Na łamach najnowszego numeru Tygodnika Powszechnego Rafał Szymczak zastanawia się, na ile marketing polityczny, rozumiany jako budowanie wizerunku politycznego niezgodnego z rzeczywistością, jest kluczem do osiągnięcia sukcesu. Z zasad marketingu politycznego opartego głównie na manipulacji wynika, że aby wygrać wybory, trzeba by przekonać, a więc oszukać, większość. Rzecz jednak w tym, że wyborcy nie lubią być okłamywani w ważnych sprawach, a od przywódców oczekuje się odwagi, a nie krętactwa.
Dlatego Szymczak stawia tezę, że jest mało prawdopodobne, by wygrał kandydat o cechach i programie dalekim od oczekiwań większości wyborców. Możliwe jest natomiast, że kandydat uczciwy, kompetentny i zamierzający realizować działania dla wyborców korzystne – wybory przegra. A to dlatego, że społeczeństwo nie głosuje na kandydata idealnie spełniającego oczekiwania, tylko na „wystarczająco dobrego” i lepszego od innych, swoje oczekiwania porównuje z wiedzą o innych kandydatach. Wyborcy rezygnują z głosowania dopiero wtedy, gdy o żadnym z kandydatów nie są w stanie powiedzieć, że jest „wystarczająco dobry”. I tak według autora artykułu powstaje przestrzeń dla marketingu w polityce. Stawia się przede wszystkim na doświadczenie i praktykę : „im ktoś dłużej działa na scenie politycznej, tym mniej prawdopodobne jest, że udało mu się wprowadzić opinię publiczną w błąd co do swoich poglądów, kompetencji czy predyspozycji. A, by użyć uroczego bon motu sekretarza obrony USA Donalda Rumsfelda, »znane niewiadome są lepsze niż niewiadome nieznane«”.


