Viral może być marketingową żyłą złota. Jednak stworzenie takiej treści, która zawładnie umysłami odbiorców i w ekspresowym tempie się rozprzestrzeni, jest „wyższą szkołą komunikacyjnej jazdy” – czytamy w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej. Sztuka ta z pewnością udała się agencji, która wypromowała „Hardkorowego Koksa”.
Filmiki z kulturystą Robertem Burneiką stały się przebojem wśród polskich internautów. Dzięki nim każdy Polak wie, że „aby rosnąć” trzeba „jeść stejki a nie kanapieczki” i że na siłowni „nie ma lipy”. Nie każdy natomiast zdaje sobie sprawę, że za popularnością litewskiego kulturysty polskiego pochodzenia stoi agencja interaktywna Chariot. „Hardkorowy Koksu” promuje bowiem suplementy diety firmy Revange, która dzięki tej kampanii ma świetne wyniki sprzedaży, a w 2009 roku jeszcze nie funkcjonowała na polskim rynku.
Marketing wirusowy może być „potężnym narzędziem w rękach marketerów oraz agencji reklamowych i PR” – zaznacza w gazecie Justyna Bandoła z Vanguard PR. Jednocześnie ostrzega, że stworzenie dobrego mema, czyli zdatnej na powielanie idei czy informacji, jest „promocyjnym Świętym Graalem”. Znaleźć go próbował m. in. Media Markt, angażując internetowych dziwaków Gracjana i Rolada. Kampania ta przeszła jednak bez echa. (ks)