Łaszyn: to nie jest artykuł o faktach, tylko o plotkach
Zarzuty co do rzetelności dziennikarskiej można postawić niemal co do każdego akapitu tego artykułu. Artykuł oparty jest na anonimowych informatorach, ilustrujący nieokreślone firmy, z bohaterami w postaci niezidentyfikowanych prezesów. Czy redakcja „Parkietu” np. sprawdziła choć jeden z faktów przedstawionych w artykule? Nawet jeśli to zrobiła, o tym nie wspomina. A powinna. Bo formułuje poważne oskarżenia wobec branży. Bo wymaga tego elementarna rzetelność dziennikarska.
Bez takiej weryfikacji to nie jest to artykuł o faktach, a o plotkach. To co najwyżej mało wiarygodny spis wyznań jakichś sfrustrowanych PR-owców, którzy dotąd nie zdążyli się zorientować na czym polega ten zawód. I w tym kontekście „Parkiet” plasuje się tu wśród pism …plotkarskich, które leżą daleko, oj bardzo daleko, od półki z takimi tytułami, jak „Financial Times”.
Nazywanie przedstawionych w artykule treści „braniem pod lupę” i „rozkładaniem na czynniki pierwsze” agencji PR to jakiś ponury żart i stroszenie cieniutkich piórek na skarpie za stodołą, gdzie wiadomo, co się wywozi. Świadczy raczej o rozkładzie dziennikarskiej solidności, która powinna polegać na tłumaczeniu i ilustrowaniu rzeczywistości, a nie na kreowaniu jej fałszywego obrazu. O tym, że pokazane w artykule „czynniki pierwsze” nie są bowiem ani reprezentatywne, ani nawet częściowo ilustrujące jakiś istotny obraz rzeczywistości IR, wie bowiem każda agencja pracująca przy giełdzie. Jak i o tym, że robienie takich rzeczy i branie za to pieniędzy oznaczałoby wykluczenie z branży PR, ostracyzm i śmierć wizerunkową.
I trudno tu nawet piętnować samą panią autor artykułu, który tyle mówi o rzeczywistości agencji PR, co Big Brother o relacjach międzyludzkich. To przede wszystkim powinien być obszar wstydu dla redaktorów, którzy takie buble akceptują i puszczają do publikacji. A takie teksty, niestety, są coraz częstsze w tytułach, które jeszcze niedawno uchodziły za poważne. Choćby ów słynny trotyl w Tupolewie opisany w „Rzeczpospolitej”.
Mnie ten artykuł bardzo smuci a nawet bulwersuje. Ale nie jako PR-owca, bo nawet gdyby przedstawione historie były rzeczywistymi, to i tak jestem spokojny. Takie praktyki nie są wszak dla naszej branży ani trochę reprezentatywne. I nie są przez branże akceptowane, o czym świadczy choćby wczorajsze stanowisko ZFPR, czy inne komentarze publikowane przez PRoto. Mnie ten artykuł szczerze smuci jako byłego dziennikarza i konsumenta mediów. Jest bowiem dla obecnego warsztatu dziennikarskiego właściwie już reprezentatywny. I taki poziom dziennikarstwa, pracy redaktorów – jak widać to wokół - jest przez ową branżę akceptowany. Rozszerza się. I jakże się tym nie smucić?
Adam Łaszyn, prezes Alert Media Communications
Czytaj także
Staniszewski: publikacja Parkietu mną nie wstrząsnęła
Ewa Mittelstaedt: opisane przypadki są raczej marginalne
Paweł Trochimiuk: tego typu praktyki są nie do pomyślenia
Czechowski: artykuł z Parkietu najwięcej mówi o kondycji dziennikarstwa
Dorota Zmarzlak: każda profesja ma swoje czarne owce