wtorek, 16 grudnia, 2025
Strona głównaAktualnościOchrona reputacji=kaganiec na internautów

Ochrona reputacji=kaganiec na internautów

Firmy coraz częściej chronią wizerunek przy użyciu knebla blokującego w sieci negatywne na jej temat opinie. „To prawdziwa wunderwaffe” – czytamy w Newsweeku. Autorzy krytyki muszą zbierać całą dokumentację dowodów, by w sądzie nie skończyć z wyrokiem z naruszenie dóbr osobistych.

Sprzedawcy zaczęli bać się o swoje zyski i walczyć o dobrą reputację, zamykając usta tym, którzy ośmielą się je krytykować np. na różnego rodzaju stronach internetowych. Według ustawy – jak czytamy w tygodniku – administrator takiego serwisu nie odpowiada za wpisy innych internautów, „jeśli nie wiedział, że są nieprawdziwe czy krzywdzące” lub w przypadku, gdy po wiarygodnym zawiadomieniu, usunął negatywną opinię ze strony.  Przepisy dają jednak właścicielom tego typu portali tylko „względne bezpieczeństwo”.

Założyciel Dodajoszusta.pl, „ogólnopolskiej ściany płaczu ludzi poszkodowanych przez komisy samochodowe, firmy budowlane i finansowe”, po każdym ostrzeżeniu, że ocena internauty jest niesprawiedliwa, musi czasowo usunąć wpis. Przywraca go dopiero wówczas, gdy przedstawi wyrok sądu potwierdzający winę opisanej firmy. Portal odwiedza codziennie 3-4 tysiące osób i do tej pory nie grożono mu żadnym procesem. Mniej szczęścia miał jeden z lokalnych tarnowskich portali. Tuż przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi internauta zamieścił wpis obrażający prezydenta. Właściciel portalu szybko go usunął, jednak mleko się rozlało i sądy ( w tym sąd apelacyjny) uznały jego winę, bo „nie zdążył zapobiec publikacji obraźliwych treści”. Jak podkreśla Piotr Waglowski, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet, „właściciel strony internetowej, na której ktoś obsmarował dostawcę telewizji kablowej, może odpowiadać prawnie także za niezawinione przez siebie zdarzenia” oraz za szkody, które wyrządzi wpisem internauta.

Jak tego uniknąć? „Zawsze trzymać się faktów i unikać emocji” – radzi publicysta Newsweeka, Radosław Omachel. „Najlepiej, jeśli możemy zdarzenie udokumentować: zrobimy zdjęcie, znajdziemy świadka” – dodaje Waglowski. Bez tego możemy skończyć w sądzie z wyrokiem za naruszenie dóbr osobistych, bo firmy walczą o swoje w sposób „bezceremonialny”. Zdarza się nawet, że proszą o usunięcie szkalujących je wpisów sprzed dwóch lat, bo przy nasilającej się konkurencji „utrzymanie klientów decyduje o przetrwaniu firmy na rynku”. (es)

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj