Pospieszalski, Wildstein, Ziemkiewicz... potrzebują agencji PR?
Solidarni 2010 zorganizowali niedawno konferencję nt. zagrożonej wolności słowa. Było chwytliwe hasło i sugestywny plakat z zaklejonymi taśmą ustami. Jednak debata nie spotkała się z zainteresowaniem mediów, bo organizatorzy polegli komunikacyjnie. „Jeśli chcą zmienić sposób postrzegania ich przez innych, powinni zatrudnić dobrą agencję PR” – komentuje Sebastian Hejnowski na łamach Press.
Złe dziennikarstwo, forsowanie poglądów, łamanie zasad rzemiosła z jednej strony, a z drugiej zamach na demokrację. Takie mieszane nastroje pozostawiła po sobie konferencja. Mało kto jednak chce o tym mówić – informuje Press. Jan Pospieszalski, Bronisław Wildstein, Joanna Lichocka, Katarzyna Hejke, Rafał Ziemkiewicz i inni zostali także tym razem solidarnie pominięci.
„Zimą o 18 jest już ciemno, a podczas deszczu ze śniegiem trudno zrobić dobre zdjęcia. Gazety zamykają już część kolumn, a telewizje montują wydania serwisów” – spuentował Sebastian Hejnowski. Do tego dochodzi niefortunna data, bo tego samego dnia MAK zaprezentował swój raport, więc każde inne wydarzenie skazane było na zlekceważenie. Dla Zbigniewa Bajki, medioznawcy z UJ, brak zainteresowania konferencją ze strony mediów głównego nurtu to ich „akceptacja dla decyzji władz telewizji o usunięciu programów z tezą”. Marek Wróbel, prezes Neuron Agencja PR, z kolei tłumaczy, że wielu kolegów po fachu ma w oczach „wdrukowany obraz dziennikarza prawicowego jako oszołoma”, dlatego dotyczące ich tematy są odrzucane. Inni zwracają uwagę na rozmyty komunikat i nieprzyjazny język - mówiono o wysyłaniu dziennikarzy do „getta redakcji katolickiej” i „stygmatyzowaniu” tych krytycznych wobec PO. Zaszkodzić miał też radykalizm polityczny – „konsekwencją ekstremizmu jest pominiecie”. Choć niektórzy są zdania, że organizatorzy konferencji reprezentują poglądy części społeczeństwa i z tego powodu nie powinni być „wyrugowani” z debaty publicznej, to przyznają, że mają oni tendencję do używania zbyt wielkich słów. „Są bombastyczni. Od byle czego krew się w nich burzy, a suwerenność państwa jest zagrożona” – dodaje Wróbel.
Dariusz Tworzyło z PSPR – jak czytamy w Press – uważa, że w Polsce nie mamy problemu z wolnością słowa, tylko z upolitycznieniem, do którego się przyzwyczailiśmy, dlatego mało kto na to reaguje. Sebastian Hajnowski z Ciszewski Marketing Group radzi odrzuconym dziennikarzom, że jeśli chcą zmienić sposób postrzegania ich przez innych, powinni zatrudnić dobrą agencję PR. Zastrzega jednak, że sukces wymagałby woli współpracy i zmian po stronie zleceniodawcy. (es)