.

 

Chaos wokół wyborów prezydenckich szkodzi wszystkim

dodano: 
07.05.2020
komentarzy: 
0

Kiedy odbędą się wybory prezydenckie? W jaki sposób przeprowadzone zostanie głosowanie? Czy wybory korespondencyjne są bezpieczne? Te i wiele innych pytań pojawiało się ostatnio nie bez powodu. Gdy wybory prezydenckie w Polsce planowano na 10 maja 2020 roku, nikt nie spodziewał się, że funkcjonowanie całego świata sparaliżuje pandemia.

Od kilku tygodni jest to jednak najważniejszy globalny problem. Organizowanie majowych wyborów od pewnego czasu stawało więc pod znakiem zapytania, budziło sprzeciw obywateli i obawy o zdrowie, a także – stało się przedmiotem politycznych walk. Zagrożenie zdrowia, kryzys gospodarczy i izolacja sprawiły też, że kampania i walka polityczna zeszły na dalszy plan wśród spraw istotnych dla Polaków. Partia rządząca dążyła jednak przeprowadzenia wyborów jak najszybciej, stąd pomysł np. wyborów korespondencyjnych. Wzbudziły one jednak wiele protestów z obawy i o bezpieczeństwo, i demokratyczny sposób głosowania. Projekt ten został 5 maja odrzucony przez Senat. Dopiero 6 maja wieczorem – na zaledwie trzy dni przed planowanym terminem głosowania, tuż po debacie prezydenckiej w TVP – co nieco się wyjaśniło. Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin porozumieli się w sprawie wyborów i wspólnie ogłosili, że w maju się one nie odbędą.

Nic więc dziwnego, że wybory prezydenckie to – oczywiście obok koronawirusa – dominujący ostatnio temat w polskich mediach. Z danych Instytutu Monitorowania Mediów wynika, że od początku kwietnia do 5 maja 2020 roku pojawiło się prawie 98 tys. wzmianek* im poświęconych. W kwietniu wątek wyborów pojawił się w mediach ponad 83 tys. razy, z czego blisko 12 proc. (prawie 10 tys.) stanowiły publikacje dotyczące odwołania wyborów. Tylko przez pierwsze pięć dni maja o wyborach pojawiło się ponad 14,5 tys. wzmianek. W tym czasie o odwołaniu wyborów pisano tylko 341 razy.

Najpopularniejszym źródłem informacji o wyborach prezydenckich 2020 były portale – w nich od początku kwietnia pojawiło się blisko 69 tys. wzmianek na ten temat. Drugą pozycję zajęło radio, skąd pochodziło niecałe 19 tys. wzmianek – podaje IMM. Dalej uplasowała się telewizja z 7 tys. wzmianek, a za nią prasa, w której temat wyborów był poruszany około 3 tys. razy.

Medialne zainteresowanie sprawą wyborów jest oczywiste. Jeszcze wczoraj nikt nie wiedział, kiedy i w jakiej formie głosowanie się odbędzie. Choas i niepewność wokół terminu i sposobu przeprowadzenia wyborów prezydenckich budzą niepokój społeczeństwa i nie pozostają bez oddziaływania wizerunkowego.

„Na bardzo zasadne pytanie o sens organizacji wyborów prezydenckich w czasie szalejącej pandemii jak do tej pory nikt nie podał jeszcze sensownej odpowiedzi. Wprawdzie Jarosław Kaczyński uzasadniał, że »zgodnie z konstytucją nie ma możliwości odłożenia wyborów, szczególnie na rok«, ale w jego przypadku zasłanianie się przepisami ustawy zasadniczej brzmi mocno niewiarygodnie. Wygląda na to, że ktoś i w tej sprawie wydał wojnę zdrowemu rozsądkowi z niezachwianą wolą jej wygrania” – komentuje dr Wojciech K. Szalkiewicz. „Niestety to, że tych wyborów w planowanym terminie i w demokratycznej formie przeprowadzić się nie da, było wiadomo mniej więcej już od miesiąca, kiedy liczba zachorowań zaczęła gwałtownie rosnąć, a kiedy właśnie ruszać powinna machina związana z ich organizacją” – zauważa dalej. I dodaje: „Wprawdzie politycy PiS zapewniali, że głosowanie miałoby być całkowicie bezpieczne dla tych, którzy będą w nim uczestniczyć, jak i dla tych, którzy mieli je organizować, ale już wtedy sondaże pokazywały, że niewiele osób gotowych jest w nim wziąć udział. Większość respondentów była zdania, że wybory najbezpieczniejsze będą dla tych, którzy w żaden sposób udziału w nich nie wezmą”.

Na chaosie tracą wszyscy

Zdaniem Krzysztofa Tomczyńskiego, Partnera i Account Directora w Alert Media Communications, na tym chaosie tracą wszyscy. „Najbardziej traci klasa polityczna jako całość. Państwo stanęło przed dużym wyzwaniem prawno-organizacyjnym związanym z terminem wyborów przypadającym na czas epidemii i zupełnie tego testu nie zdało” – uważa ekspert. Jak mówi, doprowadzono „do niezrozumiałego już chyba dla nikogo chaosu związanego z organizacją wyborów”.

„Chaos wokół terminu wyborów chwieje wizerunkiem partii, dotyczy to zwłaszcza partii opozycyjnych. Niejednolite stanowisko poszczególnych kandydatów w tej kwestii wpływa na rozbijanie elektoratu opozycyjnego, co jest szczególnie niekorzystne w perspektywie potencjalnej drugiej tury wyborów. Wówczas elektoraty muszą znaleźć minimum wspólnego przekonania, że wczorajszy konkurent dzisiaj jest dobrym wspólnym kandydatem” – komentuje dr hab. Ewa Marciniak z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Tomczyński zwraca uwagę, że konflikt w sprawie wyborów, jak również obniżenie w ostatnich latach autorytetu różnych instytucji państwowych sprawiły, że dziś mamy do czynienia z deficytem zaufania, które jest potrzebne w tak trudnym okresie jak teraz. „Natomiast dla Polaków obecnie ważniejsze jest to, czy ich bliscy będą zdrowi i czy będą mieć pracę, a nie jaki poseł z kim się ułoży i kto, w związku z tym do jakiej skrzynki dostanie pakiet wyborczy. Kwestie związane z organizacją wyborów są coraz mniej jasne, a chaos, jaki wokół tego panuje, doprowadzi do jeszcze większego zniechęcenia polityką” – uważa Tomczyński. Jak dopowiada, tym spowodowane są straty poszczególnych „graczy i partii politycznych”. „PiS samo się »zakiwało« i teraz w zasadzie nie ma dobrego wizerunkowo wyjścia z sytuacji. Po stronie opozycji zaś brak jest szerszej strategii jak długofalowo działać” – komentuje przedstawiciel Alert Media Communications.

Dr hab. Marciniak zauważa, że do Prawa i Sprawiedliwości po tych wyborach przylgnie wizerunek ugrupowania dążącego za wszelką cenę do utrzymania władzy. „Jest to o tyle niezrozumiałe, że w aktualnej sytuacji bez względu na termin wyborów widać znaczącą przewagę Andrzeja Dudy. Zatem koncentracja na preferowaniu majowego terminu wyborów jest taktycznie nieuzasadniona” – ocenia dr hab. Ewa Marciniak. „Choć podkreślić należy, że w stosunku koalicji rządzącej do terminu wyborów zauważyć można pewną ewolucję – od 100 proc. przekonania, że wybory muszą się odbyć 10 maja, przez wskazywanie na konstytucyjne możliwości przesunięcia terminu (propozycja Gowina) do deklaracji wprost, że 10 maja przeprowadzenie głosowania jest nierealne. Wizerunek PiS jako partii słuchającej ludzi ewoluuje w kierunku wizerunku partii władzy” – zwraca uwagę ekspertka.

Jak zauważa dr Wojciech K. Szalkiewicz, dla obserwatorów polskiej sceny politycznej upór Jarosława Kaczyńskiego w dążeniu do wyborów jest dosyć oczywisty. „Reelekcja PAD jest dla niego i jego partii »być albo nie być«. Po nie do końca wygranych wyborach parlamentarnych ewentualna utrata wpływu na pałac prezydencki oznaczałaby bowiem szybką utratę władzy i rozpoczęcie procesu »dekaczyzacji« Polski” – komentuje. Stąd, jak mówi, dążenie do głosowania zanim Polacy zaczną odczuwać skutki kryzysu gospodarczego spowodowanego koronawirusem, a poparcie dla Zjednoczonej Prawicy zacznie gwałtownie spadać. Szalkiewicz dodaje jednak, że dla przeciętnego wyborcy te działania są zupełnie niezrozumiałe. „I rzutuje to na wizerunek PiS, którego politycy bardzo mętnie tłumaczą, niezbyt przemyślane i często sprzeczne ze sobą decyzje w tej sprawie. Bo rozwiązanie problemu stało się dla nich jeszcze większym problemem” – sądzi.

W ocenie Krzysztofa Tomczyńskiego na zamieszaniu wyborczym traci też całe społeczeństwo. „Przede wszystkim wygląda na to, że tylko grami politycznymi, a nie próbami przeciwdziałania kryzysowi gospodarczo-zdrowotnemu, zajmują się w ostatnich tygodniach politycy, instytucje rządowe, a nawet spółki Skarbu Państwa” – dostrzega ekspert. „Tę energię można by o wiele lepiej spożytkować... i skorzystać politycznie” – uważa.

Kampania bez pomysłu

Wyborcze zamieszanie w ocenie dr. Szalkiewicza nie wpływa też najlepiej na wizerunek obecnie urzędującego prezydenta. Jak ocenia ekspert, Duda „miota się pomiędzy rolą »prezydenta wszystkich Polaków«, którzy na głowie mają problemy związane z wirusem, a prowadzeniem kampanii”. Jako przykład podaje „żenujące z punktu widzenia marketingu politycznego poniedziałkowe wystąpienie na temat Baltic Pipe”.

Jak zauważa dr Marciniak, Andrzej Duda prowadzi kampanię, podkreślając swoją rolę w rządach „dobrej zmiany”. „To ewidentna strategia »pławienia się w cudzej chwale«, tj. przypisywania sobie sprawczości z pominięciem faktycznej pozycji ustrojowej prezydenta” – zwraca uwagę. „Koncentracja na programach z plusem przypomina w większym stopniu kampanię reklamową niż kampanię wyborczą” – dodaje ekspertka z UW.

Zobacz również: „Piekło zamarzło – Andrzej Duda, Prezydent RP, jest na TikToku”. Komentuje dr Łukasz Przybysz

Dr Szalkiewicz dostrzega także, że chaos wokół wyborów wpływa także na kampanię pozostałych kandydatów. „Ograniczony dostęp do mediów, brak możliwości organizacji spotkań z wyborcami powodują, że ich aktywność przeniosła się do internetu. Ten jednak wypełniony jest »po kokardę« informacjami dotyczącymi walki z epidemią i wizje przyszłej Polski przez nich proponowane nie za bardzo mają jak się przez nie przebić. Zwłaszcza, że zainteresowanie wyborami jest raczej niewielkie” – ocenia.

„Wybory wygrywa się dzięki pozytywnej wizji, którą można zarazić ludzi, np. »Czwarta RP«, »Druga Irlandia«, »Dobra Zmiana«, »Zielona wyspa«. Taki pozytywny i konstruktywny przekaz, mogący »pociągnąć« ludzi, nie przebija się niestety w komunikacji żadnego z obecnych kandydatów na urząd prezydenta” – ocenia Tomczyński.

Również zdaniem dr. Szalkiewicza poszczególne sztaby nie mają pomysłu na tę kampanię. „Najlepszym przykładem tej sytuacji jest spot »Więcej testów – To mniej zakazów«. Kandydatka na Prezydenta RP, gość stacji Kidawa.TV, przeprowadza »wywiad« z lekarzem, który przekonuje widzów do niebrania udziału w wyborach, w których startuje… bohaterka spotu!” – opisuje Szalkiewicz.

„Sekwencyjna niespójność to główna cecha kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, co oznacza, że poszczególne etapy różniły się intensywnością i treścią przekazu” – komentuje dr Marciniak. Zwraca uwagę, że poza konwencją wyborczą rytm jej kampanii wyznaczały krótkie wypowiedzi o charakterze komentarza do bieżących wydarzeń i ocena działań rządzących. „Tymczasem zabrakło konstruktywnego przekazu kandydatki, w tej roli dość skutecznie zastępował ją Borys Budka. Błędem okazał się też demobilizacyjny w skutkach charakter apelu o bojkot wyborów” – ocenia ekspertka. Jej zdaniem Władysław Kosiniak-Kamysz to pretendent do drugiej tury, który koncentruje środowisko umiarkowane, zdroworozsądkowe. „Jednocześnie jego kampania jest w dużym stopniu skoncentrowana na programie, choć są też momenty, kiedy WKK zachowuje się tak, jakby był już prezydentem” – dostrzega dr Marciniak. Szymon Hołownia skupia w jej ocenie wyborców zniechęconych konfliktem politycznym. Jak mówi, jego dobre wskaźniki sondażowe świadczą o tym, że konsekwentny przekaz realizowany w mediach się opłaca. „Debiut w polityce może okazać się efektowny i efektywny” – mówi ekspertka.

Dr Marciniak dobrze ocenia aktywność Krzysztofa Bosaka w mediach społecznościowych, która daje mu duże zasięgi – zbliżone do wpisów Roberta Biedronia. „W ostatnim czasie ukazują się wpisy wyraźnie definiujące różnicę między poglądami narodowymi, konserwatywnymi a liberalnymi, co pozwoli potencjalnym wyborcom na poparcie lub sprzeciw” – zauważa. Biedroń jej zdaniem znajduje się w trudnej sytuacji z uwagi na fakt, że wcześniej rozczarował wielu wyborców lewicowych swoją niekonsekwencją. Jak zauważa, jego wsparciem jest jednak Włodzimierz Czarzasty i zdaniem Marciniak to on jest największym atutem Biedronia. Ekspertka zwraca też uwagę na „znacząca nieobecność” Adrian Zandberga w tej kampanii.

Czytaj także: „Poprawne, nudne i wtórne”? Eksperci ocenili początkowe działania kandydatów na prezydenta

Straty na skalę międzynarodową

Chaos związany z wyborami to już nie tylko sprawa polska. Sytuacja nie pozostała bez echa w zagranicznych mediach, na temat głosowania wypowiadały się międzynarodowe organizacje. Eksperci są zgodni – wizerunek naszego kraju na arenie międzynarodowej na tym traci.

„W ostatnim czasie ukazało się sporo artykułów w opiniotwórczych mediach o negatywnym wydźwięku. Podkreśla się w nich nierespektowanie procedur demokratycznych i utożsamianie wyborów z aktem głosowania” – zwraca uwagę dr Marciniak. Jak mówi, pojawia się etykieta „niedemokratyczności”, która może do Polski przylgnąć. „A byłby to wielce niekorzystny scenariusz” – uczula.

Dr Wojciech K. Szalkiewicz zwraca uwagę, że na problemy z demokratycznością wyborów zwracali uwagę przedstawiciele instytucji europejskich, sygnalizując problem ich ewentualnej legalności. „A ta z pewnością podważona zostanie przez prawników, co w konsekwencji może oznaczać kwestionowanie obecności prezydenta Dudy nie tylko w Brukseli, ale przede wszystkim w Waszyngtonie, gdzie rzadko przyjmowani są wszelkiej maści »uzurpatorzy władzy«. Nie poprawi to z pewnością naszego wizerunku na arenie międzynarodowej” – ocenia ekspert.

„Nawet w państwach tylko udających demokracje poziom informacji na temat procesu wyborczego, a przynajmniej terminu głosowania, jest większy niż u nas. Poczucie stabilności politycznej to jedna z kluczowych kwestii dla społeczeństwa, ale też dla biznesu, co przekłada się na kluczową dla każdego sytuację gospodarczą” – zauważa Tomczyński.

Opracowała Małgorzata Baran

* Monitoring mediów IMM w prasie, radiu, telwizji, portalach internetowych w okresie od 1 kwietnia do 5 maja 2020 roku.

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin