W Dzienniku Łódzkim możemy przeczytać o działaniach zmierzających do poprawy wizerunku łódzkiego pogotowia. Od wykrycia afery ze „skórami” mija 5 lat, ale mieszkańcy Łodzi i okolic do dziś dają odczuć pracownikom pogotowia, że pamiętają o tamtych wydarzeniach. Zgodnie z tym, co twierdzi Bogusław Tyka, obecny dyrektor, w pogotowiu jeździ nowy zespół, a ze starej kadry pozostali nieliczni.
Łódzkie pogotowie postawiło na technikę – kupiono 64 karetki nowej generacji z klimatyzacją i nowoczesnym wyposażeniem ratującym życie, wszystkie mają też podłączony GPS, a to, co dzieje się w karetkach, podlega ścisłej kontroli. „Po nekroaferze wysyłaliśmy też ankiety do pacjentów, którzy w tym czasie wzywali pogotowie, aby zebrać od nich informacje, jak zachowywali się wówczas nasi sanitariusze i lekarze”. W artykule czytamy również, że w łódzkim pogotowiu przykłada się wagę do wykształcenia (część ratowników ma już licencjat w tym kierunku), reaktywowana została Szkoła Ratownictwa Medycznego.
Poprawie wizerunku pomogła zmiana systemu ratownictwa medycznego, wprowadzona ustawowo w styczniu tego roku. Wiąże się ona z nowym podziałem ról – w pogotowiu oprócz karetek reanimacyjnych „R” i wypadkowych „W”, jeżdżą karetki o profilu podstawowym „P”, w których są tylko ratownicy. To na nich spadł największy obowiązek odbudowy wizerunku. „Po aferze ze »skórami« wszyscy nam patrzą na ręce – mówi ratownik Ryszard Ciszewski. – To stresujące, ale może to i dobrze, bo przynajmniej jesteśmy wolni od podejrzeń”. (jcm)


