Erę rzeczników-showmanów w polskich mediach rozpoczęli z impetem Marcin Gruszka (Play) i Wojciech Jabczyński (Orange). „Dodajemy internetowi i rynkowi telekomunikacyjnemu trochę pieprzu” – tłumaczą na łamach dziennika. Ale eksperci są podzieleni. Jedni przestrzegają: „nie można być jednocześnie błaznem i królem”, inni chwalą za „koloryt”.
Ich spory i przepychanki słowne w sieci śledzi wielu. Ale mało kto wie, że znają się od niemal ośmiu lat, bo wcześniej… pracowali razem w Orange’u. Jak mówią, robią ciekawszy PR. „Bycie rzecznikiem w stylu »czekam na pytania, odpowiadam i koniec« to już dla mnie odległa historia. Dzięki blogowi i social mediom mamy możliwość wypowiedzieć się na każdy temat i w takiej formie, w jakiej chcemy. Wcześniej było tak, że tworzyliśmy w pocie czoła komunikat prasowy, a dziennikarz brał z tego jedno zdanie i tyle było naszego głosu” – wspomina Wojciech Jabczyński. W jego przypadku założenie bloga i bardziej nieformalny sposób rzecznikowania miały pokazać, że Telekomunikacja Polska (właściciel Orange’a) ma też ludzką twarz. Z Marcinem Gruszką było podobno inaczej. „Gdy zaczynałem pracę w 2007 roku, powiedziano mi jasno, że jesteśmy w sytuacji trudnej, bo startujemy od zera, inni z nas żartują, mamy zdecydowanie mniejszy budżet. Odparłem, że w takim razie muszę zastosować niestandardowe narzędzia, żeby się przebić. I tak powstał pierwszy blog rzecznika w branży telco” – chwali się. Obaj podkreślają, że promowanie ich jako twarzy marki nie jest narzuconą strategią,, lecz „naturalnym efektem stylu pracy”.
Prof. Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, nie pochwala takiego podejścia. Przypomina, że funkcją rzecznika ma być informowanie, a nie zabawianie i dbałość o PR. „Typowy rzecznik to człowiek smutny i nudny, bez krztyny polotu, mówiący ogólnikami (»nie wyklucza się«, »być może«, »w niedalekiej przyszłości«), ale taki właśnie ma być rzecznik. Nie można być jednocześnie królem i błaznem” – mówi prof. Godzic. I dodaje, że Gruszka i Jabczyński do tego stopnia naciskają na zbyt lekką komunikację, że następnym razem, gdy rzeczywiście będzie trzeba powiedzieć coś poważnego, to skojarzymy ich wystąpienie z czymś niepoważnym i im nie uwierzymy. „Oni żyją w snopie światła odbitego od wielkich, poważnych firm, czyli powinni wybrać jednak garnitur, a nie T-shirt i krótkie spodenki. Ktoś ich zobaczy, zaśmieje się, ale za chwilę pomyśli: »Zaraz, przecież ja mam pieniądze w tej firmie, a oni są niepoważni, to ryzykowne«” – zwraca uwagę profesor. Innego zdania jest Witold Tomaszewski z Telepolis.pl: „A mnie się to podoba, oni dodają kolorytu i sprawiają, że to właśnie o Play’u i Orange’u co chwilę jest głośno. Co ciekawe, zarówno Gruszka, jak i Jabczyński, mimo sporej dowolności w komunikacji, jaką prowadza w imieniu swoich firm, zaznaczają, że przede wszystkim liczy się informacja, a nie szum. Bywa jednak, że pewne akcje „odbijają im się czkawką”. Tak było np. ze sprawą Virgin Mobile. Gruszka opublikował na Facebooku link do artykułu ze zrzutem ekranu z rozmowy mailowej dwóch pracowników Virgin. Jeden z nich nazwał tam klienta „cieciem” – czytamy w Gazecie. W odpowiedzi ktoś wrzucił obrazek ze skrzynki mailowej Marcina Gruszki z jego rzekomym mailem: „Zróbmy syf dziewicom. Wrzuciłem tego fejka na Fejsa, dzieje się, dzieje;) Jedziemy, szmaciorzy!”. Gruszka do dziś przekonuje, że to „fałszywka”. (es)


