Najlepiej uczyć się od praktyków. Problem w tym, że oni rzadko znajdują czas, aby uczyć innych, więc na ich miejsce wskakują ludzie, którzy dotychczas obserwowali ich pracę. I to właśnie wiedza zaobserwowana, a nie przećwiczona, dziś sprzedaje się najczęściej – i z przykrością stwierdzam – najlepiej.
Zauważyłem, że nastał złoty wiek dla postrzegaczy rynku. Postrzegacze czerpią swoją moc z podpatrywania rzeczywistości, odczytywania i obserwowania pewnych procesów – po to aby potem dzielić się swoimi spostrzeżeniami z rynkiem. Za pieniądze. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że psują rynek.
Bo to trochę tak, jakby banda oszołomów, obserwując, co Prometeusz robi z ogniem, zaczęła sprzedawać ludziom podpatrzony know-how. Pal licho, jeśli powtórzą to, co zobaczyli. Problem w tym, że postrzegacze często sami, czysto teoretycznie wymyślają jego nowe zastosowania!
„Masz ciemno w jaskini? – użyj ognia, on ci pomoże!,
„boisz się wilków w nocy? – użyj ognia, on ci pomoże!”,
„żona Cię opuściła? – użyj ognia, on ci pomoże!,
„masz łupież na włosach? – użyj ognia, on ci pomoże!”
… i tak mamy prawie klasyczny przykłada ucznia, który przerasta mistrza.
Prawie, bo uczeń to za dużo powiedziane. Cechą postrzegaczy nie jest przecież nauka – tylko podpatrywanie. A przecież wiedza – i to ta praktyczna – nie jest wirusem i nie rozchodzi się drogą kropelkową.
Bo jeśli ktoś chce być ekspertem, to znaczy, że nie tylko ma wiedzę, ale jeszcze ją sprawdził w praktyce i zamienił ją na efekty. Taka definicja eksperta w moich oczach pozycjonuje np. Jerzego Dudka jako mistrza od team buildingu, a Szymona Majewskiego jako mentora od determinacji. I nie ma takiej szansy, aby ktoś stał się mistrzem od team builingu po przeczytaniu książki Jurka czy coachingował z wytrzymałości po analizie 20-letniej współpracy Szymona z mediami.
Wchodzę na strony poświęcone szkoleniom, przeglądam artykuły. Widzę tytuły, kampanie, marki, dla których ktoś pracował. Ludzie, których znam i których cenię, niekiedy jawią się tam jako eksperci w tematach, z którymi nigdy nie mieli nic wspólnego! Rozumiem, że ktoś pracował z firmie, w czasie, kiedy ona przechodziła transformację, ale czy to czyni osobę eksperta od transformacji?
Darzę ludzi wielkim szacunkiem. Ale na litość boską – nie wolno tak ściemniać! Jeśli ktoś pisze świetne teksty – niech uczy pisania świetnych tekstów. Nie róbmy z siebie speców od Facebooków, sprzedaży czy strategii marek, jeśli tego nie robiliśmy, a tylko obserwowaliśmy proces. For God’s sake – przecież tu nie chodzi o nas, kochani „eksperci”– tylko o rynek i ludzi, którzy za to płacą??? Chodzi o wiedzę, za którą bierzemy odpowiedzialność, za to, co komu w głowie po nas zostanie!
Trwa Wielki Post.
I na ten czas mam prośbę do wszystkich ekspertów.
Starajmy się żyć w prawdzie. I dzielmy się z innymi tym, w czym jesteśmy najlepsi.
Może uszczupli to rynek świadczeń eksperckich.
Ale jakże dobrze będziemy się czuć, kiedy korzystając z jakiegoś szkolenia, wyjdziemy z niego faktycznie zainspirowani.
Jakub Marczyński, dyrektor kreatywny, Stowarzyszenie WIOSNA, partner kreatywny w agencji 4 o’clock