Ujawnił film pokazujący absurdy w policji. Dostał naganę, bo godzi w jej wizerunek

dodano: 
27.06.2011
komentarzy: 
0

Podinspektor Jacek Kosmaty z katowickiej szkoły policyjnej dostał naganę, bo ujawnił film pokazujący kursantów pchających radiowozy. Materiał został opublikowany na stronie Gazety Wyborczej w grudniu 2010 roku, wraz z krótkim wywiadem z Kosmatym. Jak informuje serwis wiadomosci.gazeta.pl, wykładowca został ukarany, bo naraził policję na utratę zaufania.

Podinspektor postanowił odwołać się od tej decyzji do komendanta głównego. Jeśli odwołanie „nie zostanie uwzględnione, pójdę do sądu administracyjnego” – zapowiada Kosmaty w serwisie wiadomosci.gazeta.pl. Rzeczniczka prasowa szkoły podinspektor Barbara Orzeł w rozmowie z PRoto.pl nie chce komentować sprawy tłumacząc, że jest ona w toku. Jak dodaje, film nakręcony przez kursantów przedstawia nie odtwarzanie pościgu, jak to pierwotnie opisała Gazeta Wyborcza, tylko przygotowania do zajęć.

Całą sprawę policjant komentuje na swoim blogu, w którym ujawnia rozmaite absurdy i nieprawidłowości dotyczące funkcjonowania policji, m.in. dotyczące cięć budżetowych w jego placówce i oszczędzania na eksploatacji radiowozów. „Myślę, że tak oficjalnie, te nieszczęsne radiowozy stały się atrapami dopiero po emisji  »sławetnego filmu«” – pisze Kosmaty. „Wcześniej, na pewno jeszcze w 2009 roku, służyły miedzy innymi do udziału w takich właśnie ćwiczeniach (bardzo, bardzo dynamicznie)”. Cytuje również marcowe wydanie miesięcznika Policja 997, w którym napisano, że „w Szkole Policji ktoś zrobił dowcip, dobrze wiedząc, że są to atrapy radiowozów i nie służą do ćwiczeń dynamicznych, tylko statycznych, a obśmiana została cała Policja.(…) Jeżeli komuś nie zależy na wizerunku Policji, to nie powinien tu pracować”.

Czy mundurowy, który upublicznia informacje o nieprawidłowościach w swojej formacji robi słusznie? Zwłaszcza, że w jego przeświadczeniu tylko to może doprowadzić do poprawy sytuacji. W armii, podobnie jak w policji, żołnierze nie mogą się swobodnie wypowiadać. Jak zaznacza pułkownik Dariusz Kryszk, główny specjalista w departamencie prasowo-informacyjnym MON, „Siły Zbrojne całą swą istotę funkcjonowania opierają na spójności i jedności. Niezbędna jest tu dyscyplina”. Nie jest zatem dopuszczalne, aby żołnierze publicznie krytykowali przełożonych. Wobec czego tak istotna jest komunikacja wewnętrzna. Jak tłumaczy Kryszk, „W Siłach Zbrojnych są mocno rozbudowane mechanizmy informowania o nieprawidłowościach. Mamy struktury, które zbierają informacje od dołu i przekazują je do dowództwa. Jeśli żołnierz widzi jakieś nieprawidłowości, ma obowiązek o tym poinformować swoich przełożonych”. Otwarta krytyka przełożonych może bowiem „powodować utratę wiarygodności w oczach społeczeństwa. A armia ma działać właśnie w jego interesie” – tłumaczy specjalista z MON.

„Służby mundurowe mają pewne ograniczenia dotyczące praw człowieka. Państwo musi mieć możliwość wprowadzenia ograniczeń swobody wypowiedzi jeśli istnieje rzeczywiste zagrożenie dyscypliny wojskowej. Właściwe funkcjonowanie armii jest trudne do wyobrażenia bez reguł prawnych mających na celu zapobieżenie przed osłabieniem dyscypliny przez żołnierzy. Żołnierze nie mogą wypowiadać się publicznie na dowolny temat w dowolnym miejscu” – przyznaje Kryszk.(ks)

Źródło:

Gazeta.pl, jacekkosmaty.pl, własne
komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin