawa jest w toku”. A na oficjalnym fanpage'u przyrasta bardzo dużo fanów – dość szybko.

Dobra, to tyle opisu. A teraz – miało być krótko – trochę wniosków.

1. Drodzy użytkownicy Facebooka

Nie klikajcie we wszystko, co się rusza. Pomyślcie. Wiem, że to wołanie na puszczy, ale może do kogoś trafię. To nie jest tak, że lajeczki komuś coś dadzą. Spotykałem się z twierdzeniem „może nieoficjalny, ale jak Łukasz to zobaczy to się uśmiechnie”. No błagam. Umierający chłopak nie potrzebuje lajków na czyimś koncie na fejsie, serio. Lajki nic mu nie dadzą, a poza tym jeśli ktoś ma na tym zbić kasę, to chyba słabo się do tego przykładać. Słowem – patrz w co klikasz.

2. Droga branżuniu oraz inni „świadomi”!

Fajnie, że jesteś świadoma, ucz ludzi, edukuj, ale nie lżyj ich i nie wywyższaj się. Owszem, ludzie czasem głupio klikają, mnie też krew zalewała, gdy widziałem słynne fanpage o „iphone’ach bez folii”, ale w przypadku tego typu inicjatyw ludzie po prostu robią to emocjonalnie. Nie musicie z nich szydzić czy pisać, że są idiotami :)

3. Czy „farmy” są złe?

Jeśli służą do robienia ludzi w balona, to tak. To znaczy jeśli później ktoś je sprzedaje albo wrzuca tam reklamy. Szczególnie jeśli wykorzystuje to czyjeś nieszczęście, takie jak to. Zobacz – po takiej akcji zawsze powstaje ich mnóstwo. Część pewnie z potrzeby serca, część dla zabawy, jeszcze inne dla kasy. I to brzydzi mnie najbardziej.

Ja sam założyłem w swoim życiu sporo różnych fanpage’ów dla zabawy, to był taki konkurs na fajniejszą nazwę. Jeden nawet sprzedałem, bo nie wierzyłem, że ktoś na serio może to kupić. Tak, możecie mnie teraz biczować. Nie, nie było to nic związanego z dobroczynnością, to fanpage „nie lubię poniedziałków”, który teraz przez to, że wrzucane są tam ciągle linki – umarł. Nie chcę osądzać czy zakładanie takich śmiesznych stron i sprzedawanie ich jest moralne, ja osobiście stawiam granicę wtedy, gdy chodzi o sprawy dobroczynne albo inne ludzkie nieszczęścia.

Co zrobić, gdy masz taki fanpage i on rzeczywiście urośnie, a dotyczy on jakiejś osoby oficjalnej? Przekazać go. Ja swego czasu impulsywnie założyłem fanpage Zimocha – uwielbiam go, jak pewnie większość z was. W pewnym momencie oddałem go oficjalnemu managerowi Zimocha, został on połączony z oficjalnym. Warto tak zrobić, serio. W szczególności, że tu chodzi o czyjeś życie…

4. Czy lajki pomagają?

To długa dyskusja a miało być krótko. Miałem przyjemność być panelistą na konferencji NowGoOnline o pomaganiu w internecie, organizowanej przez WOŚP. Rozmawialiśmy o tym długo i namiętnie i moje zdanie jest takie:

- To dobrze, że ludzie się interesują, lajkują, szerują – robi się o czymś głośno, robi się zasięg, bez tego pewnie byłoby ciężej.

- Ale ty ze swojej perspektywy zastanów się, czy to wszystko, na co cię stać. Sam lajk nie pomoże. On jest po to, by dotrzeć do tych osób, które naprawdę coś zrobią. Pomogą finansowo. Wpłacą, nawet 10 zł. To niedużo. Oddadzą 1%. Ludzie, pomagajmy, dzisiaj można robić to przez net! Fajnie, że jesteś „nośnikiem” informacji, że mówisz o czymś. Ale niech to nie zaspokaja twoich potrzeb, niech to nie uspokaja twojego sumienia, bo to trochę za mało.

Polubmy więc oficjalny fanpage Łukasza, ale przede wszystkim wpłaćcie. Tu albo gdzie indziej. Jest Siepomaga, są inne fundacje, jest tego pełno. Zazwyczaj zamykamy oczy, zapominamy, najwyżej zaszerujemy coś na fejsbuniu. Zróbcie coś więcej, a może nawet zaangażujcie się gdzieś w NGO. To oprócz tego wymiaru pomoże bardzo WAM, o czym pisałem już na blogu.

Słowem: Wyjdź w świat, pomyśl, pomóż, czyli działaj. Oh wait, gdzieś już to słyszałem :) Ciągle to we mnie żyje…

P.S. I błagam, błagam. Cieszę się, że mnie doceniacie. Ale ja po prostu napisałem do znajomego z biura Facebooka. Zrobiłem w swoim życiu wiele ciekawszych rzeczy, które zasługują na takie słowa. Chociaż w sumie to inni ludzie robią je naprawdę cały czas. Nie chcę być „bohaterem przy klawiaturze”. Kumam, że są w was emocje, ale proszę, zastanówcie się :)

P.S.S. Jeszcze raz – nie jestem pewien czy to jest farma. Gość właśnie wrzuca link do tej właściwiej strony. Może się zastanowił, może od początku działał w dobrej wierze. Nie wiemy tego. Sam tak to nazwałem odruchowo, nie będac pewnym. Ech, dzisiaj to takie normalne, szybko działamy, wszystko dzieje się szybko.

Najważniejsze jest to, żeby Małemu pomóc jakoś. Wierzę, że się da!

Tekst ukazał się na blogu Michała Góreckiego, michal-gorecki.pl


Michał Górecki jest wykładowcą Akademii PRoto - www.akademiaproto.pl

Zapoznaj sie z modułem kursu internetowego dla PR-owców:

Social media w komunikacji firmy

Prowadzi: Michał Górecki

Akademia PRoto to projekt szkoleniowy portalu PRoto.pl. Naszym celem jest umożliwienie dostępu do praktycznej wiedzy z zakresu public relations wszystkim osobom, które mają potrzebę wzbogacenia swoich kompetencji zawodowych.

W ramach Akademii PRoto mogą Państwo, w dowolnym czasie i miejscu, skorzystać z pełnego kursu on-line, albo wybrać jego pojedyncze moduły lub pakiety tematyczne – zapoznaj się z kursem internetowym.

Swoją wiedzę z PR-u można poszerzać w trakcie jedno- i dwudniowych warsztatów i szkoleń otwartych, których kilka organizujemy w każdym miesiącu – zobacz najbliższe terminy szkoleń.

W ofercie Akademii mamy także szkolenia "szyte na miarę" – poznaj nasze szkolenia wewnętrzne

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin