Według dziennikarzy Gazety Wyborczej zaangażowanie Lecha Kaczyńskiego w konflikt kaukaski jest planem speców od wizerunku na poprawę jego notowań. W sierpniu Kaczyński miał, jak wynika z sondaży, najniższe poparcie społeczne od czasów wyborów prezydenckich.
Gdyby pod koniec lata zorganizowano wybory prezydenckie, wygrałby je Donald Tusk, a Lech Kaczyński nie miałby szans na reelekcję. Co ciekawe, społeczeństwo zamiast głosować na obecną głowę państwa chętniej oddałoby głos na Zbigniewa Ziobrę z PiS-u, piszą autorzy artykułu. Dlatego, kiedy tylko zaczął się konflikt w Gruzji z wakacji został ściągnięty „PiS-owski spec od wizerunku” Adam Bielan. Razem z rzecznikiem prezydenta Michałem Kamińskim wymyślił on, jak przekonują dziennikarze, że gruziński kryzys to szansa na przełamanie niekorzystnych dla Kaczyńskiego sondaży.
Jednak wbrew sugestii spin doktorów Kaczyński nawet po powrocie do Polski używa ostrego, wojennego języka wypowiadając się o tym, co dzieje się w Gruzji. Zdaniem działaczy PO, przytaczanym w artykule, Polacy boją się wojennej retoryki, więc nie poprawi ona wizerunku Kaczyńskiego. A takie postępowanie prezydenta utoruje tylko drogę do prezydentury Tuskowi, czytamy w tekście. (ał)
