PRoto zapytało przedstawicieli władz miasta Warszawy o trwającą właśnie kampanię społeczną Psie sprawy Warszawy. Na pytania odpowiada Agnieszka Kłąb z biura prasowego UM Warszawa.
Redakcja: Psie sprawy Warszawy to kolejna edycja kampanii ekologicznej warszawskiego magistratu, zachęcająca właścicieli psów do sprzątania po nich w miejscach publicznych. W jaki sposób tym razem próbują Państwo apelować do sumień Warszawiaków?
Agnieszka Kłąb: To już czwarta odsłona kampanii. Prowadzimy ją wielotorowo na terenie całego miasta. Oś kampanii stanowi 30-sekundowa reklama telewizyjna „Kupa psów łamie prawo” oraz bilbordy. W spocie psy występują jako przestępcy na policyjnym okazaniu, a finałowy kadr spotu to po prostu psia kupa oznaczona jako dowód zbrodni z wieloznacznym hasłem „Kupa psów łamie prawo”. Działania promocyjne są wspierane przez odpowiednią infrastrukturę. W tym roku kupiliśmy milion zestawów do sprzątania po psach, które – oczywiście bezpłatnie – są dostępne dla wszystkich właścicieli w kioskach RUCH oraz w dzielnicowych wydziałach ochrony środowiska (skąd trafiają również do zainteresowanych wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych). Jeśli będzie trzeba zakupimy kolejne pół miliona zestawów. Chcemy przypomnieć właścicielom psów, że ich pupil ma dwa „końce”; jeśli troszczą się o właściwe karmienie, nie mogą zapominać o sprzątaniu efektów odżywiania. Najważniejszym celem kampanii jest więc uzmysłowienie warszawiakom, że powody do wstydu mają ci, którzy pozostawiają odchody swych psów, a nie ci, którzy je sprzątają.
Red.: Czy mówienie wprost o „kupach” i pokazywanie statystyk związanych z psimi nieczystościami – czyli komunikowanie oparte na szokowaniu i emocjach – sprawdza się w takich akcjach?
AK: Świadomie postanowiliśmy zastosować – kontrowersyjny zapewne dla niektórych – sposób „mówienia wprost” o psich kupach. Dosłowność przekazu ma za zadanie sprowokować ludzi do zastanowienia się nad własną odpowiedzialnością, pokazać, że stan czystości miasta zależy od jednostkowych działań każdego z nas.
Rozpoczynając emisję spotu dwa lata temu obawialiśmy się trochę odbioru tej odważnej reklamy. Warto było jednak zaryzykować. Kampania odbiła się szerokim echem w mediach regionalnych i ogólnopolskich. W Internecie rozgorzały dyskusje „psiarze” kontra „reszta świata”, otrzymaliśmy wiele sygnałów o pozytywnym odbiorze kampanii. Warszawiacy nie obruszyli się na psią kupę na bilbordach i w spocie. Reklama powodowała raczej uśmiech z pewną dozą zawstydzenia i zastanowienia. A my przekonaliśmy się ostatecznie, że warto wykorzystywać kontrowersyjne reklamy dla osiągnięcia celu, jakim jest zmiana świadomości. Jednocześnie staraliśmy się, aby właściciele psów nie poczuli się urażeni czy osaczeni. Dlatego ważne było dla nas, żeby kampania była na tyle profesjonalna i „wyważona”, by nie powodowała efektu przeciwnego do zamierzonego. Moim zdaniem właśnie w profesjonalnie przygotowanych reklamach społecznych kontrowersyjne podejście najczęściej zdaje egzamin.
Red.: Czy dotychczasowe edycje zmieniły coś w świadomości warszawiaków?
AK: Oceniając dotychczasowe działania kampanii Psie Sprawy Warszawy można stwierdzić, iż problem został „poruszony” na tyle, że ludzie zaczęli o tym rozmawiać, część z nich – sprzątać. Przestał to być temat tabu, o którym się nie rozmawia, a który jest bardzo uciążliwy dla wszystkich mieszkańców Warszawy. O ile zaczynając kampanię cztery lata temu spotykaliśmy się z podejściem typu „sprzątanie po psach? to nie ma poważniejszych problemów?”, o tyle z czasem warszawiacy zaczęli traktować temat jako naprawdę poważny.
Właściciele czworonogów w Warszawie przeszli – w naszej ocenie – rewolucję. Jeszcze cztery lata temu mieli gotową wymówkę, że „sprzątałbym, ale nie ma specjalnie oznakowanych koszy…”. Zmienił się regulamin utrzymania czystości i porządku i w obecnym stanie prawa miejscowego nie ma żadnego „ale”.. Wystarczy chcieć… Problemem nie jest bowiem odpowiedź na pytanie „jak sprzątać?” ale „czy jestem na tyle odpowiedzialny, by sprzątać?”. Jak widać kampania Psie Sprawy Warszawy stawia na marchewkę – czyli zachęcanie, zmianę świadomości, odpowiedzialność. Jest jeszcze kijek – czyli mandaty, ale to już zupełnie inna historia…
Rozmawiała Aleksandra Łuczak
